[ Pobierz całość w formacie PDF ]
bezpo rednim niebezpiecze stwie. Jego naturalna i szczera obawa o los Browna wywar a wra enie,
Clausen nie potrafi nie ulec wstawiennictwu o podw adnego przez kogo , kto sam sta w obliczu mierci.
Niebieskie oczy z agodnia y i pojawi si w nich cie podziwu. Nie zrobi o to adnego wra enia na
Hornblowerze, chocia by tak bystry i potrafi rozumie cudze odczucia. Dla niego troska o Browna by a
rzecz tak oczywist , e nie przysz o mu w ogóle do g owy, e mo na kogo za to podziwia .
Rozwa t spraw zdecydowa Clausen, a potem zwróci si do eskorty: Zabra wi niów.
Elegancki adiutant szepn mu co spiesznie do ucha, a on kiwn g ow z alzack powag .
Prosz robi to, co pan uzna za stosowne powiedzia . Pan b dzie odpowiada za to.
Adiutant wsta i wyszed z nimi do hallu; nierze pomagali Hornblowerowi i . Ju od drzwi adiutant
zacz rzuca rozkazy.
We cie tego wskaza na Browna do aresztu. Tamtego pokaza na hrabiego do tego
pokoju. Sier ancie, pan b dzie go pilnowa . Poruczniku, pana osobi cie czyni odpowiedzialnym za tego
'Ornblowera. Nich pan ma przy sobie stale dwóch ludzi i eby ani na moment nie spuszczali z niego oczu.
Ani na moment. Tu pod zamkiem jest loch. Zabierzcie go tam i b cie przy nim, a ja od czasu do czasu
sprawdza . Ten cz owiek uciek cztery lata temu z r k andarmerii cesarskiej i zosta ju zaocznie
skazany na mier . To desperat, i mo na si po nim spodziewa przebieg ci.
Tak jest, sir powiedzia porucznik.
Kamienne schody wiod y do lochu, reliktu nie tak odleg ych dni, kiedy dziedzic mia uprawnienia
dziego stopnia najwy szego, redniego i najni szego. Loch, po otwarciu drzwi zabezpieczonych sztab ,
wygl da , jakby nie by u ywany od dawna. Nie czu w nim by o wilgoci; przeciwnie, g sto tu by o od
kurzu. Przez grubo okratowane okienko wpada promie s ca ledwo o wietlaj cy wn trze. Porucznik
spojrza na go e ciany; jedynym elementem umeblowania by y dwa elazne cuchy przymocowane
klamr do posadzki.
Przynie cie jakie krzes a rzuci do jednego z towarzysz cych mu ludzi, a popatrzywszy na
znu onego wi nia doda : Poszukajcie te materaca przynie cie go tu. A przynajmniej siennik ze
omy.
W lochu by o ch odno, lecz Hornblower czu pot ciekaj cy mu z czo a. Z ka sekund ros o w nim
zm czenie. Sta , ale nogi ugina y si pod nim, a w g owie mu szumia o. Ledwie po ono materac na
ziemi , a ju poku tyka w tamt stron i pad na niego jak d ugi. W tym momencie nie pami ta
o niczym, nawet o bólu z powodu mierci Marie. Nie by o w nim miejsca ani na skruch , ani na obaw .
Le twarz w dó , zapomniawszy o wszystkim, ni to ca kiem nieprzytomny, ni to u piony; pulsowanie
w nogach, pot ny szum w uszach, ból w barku, cierpienie w sercu wszystko przesta o znaczy w tym
momencie za amania.
Kiedy sztaby u drzwi zazgrzyta y, zwiastuj c przybycie adiutanta, Hornblower przyszed ju troch do
siebie. Le dalej twarz do posadzki, lecz teraz rozkoszuj c si prawie faktem, e nie musi porusza si
ani odzywa do przyby ego adiutanta.
Czy wi zie co mówi ? us ysza pytanie.
Ani s owa odpar porucznik.
Jest na dnie rozpaczy stwierdzi adiutant lekko moralizatorskim tonem.
Uwaga ta zirytowa a Hornblowera, tym bardziej e zastano go w pozycji tak pozbawionej godno ci.
Obróci si i usiad na sienniku utkwiwszy wzrok w adiutancie.
Ma pan jakie yczenia? spyta tamten. Chcia by pan napisa jakie listy?
Nie chcia pisa listu, na który ci, którzy go wi zili, rzuciliby si jak kruki na padlin . Musi jednak
stawia wymagania, robi co , eby zatrze wra enie, e jest w rozpaczy. Wiedzia , czego da i jak
bardzo tego pragnie.
K piel rzek . Dotkn palcami zaro ni tej twarzy. Golenie. Czyste ubranie.
K piel? powtórzy adiutant w zaskoczeniu. Potem na twarzy jego pojawi si cie podejrzenia.
Nie mog da panu brzytwy. Móg by pan próbowa okpi pluton egzekucyjny.
Niech ogoli mnie który z pa skich ludzi zaproponowa Hornblower i szukaj c w my lach, czym
go podra ni , doda : Mo ecie przy tym skr powa mi r ce. Ale przedtem kube gor cej wody i r cznik.
I chocia czyst koszul .
Adiutant ust pi .
Niech b dzie rzek .
Hornblowerowi przyszed na ratunek dziwny nastrój bezmy lnej egzaltacji. Nic sobie nie robi
z rozbierania si do naga na oczach czterech zaciekawionych ludzi; zmy brud z cia a i wytar si
cznikiem do sucha nie dbaj c o ból w zranionym barku. Ludzi tych interesowa nie legendarny, dziwny
Anglik, lecz raczej cz owiek, który ma umrze . Ten namydlaj cy si m czyzna wkrótce przejdzie przez
bram prowadzony przed nimi; to bia e cia o zostanie nied ugo rozerwane na strz py kulami muszkietów.
Telepatycznie odczuwa mierteln ciekawo swoich stra ników i delektowa si ni dumnie
i pogardliwie. Ubra si ponownie pod ich czujnym okiem. Wszed nierz nios c miseczki do myd a
i brzytwy.
Cyrulik pu kowy oznajmi adiutant ogoli pana.
Nie by o teraz mowy o kr powaniu r k; gdy tak siedzia , czuj c jak brzytwa szoruje mu po gardle,
pomy la , czyby nie chwyci nagle za jej ostrze. Tu bliziutko jest jego a szyjna i t tnica; jedno mocne
ci cie z boku i sko cz si jego m czarnie, a do tego dosz aby dodatkowa satyfakcja, e przechytrzy
podejrzliwego adiutanta. Przez chwil odczuwa pokus bardzo silnie; widzia , jak jego cia o osuwa si
w krze le, a z gard a bucha krew, wyobra sobie konsternacj oficerów. Wizja ta by a tak silna, e przez
chwil igra z ni z przyjemno ci w swojej wyobra ni. Ale samobójcza mier nie wzbudzi aby takiego
oburzenia jak morderstwo w majestacie prawa. Musi pozwoli , eby Bonaparte go zabi , musi zdoby si
na to ostatnie po wi cenie dla dobra s by. A Barbara nie chcia by, eby wspomina a go jako
samobójc .
Cyrulik podstawi mu lusterko, przerywaj c ten nowy tok my li; patrzy a na niego stamt d ta sama
znana, mocno ogorza a twarz. Mo e tylko zmarszczki przy ustach sta y si wyra niejsze. I oczy
spogl da y jako rzewniej ni kiedykolwiek, z bardziej b agalnym wyrazem. Czo o zrobi o si nie adne,
wy sze, a ysina bardziej widoczna. Pochwali cyrulika skinieniem g owy i wsta po odwi zaniu r cznika
spod podbródka, staraj c si trzyma prosto na nogach mimo bol cych p cherzy. Potoczy woko o
wynios ym spojrzeniem, pesz c gapi cych si ciekawie na niego. Adiutant wyj zegarek, pewnie eby
ukry zak opotanie.
Za godzin zbiera si s d wojenny rzek . Chcia by pan co zje ?
Oczywi cie odpar Hornblower.
Przynie li mu omlet, chleb, wino, ser. Nie by o o tym mowy, eby kto inny jad z nim; siedzieli
i gapili si na ka dy k sek wk adany przez niego do ust. Nie jad dawno i teraz, umywszy si , poczu si
straszliwie g odny. Niech si gapi ; on chcia je i pi . Wino by o wietne, wi c pi chciwie.
W ubieg ym tygodniu cesarz odniós dwa du e zwyci stwa odezwa si nagle adiutant
rozpraszaj c nastrój Hornblowera. Hornblower przerwa wycieranie ust serwetk i podniós na niego
wzrok.
Wasz Wellington ci gn adiutant dosta wreszcie od losu, co mu si nale o. Ney pobi go
[ Pobierz całość w formacie PDF ]