[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Cholera, gorące! - wrzasnął, odskakując. Shaye przeraziła się.
Nie chciała go oblać.
- Oparzyłam cię? - spytała przepraszającym tonem.
- Nic mi nie będzie.
- Trzeba wypłukać koszulkę, bo będzie plama.
- Jedna mniej, jedna więcej, nieważne. Musiała przyznać mu
rację. Niegdyś marynarska,powyciągana, wystrzępiona bawełniana
koszulka na pewno widziała lepsze czasy. Niemniej miała w sobie
jakiś szelmowski fason, z którym Noahowi było bardzo do twarzy.
Wolnym krokiem, uważając, by znów nie wylać kawy, weszła do
salonu i usiadła w fotelu, a on obok niej.
- Dlaczego mi dokuczasz? - spytała z westchnieniem.
- Bo mnie intrygujesz.
- Sądziłam, że podobają ci się kobiety nastroszone jak jeż.
- Tego właśnie nie jestem pewien.
- Jestem wyniosła i nieprzystępna.
- NaprawdÄ™?
- Tak powiedziałeś.
- Mogłem się mylić. Albo może zmyliła mnie wczorajsza noc.
Shaye przymknęła oczy.
- Czy moglibyśmy nie wracać do wczorajszej nocy? - spytała
błagalnie.
- A broń Boże! To było fantastyczne! - zawołał. - Ty byłaś
fantastyczna. Miałaś na mnie ochotę. Co w tym złego?
91
RS
- Nie mam na ciebie ochoty - odparła szybko.
- Ale wczoraj miałaś.
- Wyrwałeś mnie ze snu i nie wiedziałam, co robię.
- No właśnie - przytaknął. - Nie miałaś się na baczności. Może
dlatego odsłoniłaś swoje prawdziwe ja.
- Moim prawdziwym ja jest to, z którym masz teraz do czynienia
- oświadczyła, przybierając najbardziej przekonujący ton, na jaki
potrafiła się zdobyć. -Prowadzę bardzo spokojne, uporządkowane
życie.
- Czy to nie nudne?
- Mnie odpowiada. Tobie może się wydawać nudne, ale takie
sobie wybrałam.
- I stąd ten wczorajszy wybuch namiętności?
Całe jej przekonywanie na nic się nie zda, pomyślała. Już
schodząc w nocy z pokładu zdała sobie sprawę, że z Noahem czekają
ją kłopoty. Nie będzie łatwo go zniechęcić i nie pójdzie jej na rękę.
Chcąc się od niego odgrodzić, na powrót zamknęła oczy.
- Byłaś spragniona. Shaye milczała.
- Spragniona seksu. Cisza.
- Nie możesz uwieść Samsona, bo Victoria wpadła mu w oko,
więc zostaję ci tylko ja.
- Nie umiałabym nikogo uwieść, nawet gdybym chciała -
mruknęła pod nosem.
Słowa te pasowały do roli, jaką miała grać, a przy tym nie
odbiegały od prawdy. Shaye nigdy nie musiała uwodzić. W
92
RS
środowisku, w którym niegdyś się obracała, seks był łatwy jak
oddychanie. I w rezultacie nie przywiązywała do niego większego
znaczenia. To, co stało się ostatniej nocy, było inne, chociaż nadal nie
umiała tej inności określić.
- W twoim przypadku to bardzo proste. Wystarczy, jeśli
odsłonisz nogi, rozpuścisz włosy i powiesz coś miłego. - Noah
skrzywił się i poprawił w fotelu. -Cholera, zrobiłaś tylko to pierwsze,
a mnie już staje!
- Jesteś ordynarny - powiedziała, otwierając oczy.
- Aha. Ordynarny i twardy.
Shaye zerwała się na równe nogi i ruszyła pędem do kabiny.
- Chyba nie chcesz się tam ukrywać przez cały dzień?
- Wcale nie zamierzam. - Wbiegłszy do kabiny, chwyciła
książkę, która leżała na postawionej na boku walizce, po czym wróciła
do salonu po poduszkę. - Idę czytać na pokład.
- Tam też przede mną nie uciekniesz.
- Ale nie będę narażona na twoje chamskie odzywki.
- Wczoraj w nocy tak byś nie powiedziała. W ogóle niewiele
mówiłaś. A za to robiłaś rzeczy, które bardzo mi się podobały.
- Nie wczoraj, tylko dziś nad ranem - rzeczowo skorygowała
Shaye. - Ale gwarantuję, że nic podobnego się nie powtórzy.
To powiedziawszy, wyprostowała się godnie i wstąpiła na
schodki prowadzące na pokład.
Noah stał na rufie na rozstawionych nogach, zaciskając ręce
mocno na sterze. Utrzymywanie Złotego Echa na prawidłowym kursie
93
RS
nie wymagało szczególnego wysiłku, lecz on rozpaczliwie
potrzebował jakiegoś punktu oparcia.
Jego wzrok spoczął na Shaye. Siedziała w cieniu żagli podparta
poduszką, z nosem utkwionym w książce. Nawet morska bryza nie
była w stanie poruszyć jej ciasno związanych na tyle głowy włosów.
Wyniosła skromnisia! W każdym razie za taką chce uchodzić.
On jednak był przekonany, że w środku kryje się inna Shaye, do której
istnienia ona sama z jakichś powodów za nic nie chce się przyznać.
Noah zdążył poznać w życiu sporo kobiet. Nie był żadnym
uwodzicielem, niemniej w pracy stykał się z wieloma czarującymi i
ambitnymi przedstawicielkami płci pięknej. Shaye urodą
dorównywała każdej z nich, a nawet je przewyższała, w każdym razie
wtedy, gdy, tak jak ostatniej nocy, pozbyła się wewnętrznego gorsetu.
Pragnął zobaczyć ją znowu uśmiechniętą, swobodną, z rozwianymi
włosami.
Ona tymczasem za nic nie chciała pójść mu na rękę. W
odpowiedzi na jego prowokacje traciła na moment panowanie, zaraz
jednak stawała się na powrót chłodna i odległa.
Powiedziała, że prowadzi spokojny i uporządkowany tryb życia.
Poza tym wiedział tylko, że mieszka w Filadelfii i nie ma ani
kucharki, ani męża. Nie był nawet pewien, czy pociąga ją fizycznie.
Oczywiście pomijając nocny incydent, bo wtedy rzecz była oczywista.
Obawiał się przy tym, czy szukając przygody z kobietą mającą
problemy z seksem, nie napyta sobie Å‚atwo biedy. Jemu jednak
chodziło o coś więcej niż czysty seks. Shaye naprawdę go
94
RS
intrygowała. Rozpaczliwie pragnął ją zrozumieć. Przebić się przez jej
ochronnÄ… tarczÄ™.
Ale jak tego dokonać? Uznał, że ma do wyboru dwie drogi.
Pierwsza, łagodniejsza, polegałaby na prowadzeniu
niezobowiązujących na pozór rozmów i stopniowym zdobywaniu jej
zaufania po to, aby wreszcie się odkryła, pokazując, co w niej
naprawdę siedzi. Na to jednak może mu nie wystarczyć czasu.
Drugim sposobem było kontynuowanie dotychczasowych
prowokacji. Shaye to siÄ™ nie spodoba, ale z czasem poczuje siÄ™
zmęczona i przestanie się bronić. Zwłaszcza że wiedział już, że potrafi
obudzić jej zmysły. Może więc tą metodą szybciej czegoś się o niej
dowie. A zaspokajając swoją ciekawość, zrozumie, co go w niej
naprawdÄ™ pociÄ…ga.
- Jak siÄ™ panie miewajÄ…?
Shaye podniosła oczy znad książki na stojącego obok Noaha.
Widocznie w końcu Samson zastąpił go przy sterze.
- Dziękuję, świetnie - z miłym uśmiechem odparła Victoria. - A
co u ciebie? Czy posuwamy siÄ™ w dobrym tempie?
- Nie najgorszym - odparł, spoglądając na morze. - Jeżeli wiatr
się utrzyma, powinniśmy dopłynąć do Kostaryki w zaplanowanym
czasie.
Shaye westchnęła z ulgą, natomiast Victoria była najwyrazniej
innego zdania.
- Szkoda, mogłabym tak płynąć przez miesiąc albo i dłużej -
westchnęła, przeciągając się leniwie.
95
RS [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • policzgwiazdy.htw.pl