[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tak.
No to jedziemy!
Nie dał jej czasu na zmianę decyzji. Uruchomił silnik i ruszyli. Taylor tak mocno
przytuliła się do jego pleców, że czuł bicie jej serca. Potem z całych sił zacisnęła ramiona
wokół jego pasa.
Po chwili jednak uspokoiła się. Wiatr rozwiewał jej włosy i czasem aż zatykał dech, ale
zaczęło robić jej się całkiem przyjemnie. Czuła bezpośredni kontakt z tym, co ją otaczało.
Czuła szybkość...
Ta jazda jest jak szampan, pomyślała. Nie, nawet lepsza, szampan nie powoduje od razu
tak szybkich reakcji. Nie spodziewała się, że jazda na motorze może być taka fajna!
Nagle wiatr wyrwał jej spod nóg sukienkę i podwiał ją znacznie za wysoko. Nic nie
mogła zrobić. %7łeby ją złapać, potrzebowałaby obu rąk, a na takie akrobacje się nie
zdecydowała. Pocieszało ją tylko to, że Jason nie mógł nic zobaczyć, a kierowcy jadący z
przeciwka mieli zbyt mało czasu na podziwianie jej wdzięków.
Postanowiła jednak spróbować złapać niesforną sukienkę i o mały włos nie straciła
równowagi. Przywarła z całej siły do Jasona. Przestraszyła się nie na żarty.
Wszystko w porządku? spytał Jason przez ramię, gdy zatrzymali się na światłach.
Strasznie trzęsie ten twój motor! odpowiedziała. Szybko poprawiła sukienkę.
Przecież to harley! Nie bój się, nic złego się nie dzieje. Zwiatło zmieniło się na zielone i
ruszyli. Taylor wydawało się, że pędzą co najmniej sto pięćdziesiąt na godzinę, wykonując
dziki slalom między samochodami. Pod bawełnianą koszulą czuła silne mięśnie jego brzucha.
Uspokój się, szeptała do siebie.
Przy nim nic ci się nie stanie. Sama nie wiedziała dlaczego, ale przy nim czuła się
bezpiecznie. Potrząsnęła głową. Przecież on jest tylko jej pracownikiem!
No, ale nie było się co oszukiwać. To niezwykle atrakcyjny mężczyzna i na dodatek
działał na nią jak żaden dotąd. Wiceprezesura, wiceprezesura. Myśl o tym! napominała się
w duchu. Niech nic nie odciąga cię od pracy, dzwięczały jej w głowie słowa ojca. Ale nie na
wiele to się zdało. Bliskość Jasona ciągle nie dawała jej spokoju.
Co by powiedział jej ojciec, gdyby wiedział, co w tej chwili robi? Przecież mogło się tak
zdarzyć, że zatrzymaliby się na światłach koło samochodu Bossa czy jakiegoś jego
znajomego. Taylor z niewiadomych powodów zachciało się śmiać. I tak by mnie nie poznali,
roześmiała się w duchu! Nikt, kto ją znał, nie uwierzyłby, że pędzi na harleyu z takim
mężczyzną! Po raz pierwszy w życiu poczuła się wolna. Nie miała ochoty zastanawiać się,
dlaczego, ani szukać logicznego wytłumaczenia swoich odczuć. Chciała tylko tak jechać,
jechać i jechać...
Jednak gdy dojechali do centrum Charlestonu, rozglądała się nerwowo, czy nie zobaczy
kogoś znajomego. Przejeżdżali koło Marion Park, w którym odbywała się degustacja
specjałów greckiej kuchni. Poczuła wspaniałe zapachy. O mały włos nie poprosiła go, by się
zatrzymał choć na chwilę. Greckie gyros było jedną z jej ulubionych potraw.
Dojechali do portu. Wjechali na prom jako ostatni pasażerowie. Po chwili prom odbił od
brzegu. Gdy wypłynął już na otwarte morze, usiedli w kawiarence przy stoliku. Wiał
przyjemny wiaterek, nie czuło się takiego upału jak na lądzie.
Jak długo będziemy płynąć? spytała.
Około czterdziestu pięciu minut.
Dobrze. W takim razie mam dość czasu, by przejrzeć twój raport. Gdzie schowałeś mój
neseser?
Jest w bagażniku harleya. Jeśli chcesz, to ci przyniosę zaofiarował się Jason.
Nie, dziękuję! odpowiedziała i od razu pożałowała swojego pośpiechu. Sama
potrafię go wyjąć.
Otworzyła torbę przy siedzeniu pasażera. Jason stanął koło niej.
Co jest w środku, czego nie chcesz mi pokazać?
Moje prywatne dokumenty. Mam nadzieję, że to rozumiesz postanowiła być szczera.
Na szczęście nie drążył dłużej tego tematu.
Taylor wyjęła raport z neseseru i zamknęła go szybko.
Chciałabym najpierw przejrzeć rozdział zawierający dane personalne pracowników.
Możesz mi pokazać, w której jest części?
Tak, oczywiście. O tu. Wskazał jej odpowiednią stronę. W momencie kiedy brała od
niego raport, silny podmuch wiatru wyrwał jej z ręki papiery, a Jason już ich nie trzymał.
Pofrunęły na wietrze i wpadły do wody. Taylor stała osłupiała i patrzyła, jak jej dokumenty
odpływają na falach.
O nie! jęknęła. Przeniosła wzrok na Jasona. Zrób coś! Nie stój tak! krzyknęła.
Czego od mnie oczekujesz? %7łebym rzucił się do morza i wyławiał te kartki? Podniósł
zdziwiony brwi.
Przecież chyba umiesz pływać?
Wiesz co, Księżniczko? Patrzył na nią z niedowierzaniem. Jesteś stuknięta!
Nie rozumiesz? Ten raport jest mi niezbędny... Zawahała się. W jej oczach pojawił się
cień nadziei. Zrobiłeś może dodatkową kopię?
Nie.
Dlaczego nie?
Nie była mi potrzebna. A poza tym nie prosiłaś mnie o to.
Czy ty nie zdajesz sobie sprawy z tego, co się stało?
Zdaję sobie z tego sprawę. Ale nie jest to dokument aż tak ważny, by rzucać się z jego
powodu do morza!
Dla mnie to sprawa życia i śmierci!
Przesadzasz! Widzę pewne wyjście. Mogę spróbować odtworzyć ten raport.
Naprawdę? Potrafiłbyś to zrobić? spytała z odrobiną nadziei w głosie.
Myślę, że nie ma innej możliwości.
Na szczęście mam listę spraw, które mnie interesują! ucieszyła się. To nam ułatwi
zadanie.
O tak! Dzięki Bogu, twoja lista ocalała! Nie ukrywał ironii.
Po co ten sarkazm, Richmond?
Nigdy nie spotkałem kobiety, która by miała takiego bzika na punkcie planowania. Czy
masz szczegółowe listy wszystkich swoich posunięć w każdej dziedzinie życia?
Nie w każdej!
Nie wierzę! Nie wiedziałabyś, co robić bez tego kawałka papieru przed nosem!
To nieprawda! obruszyła się.
Powiedz, Księżniczko, czy gdzieś głęboko w twojej duszy zakopana jest choć odrobina
spontaniczności?
Przecież wsiadłam na ten twój szalony motor, a tego przecież nie planowałam...
broniła się.
Nie nazwałbym tego spontanicznością, nie miałaś po prostu innego wyjścia.
Spontaniczność to robienie czegoś pod wpływem impulsu, chwili, bez zastanawiania się, po
co czy dlaczego się to robi, oraz umiejętność cieszenia się tym.
Wiem, co znaczy to słowo. Skrzyżowała ręce na piersiach.
Czy on naprawdę uważa, że ona planuje każdy swój ruch? Nie była kiedyś taka. Czyżby
jednak teraz taka się stała?
Nie ma o czym mówić uciął kłótnię. Mijamy właśnie Fort Sumter. Chcesz
popatrzeć, czy nie ma tego na twojej liście?
Nie ma, ale jeśli uważasz, że warto, mogę to dołączyć prychnęła.
Jason spojrzał na Taylor, która teraz szła wzdłuż barierki promu. Ta kobieta
doprowadzała go do szału. Arogancka, uparta, zarozumiała, wszystkowiedząca,
świętoszkowata. Jak on wytrzyma najbliższe dwa tygodnie i zdoła zachować choć odrobinę
prywatności?
Stała ze skwaszoną miną i patrzyła prosto przed siebie, ani razu nie spojrzała w bok. Na
szczęście nie domyśliła się, że on nieco dopomógł odfrunąć raportowi. Udusiłaby go gołymi
rękami, gdyby się dowiedziała o tym.
Wiatr delikatnie potargał jej włosy. Złote loki i cieniutka sukienka lekko powiewały.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]