[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rzała prędko na Roya, lecz on wydawał się nic nie słyszeć.
Powiedział tylko:
Pojadę teraz do Conwaya. Może on coś mi podpowie.
Czas w drogę, zanim zrobi się całkiem ciemno.
Ale po co? Conway nic nie wie.
Nie mogę niczego zaniedbać.
Z wyrazu jego twarzy odgadła, że nie powinna się mu prze-
ciwstawiać. Gdy tylko zapuścił silnik, pospieszyła na górę.
S
R
Sarn spał. Przykładając dłoń do jego czoła stwierdziła, że ma
mniejszą gorączkę. Był też mniej spocony. Poprawiła koc i
wyobraziła sobie, jak wyglądałby bez wąsów. Z pewnością
znacznie młodziej.
Wracając na dół, usłyszała warkot silnika powracającego
motocykla. Nagle za serce złapał ją strach co będzie, jeżeli
w jakiś sposób Roy domyślił się, że ukrywa Sarna? Może
wszystko słyszał?
Pobiegła szybko przez hol i otworzyła drzwi w momencie,
gdy policjant zsiadał z motocykla. Nie był to Roy, lecz sierżant
Jensen. Wskoczywszy jednym susem na ganek, zapytał:
Czy jest tu gdzieÅ› Roy?
Był... nagle zawahała się, bowiem uderzył ją ubiór
Jensena. Miał na sobie czarne spodnie i popielatą koszulę
mundur policjanta na służbie. Dlatego coś w jego stroju wy-
dawało się podejrzane. Ze zdwojoną siłą spotęgowały się po-
dejrzenia Cathy co do niego. Jensen musiał podsłuchać roz-
mowę Roya z szeryfem albo Sarn w więzieniu powiedział mu
o wszystkim, gdy Roy wyszedł. Ucieczka Sarna okazała się
doskonałym pretekstem opózniającym śledztwo, rzucała także
podejrzenie na niego.
Tylko Jensen mógł usunąć kule z magazynka rewolweru
Roya, żeby nie ryzykować postrzelenia. Nagle zaniepokoiła
się. Co Jensen mógł od niego chcieć? Dlaczego nie mógł z tym
zaczekać, aż Roy wróci do Pendleton?
Czy coś się stało?
Nie, nic odpowiedział, nie patrząc jej w oczy. To
sprawa osobista, panno Moreland. Nie mogÄ™ nic pani powie-
dzieć, zanim nie porozmawiam z Royem.
Słowa te spotęgowały jej strach. Czy przypadkiem nie od-
krył podejrzeń Roya co do rewolweru? Im dłużej z nim prze-
bywała, tym bardziej była pewna, że to on był zabójcą, którego
widziała w lesie. Możliwe, że nie zabił jej ojca, ale na pewno
S
R
zabił szeryfa Cudlippa, a potem próbował zrobić to samo z
Conwayem.
Zwiadoma, że Jensen patrzył na nią z niecierpliwością, po-
wiedziała wolno:
Spóznił się pan. Był tutaj, ale pojechał...
Jak to możliwe, że się z nim minąłem?
Pewnie wybrał inną drogę. Mówił mi coś o stacji ben-
zynowej, podobno było tam wieczorem włamanie... mówiła
to, co pierwsze przyszło jej do głowy.
Wyglądał na zdziwionego.
Pierwsze słyszę. Trudno, może jakoś się spotkamy.
Z tymi słowy odwrócił się i zapuścił silnik.
Cathy stała na ganku do chwili, gdy odgłos silnika ucichł za
drzewami. Musi jak najprędzej dać znać Royowi
0 tym, że to Jensen próbował zabić Conwaya. Ten fakt mógł
otworzyć przed śledztwem zupełnie nowe możliwości
1 dać dowód, że Frank Sarn jest niewinny.
Sarn... zupełnie o nim zapomniała. Zamknęła drzwi fron-
towe na klucz, odwróciła się i pobiegła na górę. Nie spał, a
jasne oczy były znakiem, że gorączka go opuściła. Jednak gdy
spróbował podnieść głowę, okazało się, że jest jeszcze bardzo
słaby.
Powiedziała spiesznie:
Muszę biec do wuja Howarda. Roy jest właśnie w dro-
dze do niego. Muszę mu powiedzieć, że wiem, kto próbował
zabić wuja Howarda!
Znów spróbował usiąść, a kiedy przemówił, jego głos za-
brzmiał chrapliwie.
Gdzie pojechał Challis? zapytał w napięciu, a na je-
go twarzy pojawił się dziwny wyraz.
Do Conwaya, mówię ci. Tam, gdzie wczoraj byłam.
Pospiesznie opowiedziała mu o wizycie Jensena i o popielatej
S
R
policyjnej koszuli, którą rozpoznała. Lecz nim zdążyła skoń-
czyć, przerwał jej:
Nie! Nie wolno ci tego robić! Posłuchaj, jeżeli coś się
stanie, ciebie też zabije. Posłuchaj mnie...
Nie ma czasu. Muszę odszukać Roya krzyknęła zza
drzwi.
Próbował wstać z łóżka, jęcząc i narzekając na własną sła-
bość. Nie wyglądał dobrze, z żółtobladą twarzą wyzierającą
spod wielodniowego zarostu. Jego oczy płonęły ogniem i po-
myślała, że musiała się mylić, bo gorączka jeszcze go nie opu-
ściła.
Dziewczyno, posłuchaj mnie! Roy jest... Ale ona była już
na dole. Krzyknęła tylko:
Wrócę, jak tylko dam radę! Nie wstawaj z łóżka! Wybiegła
z domu w stronę garażu, gdzie stał ford. Po raz pierwszy od
śmierci ojca miała nim jechać, ale nie dało się szybciej dotrzeć
do farmy Conwaya.
Wspięła się na siedzenie kierowcy, włączyła zapłon, z całej
siły wcisnęła sprzęgło, włączyła bieg i ruszyła tak gwałtownie,
że bała się, czy stare auto wytrzyma. Jadąc dosłyszała krzyk od
strony domu, lecz nie zatrzymała się.
Było ciemno, więc włączyła światła, które były blade
i nie oświetlały zbyt dobrze drogi. Jechała niepewnie, co
powodowało nerwowe reakcje ze strony innych użytkow-
ników drogi, których miała szczęście ominąć w ostatniej
chwili. Mimo, że pedał gazu wcisnęła do oporu, nie dało
się wycisnąć z grata więcej niż ryczące osiemdziesiąt
kilometrów na godzinę.
Nagle, gdy już skręciła w sad Conwaya, silnik forda za-
krztusił się i zgasł. Cathy na moment oparła się o siedzenie i z
jej ust wyrwało się przekleństwo. Poniewczasie zdała sobie
sprawę, że zapomniała sprawdzić poziom paliwa w baku. Bę-
dzie musiała odbyć resztę drogi na nogach.
S
R
Nie traciła czasu i porzucając auto, puściła się biegiem.
Nie mogła nigdzie dostrzec śladów motocykla Roya i ucieszyła
się, że może dotarła na farmę przed nim. Niewykluczone, że
po drodze zmienił zdanie i skierował się do Pendleton, ale
wtedy przecież zauważyłby go Jensen.
Nagle jej oczy uchwyciły delikatny, metaliczny odblask
światła księżyca gdzieś pomiędzy zaroślami. Zwolniła, i ku
swemu zaskoczeniu rozpoznała motocykl Roya. Ktoś musiał
sprowadzić go z drogi i ukryć w zaroślach.
Przestraszyła się nie na żarty. Czy Royowi nic się nie stało?
Gnana tą myślą zaczęła znów biec, ale droga wydawała się nie
kończyć. Przed sobą widziała kontur domu i światło padające z
nie zasłoniętych okien, usłyszała też dzwięk zasuwanej zasu-
wy.
Nie! zawołała.
Próbowała krzyczeć, lecz z gardła wydobył się tylko lekki
jęk. Kręciło jej się w głowie, a zmęczone nogi odmawiały po-
słuszeństwa. Wiedziała już, że ma rację. Jensen krył się w po-
bliżu domu i czekał na sposobność, by zastrzelić Conwaya
albo Roya, gdyby któryś z nich wyszedł na zewnątrz.
Nagle nieoczekiwanie otworzyły się drzwi i stanął w nich
Howard Conway.
W tej samej chwili Cathy dopadła podjazdu, krzycząc do
niego:
Schowaj siÄ™! Nie wychodz!
Zatoczył się zaskoczony i potknął o próg. W tym samym
momencie z zarośli nie opodal rozległ się szelest. Odwróciła
się i ujrzała sylwetkę mężczyzny ze strzelbą wymierzoną w
wejście. Zwiatło z otwartych drzwi padło na jego twarz. Znała
ją tak dobrze, jak swoją własną.
Była to twarz Roya Challisa.
S
R
13
Przez chwilę nie mogła uwierzyć własnym oczom. Stanęła
jak wryta i patrzyła, potem znów zerwała się do biegu, ogłu-
szona nieoczekiwanym ciosem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]