[ Pobierz całość w formacie PDF ]
chać wcześniej niż się go spodziewają. Na razie woli mu zaoszczędzić widzenia,
które dla obojga byłoby przykre. Gabi pozwoliła się przekonać, zwłaszcza że
Ewa przyrzekła ją odwiedzić w krótkim czasie.
Bernard pomógł jej wsiąść do powozu.
Bardzo pani dziękuję rzekł wzruszony wyciągając do niej rękę. Podała mu
swojÄ….
Niech Bóg panu użyczy sił zniesienia tego ciosu szepnęła.
Dziękuję. Proszę pozdrowić wujostwo i dzieci.
Najserdeczniej panu dziękuję za stworzenie mi tego ogniska. Nie miałam
sposobności uczynić tego wcześniej.
Ucałował jej rękę.
Czy znalazła tam pani spokój? spytał cicho. Spojrzała nań poważnie, a
oczy jej zaszkliły się łzami.
Tak, znalazłam spokój i siłę do dalszego życia rzekła spokojnie. Za-
wdzięczam to wujowi Frycowi i cioci Marii, bo tak ich nazywam. Dzięki tym
niezwykłym ludziom życie moje znów nabrało dla mnie wartości i dopóki będę
mogła przebywać w tym azylu, będę się uważać za szczęśliwą. Niczego więcej
nie oczekuję już od losu. Jeszcze raz: Niech Bóg pana strzeże. Proszę pozdrowić
Gabi.
Ogromnie zmieniona, nieprawdaż? spytał cicho. Opadła na poduszki po-
wozu i przysłoniła oczy dłońmi.
Proszę nie pytać... nie mogę mówić o tym. Odjechała, łkając.
R
L
T
A on wrócił do pokoju chorej, z sercem pełnym rozpaczy.
* * *
W parę dni pózniej Wendenburg wrócił z Anglii. Bernard uprzedził go w
ostatnim liście o beznadziejnym stanie Gabi, by zaskoczony jej strasznym wy-
glądem nie zdradził swym zachowaniem, jak zle jest z nią.
Mimo tego przygotowania, nie pozostawiającego ojcu żadnych złudzeń, Wen-
denburg na widok Gabi struchlał z przerażenia. Dawno jej nie widział, a w mię-
dzyczasie choroba dokonała takiego spustoszenia, że z trudem powstrzymał wy-
dzierajÄ…cy mu siÄ™ okrzyk rozpaczy.
Gabi podniecona przybyciem ojca, nie zauważyła wyrazu jego twarzy, zwłasz-
cza, że w następnej już chwili zdołał się opanować. Wpatrywała się w niego
błyszczącymi oczyma, a na twarzyczce jej wykwitły złudne rumieńce.
Ojczulku, jak dobrze, że nareszcie jesteś znów w domu! Zobaczysz, jak
szybko teraz wyzdrowieję. Ale już cię nie puszczę w żadną podróż. Jakże mo-
głam wyzdrowieć, gdy wciąż musiałam tęsknić za kimś dodała żałosnym gło-
sikiem skarżącego się dziecka.
Nadszedł pewien wilgotny mglisty wieczór wiosenny. Chora wyczerpana z
woskowo-bladą twarzą leżała z przymkniętymi oczyma.
Bernard i Bettina siedzieli po obu stronach łóżka, z tajonym niepokojem śle-
dząc dogasające życie. Wendenburg stał przy oknie, beznadziejnym spojrzeniem
patrzył w chmurne niebiosa.
Nagle Gabi otworzyła oczy.
Tatusiu... gdzie tatuś... niech przyjdzie... prędko... a... ach, Bernardzie... ra-
tuj... tatusiu... ratuj...
Uczepiła się jego ramienia, dreszcz przebiegł całą jej postać. Głuchy gulgot
wydobył się jej z gardła z ust buchnął krwotok. Dławiła się przez chwilę, jak-
by walcząc z uczuciem duszenia. Następnie opadła na poduszki i uśmiech ulgi
przemknÄ…Å‚ jej po twarzy.
R
L
T
Już mi dobrze... zasnę szepnęła z uśmiechem łagodnym spojrzeniem
obejmując tych troje. Ułożyła się wygodniej i zamknęła oczy.
Po chwili je otworzyła i z wyrazem nieopisanej tkliwości spojrzała w bladą
twarz Bernarda.
Najdroższy, nie lękaj się. Czuję, że cała ta niedobra choroba opuściła mnie
nagle. Teraz się tylko prześpię i wyzdrowieję. Prawda, tatusiu?
Ucałował ją w czoło. ' Tak, kochanie, śpij spokojnie. Powieki jej opadły.
Dobranoc, najdroższy! Dobranoc, tatusiu. Jeszcze raz cień uśmiechu prze-
mknął po jej twarzy. Podniosła rączkę, by ją podać Bernardowi, lecz opadła
bezwładnie. Ostatnie westchnienie uleciało z jej piersi. Skończyła...
* * *
Niemal dwa lata upłynęły od śmierci Gabrieli. Wendenburg i Bernard szukali
zapomnienia w wytężającej pracy. Mieszkali razem w willi Anna" i w ciężkich
chwilach jeszcze bardziej się do siebie zbliżyli. Przez cały ten czas żyli w zupeł-
nym odosobnieniu, nie utrzymując żadnych stosunków towarzyskich.
Ale czas zrobił swoje i ukoił bolesne rany obydwu, a życie wyciągało nęcące
swe ramiona. Zwłaszcza w duszy Bernarda coraz silniej odzywała się przygłu-
szona na czas jakiś tęsknota za Ewą, której nigdy przecież zapomnieć nie zdołał.
Może już wcześniej byłby się do niej zbliżył, gdyby nie wzgląd na Wendenburga.
Pewnego dnia jednak Wendenburg sam zaczął mówić o niej.
Jaki cichy i smutny stał się nasz dom. Gdyby Ewa do nas wróciła, byłoby
przecież inaczej.
Bernard obrzucił go badawczym spojrzeniem.
Chciałbyś naprawdę, by wróciła? Czy nie byłoby dla ciebie zbyt wielką
udręką przebywać z nią pod wspólnym dachem?
Wendenburg uśmiechnął się boleśnie.
Sądzisz, że się jeszcze nie wyleczyłem z chwilowego szaleństwa, które mną
wówczas owładnęło? To minęło całkowicie i bezpowrotnie. Ewa wie o tym, bo
szczerze jej wszystko powiedziałem. Ałe ona sama nie chce tu wrócić.
R
L
T
Może dlatego, że dobrze wie, jak nieodzowną stała się dla cioci Marii
rzekł Bernard.
Twarz Wendenburga wyrażała powątpiewanie. Spojrzał głęboko w oczy Ber-
narda, jakby chciał z nich wyczytać odpowiedz na dręczące go pytanie.
Tak, być może... ale nie jest też wykluczone, że ma jeszcze inny powód
powoli dodał Bernard jakby odpowiadając na to nieme pytanie.
Wendenburg drgnął, a na twarzy jego odbiło się zdumienie.
Czyżbyś znał ten drugi powód? spytał nalegająco. Wtedy z duszy Ber-
narda wyrwała się tajemnica tak długo ukrywana.
Opowiedział teściowi całe dzieje swej miłości, nie zamilczając ani jednego
szczegółu. Z głową wspartą na ręku starszy mężczyzna wysłuchał tej spowiedzi,
nie przerywając ani słowem. Gdy Bernard zamilkł, tamten westchnął głęboko.
Więc i ciebie skazałem na wyrzeczenie się szczęścia! Ta fatalna namiętność
całkiem mnie widać ogłupiła. Jak mogłem być tak ślepy?
Bernard ujął go za rękę.
Och, proszę, nie rób sobie wyrzutów z tego powodu! Czyż człowiek odpo-
wiada za swoje uczucia? Los oplatał nas wszystkich siecią złudzeń i pokrzyżował
nasze zamiary.
Wendenburg skinął głową potakująco. Po chwili rzekł w zadumie:
Miało to przecież jedną dobrą stronę. Moja biedna Gabi zażyła, bodaj na
krótko złudnego szczęścia. A że ją nim obdarzyłeś mimo wszystko, dzięki z ca-
Å‚ego serca.
Podzięka należy się Ewie. Ona to świadomie uczyniła dla Gabi ofiarę ze
swej miłości, ja poszedłem za jej przykładem, ponieważ tego żądała.
Więc dziękuję wam obojgu. Ale teraz nie zwlekaj dłużej i postąp zgodnie ze
swym uczuciem. Sprowadz Ewę i bądzcie szczęśliwi, a mnie pozwólcie się cie-
szyć waszym szczęście. Jestem stary i zrezygnowany, nie pragnę już niczego
prócz spokoju i odrobiny serdecznej atmosfery.
Po tej rozmowie Bernard nie widział już żadnego powodu do dalszej zwłoki.
W najbliższych dniach wyjechał i bez uprzedniego zawiadomienia zjawił się u
wujostwa.
R
L
T
Ewa była z dziećmi na przechadzce. Skorzystał z tego i od razu zawiadomił
Herbigów, w jakim celu przybywa. Poprosił, by po powrocie Ewy z dziećmi
umożliwili mu z nią chwilkę rozmowy bez świadków.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]