[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dziewięćdziesiąte.
-To co mam zrobić?
-Możesz użyć innej komórki. Takiej jednorazowej  wyjaśnił.
-Jak jednorazowe aparaty fotograficzne?
-Gdzieś ty się podziewała?  zdziwiła się Shaunne.
-Wszyscy znają jednorazowe komórki  zapewniła nas Erin.
-Ja nie  przyznała Stevie Rae.
-No właśnie  wypunktowały Blizniaczki.
-Masz.  Damien wyciągnął z kieszeni duży, bajerancko wyglądający aparat Nokii. 
Możesz wykorzystać moją komórkę.
-Dlaczego masz jednorazowy telefon?  chciałam wiedzieć. Obejrzałam sprzęt uważnie.
Wyglądał tak jak inne.
-Zafundowałem go sobie po tym, jak moi rodzice spanikowali, ze mają syna geja. Znim
zostałem Naznaczony, zachodziła obawa, że chcą mnie odgrodzić od życia na zawsze.
Nie chce przez to powiedzieć, bym się spodziewał, że zamknął mnie gdzieś w szafie albo
w innym odosobnionym miejscu, ale uznałem, że nie zawadzi przygotować się na każdą
okoliczność. Od tego czasu na wszelki wypadek zawsze mam przy sobie taki aparat.
Nie wiedzieliśmy, co powiedzieć. To naprawdę głupia sprawa mieć rodziców z obsesją
na punkcie skłonności homoseksualnych swojego syna.
-Dziękuję ci, Damien  wykrztusiłam w końcu.
-Nie ma za co  odpowiedział.  Nie zapomnij wyłączyć telefonu po skończonej
rozmowie, a potem mi oddać, bo powinienem go zaraz zniszczyć.
-Dobrze.
-I nie zapomnij im powiedzieć, że bomba została umieszczona pod wodą. Wtedy będą
musieli zamknąć most na dłużej, żeby posłać tam nurków, którzy sprawdzą rzekę.
Kiwnęłam głową.
-Dobry pomysł. Powiem im też, że bomba ma wybuchnąć o trzeciej piętnaście, czyli
dokładnie o tej godzinie, którą zobaczyła Afrodyta na zegarze w Babci samochodzie,
kiedy się rozbijał.
-Nie wiem, ile czasu im zajmie sprawdzanie, ale wydaje mi się, że powinnaś do nich
zadzwonić około wpół do trzeciej. Wtedy będą mieli dość czasu, aby dojechać na miejsce
i zamknąć most, ale nie dość, by się przekonać, że alarm jest fałszywy, i otworzyć
powtórnie most dla ruchu  powiedziała Stevie Rae.
-Ale kto z nas zadzwoni?  zapytała Shaunne.
-Holender, nie wiem.  Czułam się coraz bardziej zestresowana, byłam pewna, że zaraz
dopadnie mnie gigantyczny ból głowy.
-Napisz w Google u  podsunęła Erin.
-Nie  zaprotestował natychmiast Damien.  Nie możemy zostawiać żadnych śladów
komputerowych. Musimy po prostu zadzwonić do miejscowego oddziału FBI. Numer
można znalezć w książce telefonicznej. Zrobią to co zawsze, kiedy otrzymują sygnał od
jakiegoś czubka.
-Czyli złapią go i zapudłują do końca życia  dokończyłam ponuro.
-Nie, nie złapią cię. Nie zostawisz żadnych śladów. Nie będą mieli najmniejszego
powodu, by podejrzewać kogokolwiek z nas. Zadzwoń do niech o wpół do trzeciej.
Powiedz, że umieściłaś bombę pod mostem, ponieważ& - zawahał się Damien.
-Z powodu zanieczyszczenia  wychrypiała Stevie Rae.
-Zanieczyszczenia?  zdziwiła się Shaunne.
-Chyba niekoniecznie z tego powodu. Moim zdaniem lepiej będzie, jak powiesz, że masz
już dość wtrącania się władz w prywatne życie obywateli  zaproponowała Erin.
-Zwietny pomysł, Blizniaczko  pochwaliła ją Shaunne.
Erin rozpromieniła się.
-Mój tata na moim miejscu właśnie tak by powiedział. Byłby ze mnie dumny. Nie z
powodu fałszywego alarmu z wysadzeniem mostu, ale z powodu całej reszty.
-Jasne, Blizniaczko  zapewniła ją Shaunne.
-A mnie się bardziej podoba pomysł z zanieczyszczeniem środowiska  nie ustępowała
Stevie Rae.  Przecież to poważny problem.
-W takim razie może powiem, że chodzi mi o wtrącanie władz do prywatnego życia
obywateli i zanieczyszczanie rzek? To by wyjaśniało, dlaczego bombę umieszczamy pod
mostem.  Patrzyli na mnie nierozumiejącym wzrokiem. Westchnęłam ciężko.  Bomba
będzie pod mostem, by zwrócić uwagę na zanieczyszczanie rzek.
-Aha  westchnęli z ulgą. Teraz zrozumieli.
-Wystąpimy w roli porąbanych terrorystów  zachichotała Stevie Rae.
-W gruncie rzeczy to dobrze  uznał Damien.
-Czyli wszystko już ustalone? Ja zadzwonię do FBI, a nikt z nas nie piśnie ani słówkiem
o wizji Afrodyty.
Potakująco skinęli głowami.
-Dobra. W takim razie ja poszukam książki telefonicznej, znajdę numer FBI, a wtedy&
Kątem oka zauważyłam, ze ktoś się zbliża w naszym kierunku. Była to Neferet w
towarzystwie dwóch mężczyzn w garniturach, a cała trójka zmierzała w stronę internatu.
Wszyscy natychmiast zamilkliśmy. Przez salę przeszedł szmer, z którego mogłam
wyłowić powtarzające się słowa: To ludzie&
Nie miałam czasu dłużej się nad tym zastanawiać, ponieważ zobaczyłam, że Neferet z
dwoma panami kierują się prosto w moją stronę.
-A, tu jesteś, Zoey.  Neferet jak zwykle uśmiechnęła się do mnie ciepło.  Panowie
chcieliby z tobą porozmawiać. Chyba wstąpimy do biblioteki. To zajmie tylko krótką
chwilę.  Neferet władczym gestem poleciła nam iść za sobą do znajdującego się za
główną salą bocznego pokoju, który nazywaliśmy biblioteką, mimo, że był to raczej
pokój komputerowy z kilkoma wygodnymi krzesłami i półkami z broszurowymi
wydaniami książek. W bibliotece siedziały tylko dwie dziewczyny, które Neferet
wyprosiła jednym gestem ręki. Zamknęła za nimi drzwi, po czym zwróciła się do nas.
Rzuciła okiem za zegar wiszący nad komputerami. Było sześć po siódmej, sobotni
poranek. Co się stało?
-Zoey, to jest detektyw Marx.  Neferet wskazała wyższego z mężczyzn.  I detektyw
Martin z wydziału zabójstw policji w Tulsie. Chcą ci zadać kilka pytań na temat zabitego
chłopca.
-Okay  powiedziałam, zastanawiając się jednocześnie, o co mogliby mnie pytać.
Przecież, do diabła, o niczym nie wiedziałam. Nawet nie znałam go dobrze.
-Panno Montgomery& - zaczął detektyw Marx, ale Neferet natychmiast mu przerwała.
-Redbird  poprawiła go.
-Słucham?
-Zoey zgodnie z prawem zmieniła nazwisko na Redbird, kiedy przed miesiącem
wstępując w progi naszej szkoły, uzyskała status osoby pełnoletniej. Wszyscy nasi
uczniowie według prawa stanowią sami o sobie. Uznaliśmy, że tak jest lepiej, wziąwszy
pod uwagę szczególny charakter naszej szkoły.
Gliniarz kiwnął głową. Nie wiedziałam, czy Neferet go wkurzała czy nie, ale sądząc po
tym, jak na nią spoglądał doszłam do wniosku, że nie.
-Panno Redbird  ciągnął.  Wiadomo, że znasz Chrisa Forda i Brada Higeonsa. Zgadza
się?
-Aha, to znaczy, tak  poprawiłam się zaraz. Z pewnością nie był to stosowny moment,
by zgrywać głupią nastolatkę.  Znaczy& to znaczy: znałam ich obu.
-Znałam?  podchwycił natychmiast niższy gliniarz.
-Tak, bo nie zadaję się teraz z ludzkimi chłopakami, ale nawet zanim zostałam
Naznaczona, nieczęsto miałam okazję spotkać Chrisa czy Brada.  Początkowo zdziwiło
mnie, ze tak się przyczepili do tego słówka, ale zaraz sobie uświadomiłam, że skoro [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • policzgwiazdy.htw.pl