[ Pobierz całość w formacie PDF ]
twierdzi, że ból pooperacyjny jest tak trudny do zniesienia,
powinna mu wierzyć.
Kit zacisnął zęby. Kelly dotknęła jego zwiniętej w pięść ręki.
- Opowiedz mi o tym - poprosiła, chcąc lepiej zrozumieć
powody, którymi się kierował.
- Nie.
119
Westchnęła i opadła na poduszkę.
- Nie chcę się wtrącać. Jestem pewna, że wiesz, co robisz
- powiedziała.
- Pewnie. I nikogo nie powinno to interesować.
- Kit, tak nie można. Wszyscy, którzy cię kochają, zawsze
będą interesować się twoim losem.
- Ty też?
Kelly powoli skinęła głową.
- Dlaczego?
- Jeszcze pytasz? Wez lusterko. Jesteś wspaniałym, pocią
gającym mężczyzną. Masz tyle odwagi, że starczyłoby jej dla
czterech ludzi. Bywasz zuchwały i arogancki, lecz sądzę, iż
w ten sposób maskujesz swoją wrażliwość i opiekuńczość. Bar
dzo dbasz o swoje ranczo, rodzinę, przyjaciół.
- Robisz ze mnie świętego.
- No jasne, w habicie i z różańcem na szyi! - Kelly wy-
buchnęła śmiechem. - Zrozum, jesteś fantastycznym facetem.
Po tych komplementach Kit poczuł się wspaniale i opuściło
go napięcie spowodowane rozmową o operacji. Zapragnął po
chwycić Kelly w objęcia i wycałować ją.
Miło pomarzyć, pomyślał. Kaleka zalecający się do cudow
nej, niezwykłej dziewczyny... %7łałosne. A jednak Kelly zacho
wywała się tak, jakby jej na nim zależało. Trudno to pojąć, ale
tak było w istocie. To jednak szybko minie, a on nie może
pozwolić sobie na to, by ją pokochać.
A poza tym dom jest pełen ludzi i nie czas na amory. Jak by
to wyglądało, gdyby ktoś przyłapał ich w intymnej sytuacji?
Zaraz, zaraz, o czym on myśli? Przecież Kelly jest chora
i wymaga opieki, a on...
- Jak twoja głowa? - zapytał.
- Zmieniasz temat? Już mi lepiej, bo wzięłam niedawno
aspirynę. Sądzę, że jutro będę mogła wrócić do domu.
120
- Parę minut temu wcale się na to nie zanosiło. Nie spiesz
siÄ™.
- Nie powinnam zostawać tu zbyt długo. - Kelly starała się
ukryć rozczarowanie. Przed chwilą wyznała Kitowi miłość,
a on... - Dlaczego spałeś ze mną ostatniej nocy? - zapytała.
- Chciałem być pewny, że nic ci nie dolega. Odczekałem,
aż Sally i Clint pójdą do siebie, a rano wstałem przed nimi.
- Dziś też masz zamiar spać ze mną?
- A chcesz tego? - Wziął ją za rękę.
Kelly skinęła głową.
- Zobaczymy - powiedział.
Bardzo pragnęła, by Kit pozostał przy niej, zaczęła więc
gorączkowo szukać jakiegoś pretekstu.
- Co dziś robiłeś? - spytała. - Sally trochę mi opowiedziała,
jak wygląda dzień na ranczu.
- Objechałem północną część pastwisk, gdzie trzymamy
większość bydła. Sprawdzałem, czy płoty nie są uszkodzone,
i czy żadnej krowie nic się nie stało.
- Możesz wszędzie dojechać samochodem?
- Prawie.
- A konno?
- Wciąż musisz do tego wracać?
- Tak, będę cię dręczyć, dopóki nie spróbujesz dosiąść konia.
- Dlaczego tak siÄ™ tym interesujesz?
- Bo wiem, jakie to dla ciebie ważne.
- Przestań...
Kelly błyskawicznie zmieniła temat.
- Kiedy już wrócę do domu, chciałabym urządzić przyjęcie.
- Po co? - spytał zdziwiony.
- Nie lubisz takich imprez?
- Ostatnio prawie nigdzie nie bywam. Przed wypadkiem
ludzie w miasteczku plotkowali, że przez cały czas baluję.
121
- Nie rozumiem, dlaczego nigdy nie dałeś ludziom do zro
zumienia, jak bardzo się mylą co do twojej osoby. Przecież
nawet teraz ciężko pracujesz. To taki kowbojski szpan?
- Myślę, że gdybym był bankierem, nawet byś na mnie nie
spojrzała. Masz dziwne wyobrażenie o kowbojach i pewnie za
kochałaś się w romantycznym wizerunku szlachetnego zdobyw
cy Dzikiego Zachodu.
- Nie, dobrze wiem, w kim się zakochałam. A ty mnie ko
chasz?
Kit odwrócił wzrok. Milczeniem powiedział wszystko.
Kelly cicho westchnęła. Jej zrenice przykryła mgiełka, lecz
zdołała powstrzymać głośny szloch. Nie będzie rozpaczać w je
go obecności, wypłacze się w domu. Skoro Kit jej nie kocha, to
trudno, widocznie takie jej parszywe szczęście. Lecz ona go
pokochała całym sercem. Głęboko, szczerze i...
- Dlaczego chcesz urządzić przyjęcie? - zapytał Kit.
- Nie mam rodziny, to prawda, ale to nie oznacza, że muszę
żyć samotnie. Mam wielu wspaniałych przyjaciół i chcę się
z nimi spotkać.
- Nikt nie każe ci żyć samotnie.
- Jasne. Ale nie wiesz, co niektórzy ludzie o mnie myślą.
Nieraz traktują mnie jak przybłędę. Pragnę podtrzymać kontakt
ze wszystkimi, których lubię. Chciałabym, aby moi nowi zna
jomi z Taylorville poznali moich przyjaciół z San Francisco.
Zaproszę wszystkich na cały weekend. Co o tym myślisz?
- Tęsknisz za miastem?
- Nie, tylko za mieszkającymi tam przyjaciółmi - uściśliła.
Pokażę ci, jak jestem lubiana i szanowana i ile osiągnęłam
w życiu, a wtedy zapomnisz o Althei i pokochasz mnie, dodała
w myślach.
- Niezły pomysł.
122
- Myślisz, że moje zaproszenie przyjmą wszyscy, których
tu poznałam?
- Oczywiście.
- Zatrudniłabym do pomocy siostry Soames, tak jak Sally.
Może twoi kowboje upiekliby coś na rożnie?
Kit skinął głową.
- Za domem jest drewniany podest. Urządziłabym tam
tańce.
- To brzmi zachęcająco.
- Zatańczysz ze mną?
- Co takiego? Przecież nawet nie mogę chodzić, więc jak,
u licha, miałbym tańczyć? Przestań mi wmawiać, że każdą prze
szkodę da się pokonać. Jestem kaleką.
- Nie mówię o szybkich tańcach, ale o wolnych. Przy nich
prawie się stoi w miejscu. Można się przytulić. Bardzo to lubię.
- Ja też, tyle że na leżąco. - Kit pochylił się i ujął głowę
Kelly w obie dłonie.
- Bardzo bym chciał, ale... - Kelly uśmiechnęła się. - Mo
że zajmiemy się tym pózniej - dokończył i pocałował ją w usta.
Pocałunek był wyjątkowo namiętny. Dziewczyna rozchyliła
usta, odwzajemniając pieszczotę języka.
- Kit, chcesz skończyć robotę przed kolacją? - rozległ się
głos Clinta.
Ranczer tylko westchnął, szybko powtórzył pocałunek
i wstał.
- Pózniej? - szepnęła Kelly.
Wyszedł bez słowa.
Kelly nalegała, by kolację zjeść przy wspólnym stole. Miała
na sobie pożyczone od Sally nocną koszulę i szlafroczek. Biały
bandaż kontrastował z sinymi śladami na twarzy, lecz świeżo
wyszczotkowane włosy dodawały uroku bladym policzkom.
123
- Rano wracam do domu - oznajmiła, gdy zasiedli przy
stole
- Tak szybko? - zdziwiła się Sally.
- Ból głowy prawie minął - rzekła Kelly, rzucając okiem na
Kita.
Spostrzegłszy w jego wzroku diabelskie ogniki, zarumieniła
się i spuściła wzrok na talerz. Czyżby pamiętał, iż ostatniej nocy
odmówiła pieszczot ze względu na obolałą głowę? Czy uzna jej
słowa za zaproszenie? W głębi duszy musiała przyznać, że właś
nie na to liczyła.
- Poza tym Kit potrzebuje swojego pokoju - dodała.
- Nic takiego nie mówiłem - zaoponował natychmiast.
- Tak, lecz na pewno nie śpi ci się zbyt wygodnie na kanapie.
- Ostatniej nocy było całkiem niezle.
W końcu spędził tę noc we własnym łóżku, więc nie mógł
narzekać.
- Jestem wam wdzięczna za opiekę.
- Nie sprawiłaś żadnego kłopotu. A poza tym miło mieć
obok siebie kogoś, kto nie mówi o bydle i cenach wołowiny
- zauważyła Sally.
- Chyba nie rozmawiacie o tym cały czas? - zdziwiła się
Kelly.
- Nie - odpowiedział Kit.
- Właśnie, że tak - rzuciła Sally.
- Umówmy się, że dziś nie będziemy mówić ani o wołowi
nie, ani o ranczu - zaproponowała Kelly, spoglądając na obu
mężczyzn.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]