[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Charlie z trudem powstrzymała triumfalny okrzyk. Teraz już
była absolutnie pewna, że biedak niczego nie pamięta. By się
jednak ostatecznie upewnić, zapytała:
S
R
- Ty naprawdę niczego nie pamiętasz?
Zrobił dobrą minę do złej gry.
- Jasne, że wszystko pamiętam. Chciałem tylko się
przekonać, co ty o tym wszystkim sądzisz. - Jego oczy zdra-
dzały, że rozpaczliwie szuka jakiegoś znaku w zachowaniu
Charlie,
Miała ochotę wybuchnąć głośnym śmiechem. On nie wie,
co razem robili, do czego między nimi doszło. Odwróciła się,
by niczego nie mógł wyczytać z wyrazu jej twarzy. Ten facet
był zupełnie zagubiony. Z jednej strony pragnęła przytulić
się do niego i zapewnić, że między nimi nic zaszło. Ale nie
mogła sobie na to pozwolić. Z drugiej strony bowiem chodziło
o jej przyszłość i bardzo potrzebowała pomocy Denvera. Czy
uda jej się jeszcze trochę go pozwodzić?
Włączyła ekspres i odwróciła się.
- Chciałbyś wiedzieć, co ja o tym wszystkim sądzę? -
powtórzyła powoli, udając onieśmielenie. - Może najpierw
ty coś powiesz o ostatniej nocy?
Zobaczyła, jak nabrzmiewają mu żyły na skroniach. Cięż-
ko oparł się o blat.
- Nie... raczej nie.
Spojrzała na niego wzrokiem niewiniątka.
- To stało się tak nagle. Wiem, że powinniśmy się lepiej
poznać, zanim... zanim...
Denver głośno przełknął ślinę i ochryple zapytał:
- Zanim co?
Z zalotną nieśmiałością uśmiechnęła się do niego.
- Zanim sprawa stanie się tak poważna.
- Poważna? - Denver nerwowo rozluznił kołnierzyk,
jakby zabrakło mu tchu. - Nigdy nie jestem poważny - szyb-
ko dodał. - Powinnaś to wiedzieć. Prawie mnie nie znasz,
niczego o mnie nie wiesz. Często rzucam słowa na wiatr.
S
R
- Ale ty mówiłeś serio - powiedziała serdecznym tonem.
- Mężczyzna w takiej chwili nie oszukuje. Wiesz, o co cho-
dzi...
Denver z trudem powstrzymał przekleństwo.
- Nie - odpowiedział tylko i podszedł bliżej, uważnie jej
się przypatrując. - Nie, nie wiem, o co chodzi. Może ty mi
wytłumaczysz?
Podała mu kubek z kawą.
- Nigdy dotąd żaden mężczyzna nie powiedział mi czegoś
podobnego.
Wzięła swój kubek i poszła do pokoju.
Przez moment Denver obserwował ją ze zmarszczonymi
brwiami. Wreszcie ruszył za nią. Usiedli obok siebie przy
małym stoliku. Uporczywie szukał wzrokiem jej oczu, jakby
chciał z nich wyczytać prawdę i powiedział:
- Posłuchaj, Charlie. Byłem pijany. Nie pamiętam, co
mówiłem. W ogóle niczego nie pamiętam.
- A to pech, bo mówiłeś tak pięknie - powiedziała,
uśmiechając się rozkosznie. - Byłeś bardzo przekonujący.
Denver przełknął łyk gorącej kawy i skrzywił się. Zanim
zdążyły ogarnąć ją wyrzuty sumienia, Denver spojrzał na nią
nieco śmielej.
- Chwileczkę - powiedział, oskarży cielsko wskazując na
nią palcem. - Nie byłem aż tak pijany. - Jego spojrzenie stało
się bardzo podejrzliwe. - Coś sobie zaczynam przypominać.
Mówiliśmy chyba o... - Nerwowo omiótł wzrokiem pokój
i zawahał się. - Tak, rozmawialiśmy o instytucji małżeństwa, a
dzisiaj rano ty powiedziałaś.
Te przebłyski pamięci bardzo zaniepokoiły Charlie. Zde-
cydowała się na błyskawiczny atak:
- Nie pamiętasz, że w nocy mi się oświadczyłeś?
Przez moment patrzył na nią nieruchomo, ale zaraz po-
S
R
trzasnął zdecydowanie głową. Wreszcie zrozumiał jej pod-
stęp. Może to i zabawne, ale jakże żałosne.
- Nie - powiedział, odzyskawszy dawną pewność siebie.
- To po prostu niemożliwe.
Charlie spojrzała na niego ze smutkiem. Szkoda, że się nie
udało.
- To cały ty. - Wciąż nie rezygnowała ze swego planu.
- Naprawdę niczego nie pamiętasz? No dobrze, powiem ci
dokładnie, co się zdarzyło. - Przysunęła się bliżej i odstawiła
kawę. - Próbowałeś mnie przekonać, że mogłabym się zako-
chać w facecie takim jak ty. %7łe jesteś w moim typie.
Ale Denver stał już na twardym gruncie i nie traktował
słów Charlie poważnie. Musiał jednak przyznać, że przez
jakiś czas zręcznie wodziła go za nos.
- A dlaczego miałbym cię o tym przekonywać?
Jej oczy stały się wielkie jak spodki.
- To chyba oczywiste.
- A jakże! - stwierdził gniewne. - Każdy idiota by zrozu-
miał, że to ty od pierwszej chwili leciałaś na mnie.
Charlie wybuchnęła głośnym śmiechem:
- Ty... ty...
- Ciągle pod byle pretekstem zdzierasz ze mnie ubranie.
Wciąż się tu szwendasz jak zadurzona nastolatka. Dobrze
wiem, do czego zmierzasz.
- Denver! - Wyciągnęła rękę, jakby chciała go uderzyć,
ale on złapał ją za przegub.
- I wciąż mnie dotykasz! - krzyknął i uniósł jej dłoń, jak-
by była dowodem rzeczowym prezentowanym ławie przysię-
głych.
Charlie wybuchnęła śmiechem, lecz nagle coś w jego
oczach spowodowało, że umilkła. Stali tak blisko siebie, że
Denver czuł na szyi jej oddech. Jasne, bujne włosy Charlie
S
R
[ Pobierz całość w formacie PDF ]