[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Cały czas o tym wszystkim myślę. Ciągle zadaję sobie te same pytania.
Mam dwadzieścia pięć lat, wymarzoną pracę i karierę przed sobą, lecz
samotne wychowywanie dziecka nie będzie łatwe. - Zagryzła wargi. - Ale
nie potrafię nawet myśleć o innym rozwiązaniu. Wcale nie potępiam
ludzi, którzy wybierają to inne wyjście, bo też muszą mieć w sobie dużo
siły i pewności, że to jedyna decyzja. Aleja tego nie wybiorę.
- Więc urodzisz dziecko? - zapytała Hannah.
- Tak. I wiem, że będę musiała znalezć sobie inne mieszka...
- Zgłupiałaś do reszty? - przerwała jej Charlie.
214
- Trochę przemeblujemy, i wszystko. Nie będziesz się wyprowadzać
tylko dlatego, że jesteś w ciąży. Poza tym łatwiej nam będzie opiekować
się dzieckiem tutaj, niż jakbyśmy musiały jezdzić gdzieś do zapyziałego,
małego mieszkanka w odległej dzielnicy.
- A jeśli dziecko będzie płakało w nocy?
- Charlie potrafi przespać burzę z piorunami
- stwierdziła Shelley. - Ja mam pełno dzieci na boisku szkolnym, a
Hannah jest przyzwyczajona do płaczu dzieci w przychodni. Damy sobie
radÄ™.
- Poza tym kilkumiesięczne dziecko zaczyna już sypiać przez całą noc -
wyjaśniła Hannah.
- No wiesz... Dzieci są modnymi dodatkami. Możemy sobie czasem je od
ciebie pożyczyć i udawać Smakowitą Mamuśkę - błaznowała Charlie.
- Zostajesz z nami, mała - zakończyła Hannah. Jane omal nie rozpłakała
się z radości.
- Jesteście wspaniałe. A moje dziecko będzie miało trzy najwspanialsze
matki chrzestne.
- Jako pielęgniarka zajmę się badaniami prenatalnymi - oświadczyła
Hannah.
- Jako nauczycielka będę wybierać dziecku edukacyjne zabawki -
wtrąciła Shelley.
- Jako królowa mody będę dbać o stroje maleństwa i wybiorę
najmodniejszy wózeczek - dodała Charlie. - To mamy wszystko
omówione. Teraz chyba czas na ciasteczko...
Pierwsze badanie prenatalne nie poszło tak zle,
215
jak się Jane spodziewała. Jej przyjaciółki były na medal, więc nie
potrzebowała pomocy Mitcha Hollanda.
Mimo to poinformowała go o zbliżającym się badaniu. Oczywiście nie
odpowiedział, czego zresztą Jane się spodziewała. Brakiem odpowiedzi
potwierdził, że nie chce mieć z dzieckiem nic wspólnego.
- Może powinnaś jednak porozmawiać z tą Harry - doradziła Hannah. -
Może ona przemówi mu do rozsądku.
- On nie podejmie żadnej odpowiedzialności. Nie ma sensu dodatkowo
się przejmować. Dam sobie radę - odparła Jane.
Jednak kilka minut pózniej, gdy lekarz rozprowadził żel po jej brzuchu,
przytknął ultrasonograf i pokazał jej obraz dziecka na ekranie, w oczach
Jane pojawiły się łzy.
- Moje dziecko - wyszeptała.
- Tu ma jedną rączkę, tu drugą, tu są nóżki, a tu kręgosłup - wyjaśniał z
uśmiechem lekarz. - Wszystko jest na właściwym miejscu. Z pomiarów
wynika, że ma już dwanaście tygodni. Poród nastąpi w drugim tygodniu
stycznia. Czy chce pani zdjęcie płodu?
- O tak, proszę. Czy można dostać kilka odbitek?
- Oczywiście.
Jane wróciła do pracy. Podczas przerwy na lunch zeskanowała zdjęcie i
przesłała je mejlem do Charlie na jej służbowy adres, a także na komórkę
Shelley.
Czy powinna przesłać zdjęcie Mitchowi?
216
Natychmiast porzuciła ten pomysł. Przecież jasno określił swoje
stanowisko.
Postanowiła podzielić się nowiną z rodzicami i bratem, jeśli oczywiście
uda się ich złapać.
Trzy dni.
Minęły trzy dni od daty, kiedy Jane miała mieć zrobione badanie USG.
Nie skontaktowała się z nim ponownie. Nie poinformowała, że wszystko
jest okej.
Poczuł ból żołądka. Przecież nie powinien tak reagować. Porzucił ją, a
ona stwierdziła, że nic od niego nie chce. Miał normalnie dalej pracować i
żyć, a nie myśleć o dziecku.
Jednak zaczęły go dręczyć wspomnienia sprzed dwóch lat, gdy jego świat
się zawalił. I nie potrafił pozbyć się strachu, że to samo może spotkać go
znowu. Ze Jane - ta Jane, która pozwoliła mu zapomnieć o tym na jeden
dzień i jedną noc...
Nie.
Nie mógł sobie z tym poradzić.
- Wszystko okej? - zapytał Brad, jeden z jego nowych kolegów,
wsadzając głowę w otwarte okno półciężarówki.
- Jasne - skłamał.
- Nie wiem, czy może drzemałeś, czy co, ale próbowałem przełączyć
kogoÅ› do ciebie przez radio.
Czy to może jego matka, która chce przekazać tę samą wiadomość, którą
przekazała dwa lata temu? Nie, to niemożliwe. Nawet nie słyszała o Jane.
217
Powinien wziąć się w garść i przestać mieć jakieś paranoiczne domysły.
To, co przydarzyło się Natalie, było czymś niezwykle rzadkim. I nie
oznaczało, że przydarzy się Jane.
Jednak strach i mdłości nie chciały odejść.
Myślał o Jane.
Czy coś się stało? Jej lub dziecku? W końcu wyciągnął komórkę i napisał
krótkiego SMS-a:
Jak poszło USG? Wszystko okej? M. Schował komórkę do kieszeni.
Pewnie Jane wkrótce odpisze.
Ale nie odpisała.
Gdy złapał się na tym, że patrzy na wyświetlacz po raz pięćdziesiąty, aż
się skrzywił z niezadowolenia.
- Uspokój się, chłopie - powiedział do samego siebie. To oczywiste, że
Jane nie mogła od razu odpisać. W Kansas była jedenasta przed
południem, a w Londynie piąta po południu. Pewnie Jane była jeszcze w
pracy. Odpowiedzi mógł się spodziewać najwcześniej o drugiej jego
czasu.
Ale wybiła druga i telefon ani piknął.
Zrobiła się szósta. W Londynie była północ. Jane pewnie już śpi.
Może jego wiadomości nie przeszły?
Może powinien spróbować jeszcze raz?
A może nie?
Trzy godziny pózniej złamał się i wysłał kolejną wiadomość tekstową.
Była trzecia rano jej czasu, więc nie dostanie odpowiedzi przed północą w
Kansas.
218
Ale o północy skrzynka wiadomości przychodzących była pusta.
Całą noc czekał, podrzemując tylko trochę.
Czy wszystko u niej w porzÄ…dku?
Czy znowu powtórzył się koszmar z przeszłości?
Jane spojrzała na wyświetlacz telefonu. Dwie wiadomości od M. H.
Gdyby była tylko jedna wiadomość, pomyślałaby, że Mitch próbuje w
jakiś sposób ratować swoje dobre imię. Zrozumiał, że zachował się jak
totalny palant, ale pomyślał, że wysłanie SMS-a z pytaniem, jak się ona i
dziecko czują, załatwi wszystko.
Ale druga wiadomość...
Tym razem wyglądało to tak, jakby naprawdę zależało mu na informacji,
jakby martwił się o nią.
No tak, ale przed badaniem USG zupełnie nie zależało mu na kontakcie.
Ale może też był w jakimś miejscu, gdzie nie było zasięgu? Mimo naj-
szczerszych starań, by dać sobie z nim spokój, w sercu Jane tliła się
iskierka nadziei. Może przemyślał to wszystko? Może pokonał w sobie
chłód i tę dziwną gorzkość duszy, którą wyczuła szóstym zmysłem?
Może stać go na więcej niż tylko na pomoc finansową?
Jane nie odpisała natychmiast.
Bo skąd miała wiedzieć, czy znowu nie powieje od niego chłodem? Może
powinna zignorować wiadomości, wykasować je? Ale w tym wszystkim
nie
219
chodziło tylko o nią. Przecież dziecko też miało swoje prawa. Dlaczego
miałaby odmawiać mu kontaktu z ojcem?
Myślała o tym cały ranek.
W końcu odpisała Mitchowi pod koniec przerwy na lunch.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]