[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pozostawało im czekać.
Nie trwało to długo. Już wkrótce usłyszeli wesołe, zwielokrotnione echem głosy i zza
głazów wyłoniła się liczna gromadka: Gabriel, Rune, Ulvhedin, Ingrid i Heike.
Na ich widok poderwali się z miejsc, Gabriela serdecznie uściskano, a pozostałym
dziękowano gorąco.
Gdy obie grupy zdały sobie nawzajem relację ze swoich przygód, zabrał głos
Ulvhedin:
- Jak słyszeliście, mamy nową, małą mandragorę. Nie tak potężną jak Rune, to jasne,
on przecież jest Pierwszą. W dodatku nowa alrauna, która znalazła się w posiadaniu Solvego
w chwili, gdy zakopano ją w jego grobie, została przez to zbezczeszczona, zbrukana. Oto i
ona, tak wyglÄ…da.
Wyjął nieduży, poskręcany korzeń.
- Proponuję, aby Rune zadecydował o jej przyszłym losie. Sądzę, że między nami nie
będzie w tej kwestii niezgody.
Rune skinął głową i przyjął alraunę z rąk Ulvhedina.
- Prawdą jest to, co mówisz, wiele zła zdołało w nią przeniknąć. Oczyszczę ją, a
potem... Mamy zamiar ofiarować ją temu z nas, który jest najbardziej bezbronny. Młodemu
Gabrielowi.
Gabriel szeroko otworzył oczy, ciemne krótkie włosy z podniecenia jakby jeszcze
bardziej zjeżyły mu się na głowie. Skłamałby, gdyby powiedział, że ma ochotę krzyczeć z
radości na widok należącego do Solvego obrzydliwego amuletu, który teraz jemu miał
przypaść, ale nie ośmielił się protestować.
- Najpierw zerwiemy rzemień, na którym wisiała - oświadczył Rune. - I zastąpimy
czymś innym. Czy znalazłoby się coś odpowiedniego?
Nataniel wyciągnął sznurówkę z długich butów, których chwilowo nie używał. W tym
czasie Rune znalazł w rozpadlinie skalnej garść ziemi i zaczął nacierać nią alraunę.
- Nie używam do tego wody - powiedział - bo dla nas święta jest ziemia.
Gdy uznał, że mandragora została już oczyszczona z wszelkiego zła, przemówił
bezpośrednio do niej:
- Będziesz teraz miała nowego pana. Zapomnij o wszystkim, czego nauczył cię
poprzedni właściciel. On posługiwał się tobą do wyrządzania krzywd innym. Twoim jedynym
zadaniem będzie teraz czuwanie nad Gabrielem. Odpieraj wszystkie ataki na życie chłopca.
Jeśli wypełnisz swe zadanie, zostaniesz hojnie nagrodzona, może nawet ziemią z Raju, jeśli
tylko kiedyś tam wrócimy.
Zawiesił Gabrielowi mandragorę na szyi.
Z początku chłopiec nastawiony był do alrauny bardzo niechętnie, starał się, by nie
dotykała jego skóry, zaraz jednak poczuł spokój i życzliwość płynące od korzenia i
sprowadzające na niego poczucie bezpieczeństwa. Mandragora chciała zostać jego
przyjacielem! Gotowa była uczynić dla niego wszystko.
Głośne westchnienie ulgi chłopca towarzysze przyjęli z uśmiechem zadowolenia.
Mogli ruszać naprzód. Opiekunowie pożegnali swych podopiecznych i szóstka w
zapadającym zmroku podjęła dalszą wędrówkę.
Kiedy prawie po omacku starali się dojść do skalnej ściany, Nataniel w pewnej chwili
rzekł:
- Ta grota, w której byłeś, Gabrielu... Naprawdę sądzisz, że przechodziła przez całą
górę i prowadziła w głąb Doliny?
- Ja niczego nie sądzę - odparł Gabriel.
- Może powinniśmy spróbować? - zaproponował Ian,
Powstrzymała ich Tova.
- Wydaje mi się, że widzę przed nami jakieś niebieskawe światło!
- Ja też - poparł ją Gabriel. - Uff, nie mam już ochoty na kolejne atrakcje.
- Zmęczony jesteś? - spytał Nataniel.
- Tak.
- Masz do tego pełne prawo. Za nami długi, ciężki dzień.
- Tam! - zawołał Ian. - Ja też to widzę!
Znieruchomieli, spodziewając się najgorszego, widać bowiem było wyraznie, że
światło się zbliża.
Rozległ się odgłos stąpania po kamienistym podłożu, zarysowała jakaś sylwetka. Tova
usłyszała szczęk sygnalizujący, że Ian odbezpieczył pistolet.
- Na pewno na nic ci się nie przyda - szepnęła. - Tych, którzy dzisiaj krążą po
Siedzibie Złych Mocy, nie imają się żadne kule.
Ian z powrotem zabezpieczył broń.
- Marco! - zawołał Nataniel. - To Marco!
Nigdy chyba nikomu nie zgotowano gorętszego powitania.
- Ty łobuzie! - strofowała go Tova. - Dlaczego nie pokazywałeś się przez cały dzień?
- Miałem co innego do załatwienia - uśmiechnął się, ale z oczu biła mu powaga.
- Gabriel widział grotę ciągnącą się w głąb góry - powiedział Ian. - Czy myślisz, że
uda nam się tamtędy przedostać?
- Nie, grota jest ślepa i wcale nie taka głęboka. Przybywam właśnie po to, żeby was
poprowadzić.
- Dzięki ci, dobry Boże - szepnęła Tova.
- Powiedz, gdzie byłeś? - dopytywali się.
- Mogę opowiadać w drodze. Musimy skręcić teraz w prawo.
Gabriel z podziwem patrzył na baśniowo piękną postać, otoczoną teraz
roztańczonymi, lekko niebieskimi płomykami, tak jak wtedy, kiedy pod postacią Imrego
wyprowadził Andre, Mali i Nette z Vargaby. Gabriel czytał o tym w kronikach.
- Od tej chwili będziemy już iść razem - zaczął Marco.
Wywołało to kolejny wybuch radości. W kilku parach oczu zakręciły się nawet łzy
ulgi.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]