[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Michael?
- Nie ma go, zszedł na chwilę.
- W takim razie...
- Proszę poczekać, właśnie idzie. Już go daję... - Po
chwili rozpoznała głos Michaela. - Słucham?
1 0 0 KSI%7łNICZKA I CZAROWNICA
- To ja, Sydney. Właśnie oglądałam wiadomość
Wiesz, o czym mówię.
- Też rzuciłem okiem.
- Prosiłeś ją, żeby to powiedziała?
- Nie, powiedziałem tylko, jak sprawa wygląda, a ona
sama wpadła na ten pomysł. Całkiem niegłupi,
- Owszem, jestem ci bardzo wdzięczna.
- Naprawdę? Okaż to.
Spodziewała się raczej czegoś w stylu nie ma o czym
mówić".
- Co takiego?
- Okaż mi wdzięczność. Chodz ze mną na obiad w so-
botę.
- Co ma jedno do drugiego?
- W ten sposób spłacisz dług wdzięczności. To jak:
Wpadnę po ciebie o czwartej, zgoda?
- O czwartej? Kto je obiad o czwartej?
- Ja. Daj mi swój adres. - Podyktowała mu po chwili
wahania. - W porządku. Daj też telefon, gdyby coś wypad
ło. Nigdy nic nie wiadomo.
Zawahała się ponownie.
- Chciałabym tylko, żebyś wiedział, że...
- Wiem. Wszystko wiem - przerwał - będę punktual
nie o czwartej. - Obrysował serduszkiem adres i telefon,
który zapisał ołówkiem kreślarskim na ścianie, i pożegnał
się: - Do zobaczenia, szefie.
6
Sydney uważnie przejrzała się w lustrze. Przecież nie
idzie na randkę. Kilkakrotnie w ciągu tygodnia próbowała
to sobie wyjaśnić. To nie jest randka, a tylko spotkanie
z kimś, wobec kogo ma pewne zobowiązania. Nieważne,
co czuje do Michaela. Musi mu się odwdzięczyć. Haywar-
dowie zawsze spłacają zaciągnięte długi.
Nie musi się stroić. Zwykła letnia, lekko opięta na bio
drach sukienka wystarczy. Najlepiej błękitna, i to wcale nie
dlatego, że Michael powiedział kiedyś, że dobrze jej w jas
nych kolorach...
To że sukienka jest nowa i że Sydney straciła dwie go
dziny na wybieraniu odpowiedniego fasonu, też nie ma
znaczenia - po prostu miała akurat ochotę na coś nowego
i dlatego ją kupiła.
Cienki złoty łańcuszek na szyi i drobne złote kolczyki
w uszach zawsze pasują do wszystkiego, a fakt, że spędziła
nad makijażem kilkakrotnie więcej czasu niż zwykle, rów
nież nie ma znaczenia. Czy nie należy bowiem dokładnie
wypróbować, jak pasują do niej nowe kosmetyki?
Po głębszym namyśle zdecydowała się rozpuścić włosy.
Nie chodzi oczywiście o to, że tak wygląda bardziej se-
1 0 2 KSI%7łNICZKA I CZAROWNICA
ksownie, lecz tylko o to, że tak jest zdrowiej dla włosów.
Zresztą, każda kobieta chce ładnie wyglądać bez względu
na to, czy zależy jej na osobie, z którą zamierza się spotkać,
czy też nie.
Przez chwilę wahała się nad doborem perfum, przypo
minając sobie, co Michael mówił na ten temat. Ostatecznie
poperfumowala się lekko za uszami, rzecz jasna nie dla
niego, a dla siebie samej. Takie zwykłe wykończenie
stroju.
Sięgnęła po torebkę, spojrzała na zegarek. Była trzecia,
miała więc jeszcze całą godzinę. Westchnęła głęboko
i przysiadła na łóżku. Po raz pierwszy w życiu miała napra
wdę ochotę na drinka.
Następną godzinę spędziła, chodząc bez celu po miesz
kaniu, poprawiając poduszki na kanapach i przestawiając
przedmioty z miejsca na miejsce. Po następnych piętnastu
minutach usłyszała stukanie do drzwi. Zatrzymała się
w korytarzu, rzuciła ostatnie spojrzenie w lustro. Poczuła
narastający ucisk w żołądku, opanowała się jednak i otwo
rzyła drzwi.
Nic nie wskazywało na to, że Michael przygotowywał
się jakoś specjalnie na ten wieczór. Te same sprane, chociaż
czyste dżinsy, beżowa koszula, buty mniej brudne niż zwy
kle, przenikliwe spojrzenie czarnych oczu...
Wyglądał niebezpiecznie pociągająco.
I przyniósł jej tulipana.
- Spózniłem się trochę - powiedział i podał jej kwiat,
zachwycając się jednocześnie jej wyglądem. - Pracowałem
nad twoją twarzą.
- Co robiłeś?
KSI%7łNICZKA I CZAROWNICA 1 0 3
- Pracowałem nad twoją twarzą - powtórzył. Ujął ją
pod brodę i przez chwilę uważnie wpatrywał się w jej rysy.
- Znalazłem nareszcie odpowiedni kawałek różanego
drewna. Nadaje się znakomicie... - Mówiąc, dotykał łekko
poszczególnych fragmentów jej twarzy, zupełnie jakby je
rzezbił. - Mogę wejść dalej?
Sydney otrząsnęła się.
- Tak, tak... Bardzo proszę. Zaraz włożę kwiat do
wody.
Michael wszedł do pokoju i rozejrzał się z aprobatą.
Aadne, przytulne, pełne ciepła wnętrze. Spodziewał się
raczej bogatego apartamentu, starannie zaprojektowanego
przez dekoratora wnętrz. Tutaj wszystko nosiło cechy oso
bowości właścicielki: delikatne pastelowe barwy, dyskret
ny komfort. Podszedł do wysmukłej secesyjnej lampy,
przez otwarte drzwi salonu dojrzał antyczne meble w gabi
necie. Spostrzegł z przyjemnością, że jego rzezbę ustawio
no osobno na małym stoliku.
Sydney wróciła ze srebrnym wazonikiem w dłoni.
- Podziwiałem twój gust.
- Dziękuję. - Postawiła wazon na sekretarzyku.
- Secesja jest wspaniała - dotknął lekko wysmukłej
lampy w kształcie kobiecej postaci.
- Ja też bardzo ją lubię, ma tyle wdzięku.
- Tak, i mocy.
Uśmiechnął się w sposób, którego nie zrozumiała, tak
jakby był w posiadaniu niedostępnego sekretu, mającego
jakiś związek z jej osobą.
- Jako artysta wiesz o sztuce więcej niż zwykły śmier
telnik. Napijesz się czegoś?
1 0 4 KSI%7łNICZKA I CZAROWNICA
- Nie, nie piję, kiedy prowadzę.
- Prowadzisz?
- Tak. A co, nie lubisz niedzielnych kierowców?
- Ja... - Nie wiedziała, co odpowiedzieć. Czuła się lek
ko oszołomiona jego obecnością. Zaczęła bawić się branso
letką, zupełnie jak nastolatka na pierwszej randce. Zastana
wiała się, jak też będzie z nim w samochodzie, sam na sam.
- Nie wiedziałam, że masz samochód - powiedziała wre
szcie i ruszyła w stronę drzwi.
Uśmiechnął się. Przeszli do korytarza.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]