[ Pobierz całość w formacie PDF ]

śmiercią.
- Ale to wcale nie znaczy, że uda nam się odkryć całą prawdę.
- Być może ojciec wcale nas nie porzucił, a to zmienia wszystko - powiedziała powoli.
- Zawsze wierzyłam święcie we wszystko, co mówiła Harriet. Czy cały mój świat opierał się
zatem na kłamstwie? Nawet nie wiesz, jakie to dla mnie ważne, by odkryć prawdę.
- No dobrze, a jeśli ojciec was nie porzucił, co zamierzasz? Miał przecież tyle lat, żeby
skontaktować się z wami. A jednak tego nie zrobił.
Wzruszyła ramionami.
- Może zginął albo przeprowadził się na drugi koniec świata? A może ona miała na
niego jakiegoś haka i po prostu się bał? Najważniejsze, że nie zostawił nas z własnej woli.
Coś go do tego zmusiło. Jestem pewna.
- I to ci wystarczy? Nie chcesz wiedzieć, gdzie jest i co się z nim dzieje?
Zamyśliła się.
- Nie, niekoniecznie. Chcę zrozumieć.
- Sądzę w takim razie, że te papiery ci w tym nie pomogą. - Wstał, by rozprostować
kości. Najchętniej poszedłby pobiegać, ale pora nie była zbyt sprzyjająca. Już teraz żar lał się
z nieba, a miało być jeszcze cieplej. Może wieczorem, pomyślał.
- Więc co twoim zdaniem powinnam zrobić?
- Porozmawiaj ze służbą twojej babki. Spróbuj wyciągnąć z nich, co się wtedy
wydarzyło. Przecież dwadzieścia lat temu to musiała być głośna afera.
- Nie przypuszczam. Babcia niechętnie mówiła o takich sprawach. Zawsze zbywała
nas, gdy pytałyśmy o cokolwiek na temat ojca.
Stał tuż przed nią i przeciągał się raz po raz. Starała się nie patrzeć w jego stronę, ale nie było
to łatwe. To już nie był ten szczupły, młodziutki mężczyzna, którego poślubiła przed laty.
Muskularne ramiona i szeroki tors Rauda przyciągały nieustannie jej uwagę. Przez moment
odczuła głęboki żal, że nie są już razem, że tak potoczyły się ich losy. Czy był na siebie zły,
że pozwolił jej odejść? Czy widywał się z innymi kobietami?
- I co teraz? - zapytał, spoglądając na nią z ukosa.
- Ale co?
- Masz przedziwny wyraz twarzy. O czym myślisz?
- O niczym - skłamała, wpatrując się w trzymany w dłoni list.
Raud przeszedł przez pokój, starannie omijając porozkładane na podłodze papiery.
- Co się dzieje? - zapytał, unosząc delikatnie do góry podbródek Margot.
- Zastanawiałam się, czy są w twoim życiu jakieś kobiety - wyrwało jej się zupełnie
nieoczekiwanie. Przecież to nie moja sprawa, pomyślała. Co prawda była jego żoną, ale jakie
to miało znaczenie?
- Nie. Zapomniałaś chyba, że jestem żonaty. To dziwne, ale nie miałem ochoty z
nikim się spotykać.
Próbowała zignorować ten dziwny niepokój, który wywołał jego dotyk. Marzyła, aby jego
dłoń podążyła dalej. Spojrzała mu w twarz i dostrzegła bruzdy, których kilka lat temu jeszcze
nie było. Zdała sobie sprawę z nieuchronnego upływu czasu.
- Byłem pewien, że Harriet będzie cię przekonywać, abyś się ze mną rozwiodła.
- Próbowała.
- I co?
Odsunęła jego dłoń i wyprostowała się. Z trudem przełknęła ślinę. To były naprawdę bolesne
wspomnienia.
- Nie chciałam rozwieść się z tobą. Nie mogła mnie do tego zmusić.
- A teraz? - zapytał niespodziewanie.
- Panienko Margot, czy państwo zejdą na lunch? - zawołała z dołu Caroline.
- Zaraz schodzimy! - Znowu jakimś cudem udało jej się uniknąć konfrontacji. Nie
chciała rozmawiać ani o małżeństwie, ani o rozwodzie. Potrzebowała trochę czasu, żeby
uporządkować myśli. Miała już wyjść z pokoju, gdy Raud chwycił ją za rękę.
- Nie skończyliśmy jeszcze, Margot.
- Być może, ale mam teraz tysiąc spraw na głowie, a Caroline jest jedyną osobą, na
której pomoc mogę liczyć. Nie chciałabym jej urazić. Inaczej będę musiała sama borykać się
z tym wszystkim.
- To, że spóznimy się o kilka minut, na pewno jej specjalnie nie urazi.
Wyrwała ramię z jego uścisku i ruszyła przed siebie.
- Ale my możemy równie dobrze porozmawiać pózniej.
Po południu starała się na wszelkie sposoby unikać go. Zadzwoniła do biura. Zależało jej
bardzo na tym, aby w firmie wszystko funkcjonowało bez zarzutu. Przed kolacją usiłowała
przekonać samą siebie, że jednak powinna z Raudem porozmawiać. Zastanawiała się, jak
sprawić, by przestali sobie skakać do oczu.
Poprosiła Caroline, aby podała na werandzie, w cieniu wielkich dębów. Nie chciała jeść w
zimnej i nieprzytulnej jadalni. Zbyt dobrze pamiętała ciężką, sztywną atmosferę panującą tam
podczas posiłków. Włożyła letnią, jasnoróżową sukienkę i stwierdziła z zadowoleniem, że na
jej policzkach pojawiły się wreszcie delikatne kolory. Raud również się przebrał. Wyglądał
świetnie.
- Napijesz siÄ™ czegoÅ›?
- Nie, dziękuję, mrożona herbata mi wystarczy. - Stół nakryty przez Caroline
prezentował się niezwykle okazale. Porcelana, kryształy, srebra... - Gdy byłyśmy
dziewczynkami, Harriet nie pozwalała podawać na porcelanie. Zawsze powtarzała, że małe [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • policzgwiazdy.htw.pl