[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wobec pana radcy, aż was o to zapyta.
Józef odetchnął z ulgą.
— Może pan na mnie polegać. Wbiję to też i Elżbietce w głowę. Tym razem
dobrze się stało, że się wygadała, gdyż w ten sposób ciężar ten spadł nam z serca.
Cieszę się, że mogłem panu wyświadczyć przysługę.
Jan Sund poklepał Józefa po ramieniu.
— Elżbietka jeszcze się nie wygadała, Józefie, zwabiłem was tylko w
pułapkę, ponieważ zauważyłem, że chcieliście coś ukryć. Ale nie żałujcie, że
wyznaliście nam wszystko, gdyż spełniliście przez to dobry uczynek, a nagroda
was nie minie. Ale musicie postępować dokładnie tak, jak wam teraz polecimy.
Józef skinął potakująco głową.
— Tak, tak, proszę pana, widzę przecież, że idzie o dobro pana Ralfa, i dlate-
go jestem duszą i ciałem po jego stronie, bo to dobry pan.
— To prawda, Józefie, i wynagrodzi wam to, co dla niego uczyniliście. Więc
uważajcie teraz! Pójdziecie do domu i nie piśniecie ani słówka o tym, o czym
mówiliśmy tutaj z wami. Elżbietkę możecie uspokoić, powiedzcie, żeby nadal
milczała o tej sprawie, aż ją pan radca handlowy o to zapyta, a wtedy już ja się
postaram, abyście mogli jak najszybciej wyprawić wesele, jeszcze w tym roku.
Mam w swojej willi wspaniałe miejsce dla zarządzającego i od dawna już szu-
kam na to miejsce przyzwoitych ludzi. Tę posadę dostaniecie wy ze swoją
Elżbietką — ale tylko, jeżeli będziecie wobec wszystkich trzymali język za
zębami.
Józef poczerwieniał teraz z radości.
— Ach, jakże mam panu dziękować?
— Najlepiej okażecie mi swoją wdzięczność, stosując się dokładnie do nas-
zych poleceń. Jeśli pan Franciszek zapyta was, co powiedział pan Ralf, odpo-
wiedzcie mu, że pan Ralf oznajmił, iż już w najbliższych dniach zamierza
wyjechać do Ameryki, a przy sposobności odpowie na jego list. Poza tym nic
więcej, rozumiecie?
Józef gorliwie obiecał, że będzie milczał i co do joty wypełni wszystkie pole-
cenia Jana Sunda. Ukłonił się uniżenie i wyszedł.
— I co powiesz, Ralfie, mój „kryminalny" nos mnie nie zawiódł. Byłem od
początku przekonany, że łotrostwa dopuścił się twój ukochany kuzynek, któremu
zawadzałeś w domu pana radcy. Ta sprawa mnie piekielnie podnieca. Ciekawe,
jak przyjmie tę rewelację o skradzionym klejnocie twój stryjaszek. Nie ruszaj się,
Ralfie, z hotelu, a ja podskoczę do „Nepalu". Muszę spotkać się z panem radcą,
który obecnie bawi zapewne w fabryce. Mam takie uczucie, jakbym w ciągu os-
tatnich dwudziestu godzin stał się nagle niezmiernie pożytecznym człowiekiem i
muszę się tym uczuciem dostatecznie nasycić. Wiesz, postanowiłem w
przyszłości oddać swój nadmiar czasu i swój niewątpliwy talent detektywa na
usługi sprawiedliwości, w ten sposób przynajmniej przydam się na coś.
Jan Sund istotnie pojechał wkrótce potem do Zakładów „Nepal". Przed
wejściem ujrzał samochód, akurat który przywiózł radcę handlowego i Francisz-
ka. Jan Sund, nie witając się z Franciszkiem, zwrócił się wprost do radcy han-
dlowego:
— Czy mogę prosić pana o poświęcenie mi kilku minut? Chciałem pomówić z
panem w pilnej sprawie, panie radco!
Henryk Bodmer skinął potakująco głową.
— Niech pan pozwoli do mego gabinetu, drogi panie Sund! [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • policzgwiazdy.htw.pl