[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zła i że ta złość jest wymierzona prosto w niego. Nie wie
dział tylko, dlaczego.
Za każdym razem, gdy w ciągu ostatnich dwóch tygod
ni chciał z nią zamienić słowo po wykładzie, wypadała
z budynku jak strzała. Dziś będzie musiał jakoś ją podejść.
Wstała, gdy tylko skończył wykład. Obserwował, jak
uśmiecha się do studenta siedzącego obok. Pózniej schyli
ła się, by podnieść książki i długopisy, które rozsypał
wstajÄ…c.
Spence usiłował przypomnieć sobie jego nazwisko.
Maynard. Właśnie. Maynard chodził na różne zajęcia pro
wadzone przez niego i na każdych pozostawał gdzieś w ty
le, nie rzucajÄ…c siÄ™ w oczy. Teraz jednak ten niepozorny
pan Maynard przykląkł tuż obok Nataszy.
- No, chyba wszystkie. - Natasza przyjacielskim ge
stem poprawiła okulary na nosie Terry'ego.
88 -& DRUGA MIAOZ NATASZY
- Dziękuję.
- Nie zapomnij szalika... - zaczęła i spojrzała w górę.
Czyjaś ręka podtrzymała ją, gdy się podnosiła. - Dziękuję,
panie doktorze - powiedziała.
- Chciałbym z tobą porozmawiać, Nataszo.
- Naprawdę? - Rzuciła okiem na jego dłoń, wciąż spo
czywającą na jej ramieniu, po czym chwyciła płaszcz
i książki. Czując się jak gracz, zdecydowała się na kontrę.
- Przykro mi, ale jestem umówiona.
- Umówiona? - powtórzył i natychmiast oczami
wyobrazni ujrzał jakiegoś ciemnowłosego, śniadego kultu
rystÄ™.
- Tak. Przepraszam. - Strzepnęła jego dłoń i zaczęła
wkładać płaszcz. Mężczyzna stojący obok patrzył jak
zahipnotyzowany. Zapięła guziki.
- Możemy iść, Terry? - spytała.
- Oczywiście. - Popatrzył na Spence'a z lękiem połą
czonym z niepokojem. - Ale mogę zaczekać, jeśli chcesz
porozmawiać z doktorem Kimballem.
- Nie, nie trzeba. - Chwyciła go pod ramię i pchnęła
w kierunku drzwi.
Kobiety! - pomyślał Spence, siadając przy biurku. Po
godził się już z faktem, że nigdy ich nie rozumiał. I z pew
nością nigdy nie zrozumie.
- Na Boga, Nata - przekonywał Terry - nie uważasz,
że powinnaś się dowiedzieć, o co chodzi doktorowi Kim-
ballowi?
- Wiem, o co mu chodzi - wycedziła przez zęby
i pchnęła drzwi. Poczuła na policzkach chłodny powiew
jesiennego powietrza. - Nie jestem dziÅ› w nastroju do ta
kich rozmów. Poza tym wydawało mi się, że mamy iść na
kawę. - Zwolniła nieco kroku, by się z nią zrównał.
DRUGA MIAOZ NATASZY " & 89
- Oczywiście.
Weszli do małego baru, gdzie połowa stolików była
wolna. Przy bufecie dwóch mężczyzn kiwało się nad pi
wem. W rogu tuliła się jakaś para, nie zwracając najmniej
szej uwagi na otoczenie.
Natasza zawsze lubiła to miejsce z przyciemnionym
światłem i czarno-białymi plakatami z Jamesem Deanem
i Marilyn Monroe. W powietrzu unosił się zapach papiero
sów i wina z dzbanów. Na półce nad barem stał przenoś
ny aparat stereo, z którego rozlegał się głos Chucka Ber-
ry'ego. Usiadła przy jednym ze stolików.
- Kawę, Joe! - zawołała do mężczyzny za barem. -
A więc - zwróciła się do Terry'ego - jak leci?
- W porządku. - Nie mógł uwierzyć w swoje szczę
ście. Jest tu z nią, siedzi obok niej, na randce. Sama powie
działa, że to randka.
Natasza zrzuciła płaszcz i zawinęła rękawy swetra do
łokci. W lokalu było gorąco.
- Ciekawa jestem, jak siÄ™ tutaj czujesz. Do jakiego
college'u chodziłeś przedtem? - zaczęła rozmowę, by
ośmielić swego towarzysza.
- Ukończyłem college stanu Michigan. - Jego okulary
znowu były zaparowane. - Kiedy się dowiedziałem, że
doktor Kimball będzie tutaj wykładał, zdecydowałem się
przyjechać.
- Przyjechałeś tu z powodu doktora Kimballa?
- Nie chciałem stracić okazji. W zeszłym roku poje
chałem do Nowego Jorku posłuchać jego wykładu. Jest
niesamowity.
- Chyba tak - bąknęła.
- Gdzie się podziewałaś? - spytał barman, podając ka
wę. - Nie widziałem cię od miesiąca.
90 " & DRUGA MIAOZ NATASZY
- Miałam dużo pracy. A co u Darli?
- To już przeszłość. - Joe mrugnął do niej po przyja
cielsku. - Jestem cały twój, Nata.
- Będę o tym pamiętać. - Roześmiała się i zwróciła
z powrotem do Terry'ego. - Coś się stało? - spytała, wi
dząc, jak nerwowo skubie kołnierzyk koszuli.
- Tak, nie, to znaczy... to twój chłopak?
- Mój... - Szybko pociągnęła łyk kawy, żeby nie roze
śmiać mu się prosto w twarz. - Masz na myśli Joe? Nie.
- Znowu upiła kawy. - Nie, nie jest. Jesteśmy... - Szukała
właściwego słowa - .. .kumplami.
- Ach tak. - Terry odetchnÄ…Å‚ z ulgÄ…. - Tak tylko pomy
ślałem, bo on...
- %7łartował. - Zcisnęła rękę chłopaka, chcąc go uspo
koić. - A co z tobą? Masz dziewczynę w Michigan?
- Nie, nikogo tam nie mam. W ogóle nie mam dziew
czyny. - Przytrzymał jej dłoń.
- O Boże - westchnęła, uświadomiwszy sobie to, cze
go dotychczas nie zauważyła.
Tylko ślepy by się nie zorientował, pomyślała, patrząc
w zachwycone nią krótkowzroczne oczy Terry'ego. Albo
głupiec, tak pochłonięty własnymi problemami, że nie do
strzega, co się dzieje tuż obok. Będzie musiała być ostrożna.
- Terry - zaczęła. - Jesteś bardzo miły...
Już te słowa wystarczyły, by ręka mu zadrżała. Rozlał
trochę kawy na koszulę. Szybko przesunęła krzesło i za
częła serwetką ścierać plamę.
- Dobrze, że nigdy nie podają tu gorącej kawy - za
uważyła. - Jeśli od razu namoczysz koszulę w zimnej wo
dzie, plama zejdzie.
Terry ujął jej dłonie. Zapach jej włosów sprawił, że
zaszumiało mu w głowie.
DRUGA MIAOZ NATASZY -ft 91
- Kocham cię- wyszeptał, zbliżając usta do jej twarzy.
Okulary zsunęły mu się na czubek nosa.
Natasza poczuła jego usta na policzku, zimne i drżące.
Uznała, że nie może czynić mu fałszywych nadziei i że
musi być z nim całkowicie szczera.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]