[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Wujku Klausie, jesteś dla mnie taki dobry! Gdybym tylko umiała ci podziękować za
to, że jesteś taki kochany.
- Za to nie trzeba dziękować, maleństwo, jesteś teraz moim kochanym dzieckiem.
Chcę zrobić wszystko co w mojej mocy, by zastąpić tę ciężką stratę. Chcę żebyśmy zawsze
rozmawiali o naszym drogim zmarłym, bo wtedy będzie tak, jak gdyby wciąż jeszcze był
między nami.
Skinęła głową.
- A kiedy nad wrzosowiskiem zacznie zapadać zmrok, a niebo zabarwi się mieniącymi
kolorami, wtedy poszukamy go tam, na górze. Sam mi powiedział, że moja dusza tam go
odnajdzie - powiedziała cicho.
Klaus czuł potrzebę powiedzenia Annie-Dorze o Wilmie. Z pewnością Anna-Dora
ucieszyłaby się, że jej opowiada o swojej przyszłej żonie. Ale szybko zrezygnował z tego
pomysłu - mimo wszystko wolał poczekać tych kilka dni, aż będzie mógł Wilmę uważać
naprawdę za swoją narzeczoną.
Powoli wracali do domu.
Pani Sonnenmann przygotowała już kawę i pyszne ciasto i nakryła do stołu w altanie
stojącej w sadzie owocowym. Koniecznie trzeba było wpłynąć jakoś na apetyt młodego pana
doktora i Anny-Dory. W ciągu tych smutnych dni oboje jedli tyle co nic.
Z dużym zadowoleniem stwierdziła później, że każde z nich sięgnęło po ciasto po
kilka razy. „Jedzenie i picie utrzymuje ciało i duszę w całości” zwykła mówić. Zadowolona
poszła do domu i zaczęła przygotowania do pożywnej kolacji dla swojego państwa.
Dwa dni później Klaus trzymał w rękach odpowiedź Wilmy. List ukrył na tłukącym
się, oszalałym sercu. Był akurat w towarzystwie pani Sonnenmann i Anny-Dory, a nie chciał
przy świadkach czytać listu, który przynosił rozstrzygnięcie szczęścia jego życia.
Dopiero kiedy został sam, wyciągnął pismo z ukrycia. Ale już słowa, którymi Wilma
się do niego zwróciła, były nieprzyjemnym zaskoczeniem.
Szanowny Panie Doktorze
Nie brzmiało to zbyt zachęcająco. Z niepokojem czytał dalej. Twarz mu zbladła, oczy
spoglądały posępnie, a usta wykrzywiły się w wyrazie goryczy. Po kilku chłodno formalnych
słowach o zaszczycie, jakim są dla niej jego oświadczyny, pisała dalej:
Jest mi niezmiernie przykro, że obudziłam w Panu błędne nadzieje. Był Pan dla mnie
zawsze miłym, przyjemnym towarzystwem, ale uczucie sympatii, jakie dla Pana żywię, nie jest
silne na tyle, by skłonić mnie do zostania Pańską żoną. Tym bardziej nie byłabym w stanie żyć
w oddalonej od świata samotni Pańskiego dworu i w młodym wieku podjąć się ciężkich
odpowiedzialnych obowiązków wobec Pańskiej bratanicy. Nie byłabym do tego zdolna nawet
gdybym Pana kochała. Duszą i ciałem jestem mieszkanką wielkiego miasta i chcę pozostać w
Berlinie. Życie na wsi byłoby dla mnie nie do zniesienia. Dlatego lepiej będzie dla nas obojga,
również dla Pana, gdy szczerze wyznam, że nie kocham Pana na tyle, by zostać Pańską żoną.
Proszę nie mieć do mnie żalu, inaczej nie potrafię. Pozostająca zawsze w przyjaźni
Wilma Hartwig
W bolesnym gniewie rzucił list na biurko i ciężko oddychając podszedł do okna.
Wokół jego ust błąkał się gorzki uśmiech. A więc koniec ze szczęściem i miłością.
Czuł narastanie głuchej rozpaczy, jak gdyby życie odebrało mu najcenniejsze dobro. Z
bolesną furią przywoływał do pamięci wszystkie jej słodkie, ponętne spojrzenia, całą jej
obiecującą słodycz. Wszystko było zakłamane i fałszywe, kokietowała go tylko.
Niewzruszenie wierzył w jej miłość - teraz ta wiara została rozbita, ze szczęścia zostały
żałosne skorupy, jego życie było skazane na samotność.
Serce musiało teraz stoczyć ciężką walkę. Niewypowiedzianie ciężko było poddać się
losowi, pogodzić się z tym, że Wilma była dla niego stracona.
W cichości ducha pojawiła się nawet myśl, że może Wilma należałaby do niego,
gdyby został w Berlinie.
Kiedy jednak w kilka dni później na stole śniadaniowym znalazł między innymi
listami zawiadomienie o zaręczynach Wilmy Hartwig i Kurta Steina, roześmiał się drwiąco i
ostro. Nagle przejrzał grę Wilmy. Musiał ustąpić miejsca bogatszemu, atrakcyjniejszemu
konkurentowi, to wszystko.
Anna-Dora spojrzała na niego zaskoczona.
- Dlaczego śmiejesz się tak strasznie, wujku?
- Och, nic takiego, dziecko - żart, który dotarł tutaj z wielkiego świata. My dwoje
jesteśmy bezpieczni w naszym cichym Leśnym Dworze.
Anna-Dora podskoczyła i objęła go za szyję.
- Wujku Klausie, twój śmiech brzmi tak, jak gdybyś raczej wolał się rozpłakać.
Pogładził ją po włosach.
- Czasami rzeczywiście nie wiadomo, czy chce się śmiać, czy płakać. Nie rób takiej
zmartwionej miny, maleńka - naprawdę nic się nie stało. Tutaj, popatrz, co mnie tak
rozbawiło. Zawiadomienie o zaręczynach.
Anna-Dora przeczytała z poważnym wyrazem twarzy tych kilka słów i nic nie
rozumiejąc, potrząsnęła głową.
- Nie znajduję tutaj ani nic do śmiechu, ani do płaczu.
Zmusił się do zachowania spokoju.
- No widzisz. Usiądź więc z powrotem i zabierz się do jedzenia. Wiesz, że pani
Sonnenmann gniewa się na nas, jeżeli nie jemy zbyt pilnie.
Prawda, którą Klaus Hendrichsen sobie teraz uświadomił, bardzo mu pomogła osłabić
ból po stracie Wilmy. Przecenił ją, widział w niej więcej niż prześliczną, ale jednak
pozbawioną serca maskę. Bardzo dobrze, że mu odmówiła! Gdyby została jego żoną, a on
[ Pobierz całość w formacie PDF ]