[ Pobierz całość w formacie PDF ]
towali. Jeżeli dowiedzą się o tym jego rodzice, to
będzie w wielkich kłopotach. Pomożesz nam?
- Oczywiście - razem pośpieszyły do środka i pode
szły do dyżyurnego policjanta.
- Witaj, Callie - przywitał ją sierżant Collins.
- Czemu zawdzięczam tę nagłą wizytę?
- Przyszłam tu z powodu Cory'ego Muldrewa
- odparła, uspokajająco ściskając dłoń Donny.
Na szczęście wyjaśnienie całej sytuacji nie zabrało
zbyt wiele czasu. ZajmujÄ…cy siÄ™ sprawÄ… policjant nie
robił żadnych problemów. Porównali zeznania i, ku
wspólnej uldze, odkryli, że w czasie zajścia Cory
pracował w Willow's End.
- Jestem przekonana, że Cory nie mógł tego zrobić
- tłumaczyła sierżantowi Collinsowi. - Gdybyście
potrzebowali świadectwa Juliana...
- Nie, nie trzeba. Zabierz tego młodego człowieka
do domu, to wszystko.
- Czy moi rodzice muszą wiedzieć, że tu byłem?
- spytał Cory. - Jeśli ojciec się dowie, może chcieć
wnieść oskarżenie o nieuzasadnione aresztowanie czy
coÅ› w tym rodzaju.
Callie wymamrotała pod nosem bardzo nieprzy
zwoite słowo, po czym złapała chłopca za koszulę.
Zanim zdążył coś jeszcze powiedzieć, wyciągnęła go
siłą z posterunku do samochodu. Kwadrans pózniej
była już z powrotem w Willow's End - kompletnie
wyczerpana.
Padła bez sił na kuchenne krzesło i zwiesiła głowę.
A więc przegrała zakład. Straciła Willow's End.
Postąpiła zgodnie ze swoim sumieniem i uczyniła
słusznie. Julian zrozumie, że to sprawa sumienia.
- Callie?
Uniosła głowę i ujrzała Juliana, stojącego w drzwiach
kuchni. Postąpił w jej stronę, ona zaś wbiła w niego
wzrok niezdolna, by cokolwiek powiedzieć. Odpowiedz
oznaczałaby przypieczętowanie faktu przegrania za
kładu, a Callie chciała, żeby jeszcze przez parę minut
wszystko było tak, jak dawniej.
Julian uśmiechnął się do niej ciepło.
- Szukałem cię jakiś czas temu. Myślałem, że może
chciałabyś popływać. Obawiam się jednak, że teraz
jest już za pózno - wskazał na swój garnitur.- W pracy
zdarzyło się coś niespodziewanego i muszę się widzieć
z jednym z klientów, w Peorii.
Jego ciemne włosy, nadal wilgotne, przylegały do
czaszki czarnymi falami. Nie odrywała od niego
wzroku.
- Wszystko w porządku? - spytał z niepokojem.
- Jasne - niemal się uśmiechnęła. Zawsze było w
porządku", kiedy znajdował się w pobliżu. Jakby
posiadł magiczną umiejętność sprawiania, że jej świat
stawał się przyjazny.
Zawahał się, wyraznie nie chcąc odejść.
- Gdzie byłaś?
- W mieście - głęboko zaczerpnęła tchu. Powinna
mu powiedzieć i mieć już to za sobą. Czekanie
niczego nie ułatwi. - Julianie...
- Jesteś pewna, że dobrze się czujesz? - podszedł
do stołu, rzucił na niego płaszcz i teczkę. - Jesteś
taka... taka spokojna. - A, przy okazji - gratulujÄ™
-uśmiechnął się szeroko na widok jej zdumienia.
- Chodz tu. Mam coÅ› dla ciebie.
- Julianie - powiedziała szybko Callie. - Muszę ci
powiedzieć, że...
- Powiesz mi potem. To jest ważniejsze.
Położył jej dłonie na ramionach i przyciągnął do
siebie. Callie odetchnęła głęboko, wdychając jego
zapach. Już to tylko wystarczyło, by zakręciło jej się
w głowie. Objęła go wpół i poddała się uściskowi,
tuląc głowę do ciepłej, kojącej piersi. Tak dobrze
czuła się w jego ramionach. Wszystko inne zbladło
w zestawienia z tym faktem.
- Gratulacje, zielonooka - mruknÄ…Å‚. Jego usta
muskały jej wargi. - Udało ci się. Pięć minut temu
wygrałaś zakład. Szczerze mówiąc, miałem wątpliwości,
ale dałaś radę. Nie mógłbym być szczęśliwszy.
Callie zacisnęła powieki. Jego dotyk, słuchanie
tych słów - wszystko to było jedną wielką torturą.
Nie zasłużyła na pochwały. Musi wyznać prawdę,
nawet jeśli nie zdoła znieść widoku rozczarowania
i pogardy, zastępujących w jego oczach dumę i radość.
Kiedy Julian się dowie, co zrobiła, będzie musiał
sprzedać Willow's End. Nie ma innego wyjścia.
Delikatnie uwolniła się z jego objęć.
- Julianie, jest coś, o czym muszę ci powiedzieć.
Nie wygrałam zakładu. Niedawno dzwoniła Donna.
Potrzebowali z Corym mojej pomocy. Nie mogłam
im odmówić.
Czuła narastający w nim chłód. Milczał, lecz pod
tą spokojną powloką jego mózg pracował w szaleńczym
tempie.
- Porozmawiamy o tym pózniej - powiedział cicho.
- Teraz nie ma na to czasu. Przepraszam. Gdyby nie
ta sytuacja w biurze... Zajmiemy siÄ™ tym, gdy tylko
wrócę.
- Czy ma to sens? - szepnęła.
- Zawsze jest jakiś sens - choćby z tej jednej
przyczyny...
Nachylił się i pocałował ją. Jego usta były twarde,
zdecydowane, w ciszy składały obietnice, którym
Callie pragnęła wierzyć. Przywarła do niego. Jej dłonie
wślizgnęły się pod bawełnianą koszulę i zamknęły na
ramionach. Uściskiem, gorącym pocałunkiem błagała
bez słów o wyrozumiałość... o miłość.
- Julianie... - wyszeptała cichutko.
Przebiegł dłonią po jej włosach, pociągając je lekko.
- Bądz cierpliwa, Callie. Wszystko będzie dobrze.
Zaufaj mi - z tymi słowami podniósł walizeczkę,
zabrał płaszcz i wyszedł.
Zaufaj mi", powiedział Julian. I ufała. Zawierzyłaby
mu własne życie. Ale nie Willow's End. Wcale nie
ukrywał swoich zamiarów - chciał je sprzedać. I dzięki
niej teraz mógł to zrobić.
Brutus przytruchtał do kuchni i klapnął na podłogę,
odwracając od niej głowę.
- Wiem, wiem - powiedziała. - Zawaliłam sprawę.
Zawiodłam wszystkich. Odczep się, dobrze?
Pies westchnął donośnie.
- Przynajmniej wiem, jak między nami rzeczy stoją
- wymamrotała.
- No dobra! Czy ktoś mi w końcu łaskawie wyjaśnij
co tu się właściwie dzieje? Dosyć już tych tajemnic
- Valerie z rozmachem otworzyła tylne drzwi.
Callie spojrzała na nią i wybuchnęła płaczem.
- Wiedziałam. Wiedziałam! - krzyknęła zdumiona
przyjaciółka. - Wszystkie te dziwaczne telefony, żałosne
wykręty. Całe Willow aż huczy od pogłosek, jak
bardzo się zmieniłaś. Zdecydowali, że to zły wpływ
Juliana i że powinno się go przegnać z miasta.
Powiedziałam im, że najpierw z tobą pogadam
- odwróciła się do Brutusa. - A ty zjeżdżaj stąd! Nie
życzę sobie żadnych ponurych min - to tylko pogarsza
sytuację. Poza tym, to sprawy między nami, dziew
czynami. A ciebie, mimo operacji, nadal uważam
raczej za samca.
Brutus z parsknięciem uniósł się na nogi i opuścił
pomieszczenie.
Valerie złapała Callie za ramiona i podprowadziła
do stołu.
- Siadaj. Ja zrobię herbatę. Choć z twojego wyglądu
wnoszę, że bardziej by ci się przydała duża whisky
- zalała wrzątkiem przygotowane torebki i postawiła
na stole dwa parujÄ…ce kubki. - A teraz gadaj. Co siÄ™
tu dzieje?
Wydawało się, że minęła wieczność, nim Callie
opowiedziała całą historię. W końcu jednak zabrakło
jej słów. Valerie z namysłem uniosła kubek.
- Chcesz znać moje zdanie?
- A spodoba mi się? - Callie uśmiechnęła się słabo.
- Raczej nie. Ale i tak ci je powiem. Julian ma racjÄ™.
Ludzie naprawdÄ™ ciÄ™ wykorzystujÄ…. Nawet ja to robiÄ™
[ Pobierz całość w formacie PDF ]