[ Pobierz całość w formacie PDF ]
go Sally, ostrożnymi ruchami próbując nałożyć Les-
terowi uprząż. Wreszcie się udało.
Brawo, Sally! Tom dał znać Seanowi, że są już
gotowi.
Sally badała tymczasem chłopca.
Czy gdzieś cię boli? spytała.
Tu, z boku pokazał.
Nigdzie więcej?
Nie.
Tom skończył rozmawiać z Seanem.
Spuszczają nosze, ale chcą, żebyś wracała od razu.
MajÄ… jakiÅ› problem.
Dasz sobie radę? spytała Sally z troską wgłosie.
Boisz się o mnie? Tom uśmiechnął się zaczep-
nie.
Ani trochÄ™.
Kłamczucha! Pózniej o tym pogadamy.
Zła na siebie, bez słowa zaczęła wspinać się na górę.
Co się dzieje? zapytała, stanąwszy na pewnym
gruncie.
James za nic nie chce zejść na dół odparł ziryto-
wany Sean.
PRAWDZIWY DOM 105
My, kobiety, damy sobie z nim radÄ™, prawda, Sal-
ly? rzekła na to Ellie, ale zaraz spoważniała. Spróbuj
przemówić mu do rozumu. Wygaduje, że nikt go nie
potrzebuje, nikt go nie kocha i temu podobne. To chyba
sÄ… sprawy z twojej dziedziny.
Może moje nieszczęsne dzieciństwo na coś się
wreszcie przyda ze smutnym uśmiechem zauważyła
Sally, kierując się w stronę miejsca, gdzie siedział sku-
lony chłopiec.
Jak się masz, James. Słyszałam, że nie chcesz wra-
cać do domu.
A po co mam wracać?
Bo tam czekają na ciebie osoby, które cię kochają
i bardzo się o ciebie martwią powiedziała, przygląda-
jąc się uważnie zgnębionej twarzy chłopca.
Nie wiedziała, ile ma lat, ale w tej chwili robił wraże-
nie bezbronnego dziecka. Usłyszała za sobą gwar, pew-
nie nosze z drugim chłopcem znalazły się już na górze,
ale nawet się nie odwróciła.
Nie jestem im potrzebny. James opuścił głowę.
Powiedzieli mi dzisiaj, że mnie adoptowali. Przez
czternaście lat nic nie mówili, a dopiero dzisiaj...
To rzeczywiście poważna sprawa przyznała Sal-
ly po krótkim wahaniu.
No pewnie. James szybkim ruchem otarł łzy
napływające mu do oczu. Teraz rozumiem, dlaczego
zawsze czułem się inny. Dlaczego do nich nie pasowa-
łem. Tata świetnie gra w futbol, a ja nie potrafię. Nic
dziwnego, że jestem inny, skoro nie jestem jego synem,
no nie?
James podniósł głowę i popatrzył jej w oczy. Sally
106 SARAH MORGAN
długo się zastanawiała, co powiedzieć, by nie pogorszyć
sytuacji.
Ja niewiele wiem o rodzicach, bo ich nie miałam
wyznała w końcu.
Usłyszała za sobą kroki i ktoś przystanął za jej pleca-
mi. Pewnie Tom.
Też byłaś adoptowana? zainteresował się James.
Nie miałam tyle szczęścia odparła, starając się
mówić w miarę pogodnym tonem. Prawdę powiedzia-
wszy, przez całe dzieciństwo pragnęłam, żeby ktoś
mnie adoptował. Marzyłam o kimś, kto polubi mnie na
tyle, żeby chcieć mnie przyjąć do swojej rodziny.
Czy uczucie żalu nigdy nie minie? Czy tamte wspo-
mnienia zawsze będą aż tak bolesne?
Poczuła na ramieniu dłoń Toma, ale tym razem nie
spróbowała się od niej uwolnić.
Naprawdę chciałaś, żeby ktoś cię adoptował?
spytał James z niedowierzaniem.
O tak, i to bardzo. Jeśli ktoś dziecko adoptuje, to
znaczy, że naprawdę bardzo tego pragnie.
James pokręcił głową.
Ale ciebie nikt nie adoptował?
Nie. Nikomu aż tak bardzo na mnie nie zależało.
Znowu poczuła rękę Toma na ramieniu.
To co z tobą było? Gdzie mieszkałaś?
Sally z udaną niefrasobliwością wzruszyła ramio-
nami.
Uróżnych przypadkowych ludzi. Tułałam się mię-
dzy domem dziecka a kolejnymi rodzinami zastępczy-
mi. Nie było to miłe dzieciństwo. Ale miałam przyja-
ciół.
PRAWDZIWY DOM 107
Nie chciałaś wiedzieć, kim była twoja prawdziwa
mama? pytał dalej James.
Oczywiście, że chciałam. To naturalne. Na twa-
rzy Sally pojawił się blady uśmiech. Ale najbardziej
chciałam, żeby mnie ktoś adoptował. Bo czy nie uwa-
żasz, że to coś nadzwyczajnego, jeżeli ktoś z wszystkich
ludzi wybiera właśnie ciebie?
James chwilę milczał.
Ale moja prawdziwa mama mnie nie chciała.
Być może. Ale czy nie sądzisz, że twoją prawdzi-
wą mamą jest ta, która karmiła cię i przewijała, kiedy
byłeś malutki, która podnosiła, kiedy się przewróciłeś,
a dzisiaj zagania ciÄ™ do odrabiania lekcji? I pewnie
bardzo ciÄ™ kocha.
To dlaczego wcześniej mi nie powiedziała?
Sally westchnęła.
Może zle zrobiła. Ale trudno na to wybrać właś-
ciwą chwilę, a nikt nie jest doskonały. Czy nigdy nie
zdarzyło ci się zrobić czegoś, a potem żałować, że nie
zrobiłeś tego inaczej?
James, po krótkim namyśle, skinął głową.
Chyba tak.
Bo mnie na pewno. Sally zdała sobie sprawę, że
robi się coraz zimniej. Wiem, że czujesz się okropnie
i musicie sobie z mamą wiele rzeczy wyjaśnić, ale
w tym celu musimy zejść na dół.
Rodzice będą się gniewać.
Bo im na tobie zależy. Sally wzięła chłopca za
rękę i mocno ją uścisnęła. Gniewają się, bo martwią
się o ciebie, a martwią się, ponieważ cię kochają. Wiem,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]