[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jest bezludny: między drzewami przemknęły przez chwilę ich obserwując oczy.
Obserwator zniknął w momencie, kiedy go zauwa\yli, zarówno na Arturze, jak i na Fordzie
sprawił jednak wra\enie istoty człekokształtnej, reagującej na ich widok ciekawością, z
pewnością nie strachem. Pół godziny pózniej ujrzeli twarz następnego obserwatora, po
dziesięciu minutach jeszcze jedną.
Zaraz potem natknęli się na wielką polanę. Weszli na nią i stanęli jak wryci.
Przed nimi, na środku polany, stała grupa ponad dwudziestu kobiet i mę\czyzn. Nikt się
nie ruszał, nikt nie odzywał jedynie oglądano przybyszy. Wokół kilku kobiet gromadziły się
dzieci, w głębi widać było szereg walących się lepianek z gliny i gałęzi.
Ford i Artur wstrzymali oddech.
Tubylcy mieli długaśne ręce i niziutkie czółka, błyszczące oczy uwa\nie taksowały
obcych. Ka\dy stał lekko wychylony do przodu. Najwy\szy miał nie więcej ni\ metr
pięćdziesiąt wzrostu.
Widząc, \e tubylcy nie mają broni i nie ruszają do ataku, Fordowi i Arturowi od razu
poprawił się humor.
Przez chwilę obie strony wpatrywały się w siebie nawzajem, nikt nawet nie drgnął.
Ludzie z polany wyglądali na zdziwionych pojawieniem się obcych i choć nie okazywali
agresji, nie było w ich zachowaniu nawet śladu zaproszenia.
Nic się nie działo.
Kolejne dwie minuty nic się nie działo.
Po dalszych dwóch minutach Ford uznał, \e czas, by coś się wydarzyło.
Cześć! zaczął.
Kobiety przyciągnęły dzieci bli\ej do siebie.
Mę\czyzni nie zrobili \adnego widocznego ruchu, ich postawa dawała jednak do
zrozumienia, \e odzywka Forda nie jest mile widziana. Nie została przyjęta zle po prostu
nie była mile widziana.
Mę\czyzna stojący nieco przed resztą grupy być mo\e przywódca zaczął podchodzić
do obcych. Twarz miał spokojną, prawie pogodną.
Uggghhhuggghhhrrrrr uh uh ruh uuurgh stwierdził łagodnie.
Artur niepomiernie się zdziwił. Tak bardzo przywykł do natychmiastowego i
automatycznego tłumaczenia przez rybę Babel wszystkiego, co słyszy, \e dawno przestał o
niej myśleć. Przypomniała mu się tylko dlatego, i\ najwyrazniej przestała działać. Arturowi
przeleciały przez myśl ślady znaczeń, ale nie umiał ich nijak poskładać do kupy. Zgadywał
zresztą prawidłowo \e tubylcy jak na razie wytworzyli marne pierwociny języka i ryba
Babel nie jest w stanie nic zdziałać. Spojrzał na Forda, który miał w tych sprawach znacznie
więcej doświadczenia.
Wydaje mi się rzucił Ford półgębkiem \e pyta nas, czy nie mielibyśmy nic
przeciwko obejściu jego wioski.
Gest istoty zdawał się potwierdzać teorię Forda.
Ruuurggghhh urrrgggh; urgh urgh (uhruh) rrruuurrr uuuh ug powiedział prowodyr.
Jeśli dobrze zrozumiałem, chodzi z grubsza o to, \e mo\emy kontynuować wyprawę ile
dusza zapragnie, byliby jednak uszczęśliwieni, gdybyśmy obeszli ich wioskę.
Co zrobimy?
Myślę, \e ich uszczęśliwimy uznał Ford.
Powoli i ostro\nie obeszli polanę. Chyba się to spodobało jej mieszkańcom, ka\dy
bowiem lekko skłonił głowę i wrócił do własnych spraw.
Ford i Artur poszli dalej przez las. Po kilkuset metrach natknęli się na le\ącą na ście\ce
kupkę owoców małych, prawie nie do odró\nienia od malin i je\yn, i większych, z zieloną
skórką, prawie nie do odró\nienia od gruszek.
Dotychczas unikali jedzenia owoców, choć drzewa i krzewy były ich pełne.
Spójrz na to tak... zaczął Ford owoce na obcych planetach albo ratują ci \ycie, albo
przynoszą śmierć. Nale\y zacząć się nimi interesować dopiero w momencie, w którym i tak
byś umarł, jeśli się nimi nie zainteresujesz. Dzięki takiej postawie nic cię nie zaskoczy. Poza
tym tajemnica, jak nie zachorować na autostopie, kryje się w tym, by jeść głównie chipsy i
słone paluszki.
Nieufnie lustrowali le\ące przed nimi owoce. Wyglądały tak apetycznie, a\ robiło im się
niedobrze z głodu.
Spójrz na to tak... jęknął Ford eee...
Tak?
Próbuję wydobyć takie aspekty rzeczywistości, byśmy mogli zjeść owoce odparł
Ford.
Igrające w czubkach drzew promienie słońca odbijały się od grubych skórek owoców
wyglądających na gruszki. Te, które wyglądały jak maliny i je\yny, były większe i bardziej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]