[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Zwykle po włamaniu ludzie są zestresowani. - Spojrzał znacząco na Gabe'a. - Dobrze, że
nie zostaniesz sama.
Lillian spojrzała na komisarza wzrokiem bazyliszka, ale nie powiedziała ani słowa.
Sean nie ruszał się. Gabe się nie dziwił. Spojrzenie bazyliszka mogło zamienić człowieka
w kamień.
- Chciałem powiedzieć, że z Madisonem będziesz czuła się bezpieczniej - wymamrotał
Sean. - Spokojniej... i w ogóle.
Lillian nadal wpatrywała się w niego złowrogo.
- Racja, nie zostawię tej sprawy. - Gabe odszedł od blatu. - Odprowadzę cię, Sean.
Nie wiedział, dlaczego czuł się w obowiązku pomóc komisarzowi. Pewnie męska
solidarność. A może nie podobała mu się reakcja Lillian na założenie policjanta, że sypiała z
Madisonem. Była rozdrażniona. A to z kolei rozdrażniło Gabe'a.
Sean odchrząknął.
- Jasne. Muszę lecieć. Obowiązki wzywają.
Gabe przeszedł kuchnię kilkoma krokami i otworzył Seanowi drzwi. Wyszedł z nim na
ganek. Stali w żółtym świetle lampy i patrzyli na zaparkowane przed domem samochody.
- Chyba powiedziałem trochę za dużo - odezwał się Sean.
- Trochę.
- Przepraszam.
Gabe oparł się ręką o poręcz.
- Nie, żeby to była wielka tajemnica...
- - W Eclipse Bay tego typu sprawy trudno utrzymać w sekrecie. Zwłaszcza kiedy dotyczą
Harte'ów i Madisonów.
- Wiem - przyznał Gabe.
Sean nad czymś myślał.
- Ludzie w mieście gadają, że zamierzasz się ożenić z Lillian, żeby przejąć Harte
Investments.
- Plotki bywają niebezpieczne.
- Nie musisz mi tego mówić. W pracy staram się ich unikać, ale czasami nie wychodzi.
Sean zapiął kurtkę i zszedł po schodach. - Będziemy w kontakcie.
Dużo pózniej Gabe'a obudziło bębnienie deszczu o dach. Od razu się zorientował, że
Lillian nie śpi.
- Dobrze się czujesz? - zapytał.
- Tak.
- Więc co się dzieje?
- Sama nie wiem.
- Tego się obawiałem. Podparł się na łokciu i wyciągnął do Lillian rękę. - Jesteś zła, bo
Sean Valentine domyślił się, że ze sobą sypiamy' Skarbie, to małe miasto, a my się wcale nie
kryliśmy.
- Nie o to chodzi. - - Splotła dłonie na karku, wpatrując się w ciemność.
- Nie jestem zbyt uszczęśliwiona, że Sean i wszyscy inni myślą, że chcesz mnie usidlić,
bo masz ochotę na jedną trzecią Harte Investments...
- Komisarz nic takiego nie powiedział. Po prostu zauważył, że mamy romans.
- Wystarczy, że pomyślał. Ale właściwie to już zaczynam się przyzwyczajać, że ludzie tak
myślą.
- Czyli to nie przez plotki nie możesz spać?
- Nie.
- Chodzi o włamanie?
- Tak.
Położył dłoń na jej miękkim, ciepłym brzuchu.
- Nie ma się czym przejmować. Zabezpieczyłem drzwi drutem. Poza tym, jeśli nie znalazł
tu nic cennego, to mało prawdopodobne, żeby wrócił, prawda?
- Wiem.
W jej głosie nadal brzmiał niepokój. Gabe'owi nie podobało się to.
- Co cię jeszcze martwi?
- Coś podobnego przydarzyło mi się w Portland. Znieruchomiał.
- Włamanie?
- To było wtedy, kiedy pojechaliśmy na bankiet. Odniosłam wrażenie, że miałam w
mieszkaniu nieproszonego gościa.
Usiadł szybko.
- Do diabła, dlaczego nic mi nie powiedziałaś? Zgłosiłaś to na policję?
- Nie. Nie znalazłam żadnych dowodów. Drzwi nie zostały otworzone siłą jak teraz. Nic
nie zginęło.
- Jesteś pewna?
- Tak. Doszłam do wniosku, że był u mnie ktoś z firmy sprzątającej. Zadzwoniłam do
nich i okazało się, że miałam rację. Nie nanieśli zmian w grafiku, Ale na lustrze w szafie była
dziwna smuga i...
- I?
- Po tym co stało się dzisiaj, nie mogę przestać o tym myśleć.
- Pamiętaj o prostych rozwiązaniach. Pewnie ktoś ze sprzątaczy zamazał lustro. Zdarza
się. Skoro nie było śladów włamania ani nic nie zginęło, możemy przyjąć, że nie ma to żadnego
związku z dzisiejszym incydentem.
- Pewnie tak. Po prostu ostatnie wydarzenia trochę mnie rozstroiły. A do tego nie idzie mi
malowanie.
Położył się i przyciągnął Lillian do siebie. Przytuliła się do niego. Gładził ją delikatnie,
zsuwając rękę wzdłuż kręgosłupa, rozkoszując się ciepłem i zmysłowymi krągłościami jej ciała.
- Potrzebna ci inspiracja - szepnął.
- Racja. - Objęła go. - Niestety, nie tak łatwo ją znalezć.
Dłoń Gabe'a wznowiła wędrówkę po jej ciele. Lillian zadrżała. Zachwycony, ułożył ją na
plecach, a sam położył się na niej.
- Masz szczęście, że jestem gotów poświęcić się dla sztuki.
ROZDZIAA 17
Następnego dnia, tuż przed południem, Lillian stała w drzwiach przebieralni, obserwując
Gabe'a i braci Willisów przy pracy. Skupili się wokół rozwalonego zamka z poważnymi minami i
coś między sobą szeptali. Jakie to typowo męskie, pomyślała. Wszyscy faceci reagowali tak
samo na różne usterki.
- Wygląda mi to na robotę amatora. - Torrance Willis pochylił się, żeby lepiej przyjrzeć
się zniszczonej framudze. - Profesjonalista bez trudu poradziłby sobie ze starym zamkiem. Nie
zostawiłby ani jednej ryski. Co myślisz. Walt?
Walter też się nachylił.
- Masz rację. Amatorszczyzna.
Lillian ukryła uśmiech. Willisowie byli blizniakami, ale różnili się jak ogień i woda.
zarówno pod względem zachowania, jak i wyglądu. Walter, ogolony na zero, starannie ubrany,
oszczędny, precyzyjny w ruchach, zawsze przypominał jej małego, wydajnego robota. Z kolei
Torrance był prawdziwym niechlujem. Długie, potargane włosy nosił zebrane w koński ogon, a
ubrania miał upstrzone plamami oleju, farby, smaru i prawdopodobnie sosem do pizzy.
- Sean Valentine też tak uważa. - Gabe przyglądał się uszkodzeniom.
- Choć to niewiele wnosi.
- Jeśli ten włamywacz jest tym samym szczurem, który napadł Arizonę, to pewnie już
dawno go tu nie ma - powiedział Walter. - Byłby skończonym idiotą, gdyby się teraz kręcił w
okolicy.
- Ale i tak trzeba założyć solidny zamek - skwitował Gabe. - Lillian nie może zostać na
jeszcze jedną noc z zepsutymi drzwiami.
- Nie ma problemu. - Torrance w zamyśleniu drapał wytatuowanego węża, wystającego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]