[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Wszystko dobrze.
 Znów tylko dobrze. Zaśmiała się cicho.
 Znam miejsce i sposoby, by znów mnie rozgrzać.
Spojrzał na nią.
 Tak? A gdzie to jest?
Jej śmiech rozbrzmiewał coraz głośniej. Sięgnęła za plecy i przeniosła dłonie Dana z talii na
pośladki.
 Je\eli ju\ koniecznie musisz kogoś dopaść...
Z jego ciałem działo się to, co zwykle, gdy był blisko niej. Przyciągała te\ całą uwagę. Szef zawsze
go przed tym ostrzegał. Zbyt osobiste anga\owanie się w sprawę...
A Angel była jego sprawą.
 Zabierz mnie do łó\ka, Dan.
Ju\ wkrótce rzeczywistość rozdzieli ich i pochłonie ka\de z osobna. Ale nie tej nocy.
 Dla pani jestem zastępcą szeryfa.  Skinął głową i przerzucił ją sobie przez ramię. Weszli do
środka, zostawiając za sobą jej perlisty śmiech, rozpływający się pod rozgwie\d\onym niebem w
chłodnym, górskim powietrzu.
 Biedny Rancon. Musi dzwigać na grzbiecie dwie osoby.
Dan zaśmiał się wesoło.
 Wierz mi, Angel. Po tak długim czasie spędzonym w stajni na pewno chętnie się porusza. Poza
tym, to dobre ćwiczenie dla jego nogi.
Jakby na potwierdzenie słów swojego pana, czarny ogier parsknął i przyspieszył na górskiej,
prowadzącej w dół ście\ce.
 Trzymaj się mocno, Angel.
Obejmując go w pasie, przylgnęła piersiami do jego pleców.
 Tak jest, proszę pana.
 Proszę pana? To mi się podoba.
 W takim razie ju\ więcej tak nie powiem  za\artowała.
 Dlaczego?
 I tak jesteś ju\ zbyt pewny siebie.
Spojrzał przez ramię płomiennym wzrokiem.
Przepełniała ją radość. Czuła to za ka\dym razem, gdy patrzył na nią namiętnym wzrokiem.
 Mo\emy wrócić do chaty  zaproponowała.
 Jeszcze nie.  Dan posłał jej grozne, pełne obietnic spojrzenie, potem odwrócił się, by móc
obserwować drogę.  Cierpliwości, Angel. Najpierw jedna przeja\d\ka, potem dopiero następna.
Cathy udawała poruszoną.
 Co ty mówisz?
 Mam więcej podobnych powiedzonek.
 Nie wątpię. Kto cię nauczył takich wulgarnych rzeczy?
 Chłopaki z biura. Mają na mnie zły wpływ.
 Wstyd.  Zaśmiała się.
 Nie wszyscy z nich są zli, wierz mi.
 Nie?
 W obecności \on i dzieci są aniołami.
 Dobrze wiedzieć.
 Przez chwilę dobiegały do nich tylko odgłosy natury i, oczywiście, Rancona. Cathy
uwielbiała jezdzić konno. Jednak przeja\d\ka z Danem była zupełnie nowym
doświadczeniem.
Na niebie chmury raz po raz zakrywały słońce, chłodząc powietrze wokół nich. Ta
atmosfera sprzyjała pytaniu, które zadał Dan:
 Myślisz, \e masz dzieci, Angel? Oczywiście nie biologiczne, ale mo\e adoptowane.
Jej serce przyspieszyło, gdy Rancon przeskoczył ponad zwalonym drzewem. Po pierwsze
dlatego, \e zawsze marzyła o gromadce dzieci. Ale bez mę\a, a nawet bez najbardziej mglistej
szansy posiadania go... có\, musiała odło\yć to na pózniej. Po drugie, z zupełnie nowej
przyczyny. Oczami duszy ujrzała dziecko z fiołkowymi oczami matki i wspaniałą odwagą ojca.
 Nie, nie sądzę. A ty myślisz, \e masz \onę?
 Nie  prychnął.
Zaśmiała się.
 Nie nale\ysz do tych, którzy się \enią, prawda?
 Nigdy nie myślałem o sobie w ten sposób. Kiedyś byłem nawet zaręczony.
Wydała z siebie ledwo słyszalne westchnienie, znów zaskoczona przez tego
nieprzewidywalnego mę\czyznę.
 Naprawdę?
 Tak.
 Dawno?
 Cztery lata temu.
Wyczuła zmianę jego tonu, ale powstrzymała się od zadania setek pytań. Stwierdziła, \e
odpowiedzi na nie mogłyby być zbyt bolesne, wzbudziłyby w niej nieznośną zazdrość lub, co gorsza,
mogłyby wpłynąć na ich stosunki.
Droga, którą zdecydowała się wybrać, nie była pozbawiona emocji, ale zdecydowanie stanowiła
mniejsze zło.
 Chciałeś mieć dzieci? Chcesz je mieć?
 Uwielbiam dzieci. Są wspaniałe  powiedział Dan wymijająco.
 Niezły unik.
Westchnął cię\ko.
 Warunki, w których dorastałem, nie były sprzyjające do ukształtowania właściwego modelu
rodziny.
 śadne warunki nie są doskonałe.  Nad nimi pojawiło się jeszcze więcej kłębiastych chmur.
Odgradzały ziemię od słonecznego ciepła.
 śadne dziecko nie zasługuje na takiego ojca, Angel.
 Dan, to niedorzeczne...
 Mówię powa\nie. śyję z uganiania się za bandytami, z półautomatyczną bronią w dłoni,
większość czasu spędzam w drodze.
 To twoja praca.
 Nie szukam stabilizacji.
Nagłe zerwał się wiatr, zsyłając z nieba pierwsze krople deszczu.
 Przez to, co stało się przed czterema laty?
 Przez to, kim teraz jestem.
 A kim jesteś, Dan?
 Jestem samotnikiem  warknął.  Do cholery, Angel. Wiesz, \e nie cierpię tych
wnikliwych pytań.
Szczególnie \e nie oferujesz nic w zamian.
Nie uległa jego frustracji. Wyćwiczona w kontaktach z ludzmi pod wpływem emocji,
zawsze dą\yła do złagodzenia sytuacji.
 Ju\ dobrze, Dan.
 Dobrze? Tak po prostu? śadnych kłótni?
 śadnych kłótni. Nie będę zmuszała cię do odpowiadania na trudne pytania. Je\eli w
przyszłości będziesz chciał się ze mną czymś podzielić, inicjatywa nale\y do ciebie.
Wprawiła go w osłupienie.
 Przysięgam, \e nigdy przedtem nie spotkałem nikogo takiego jak ty, Angel.
 Czy to komplement?
 Tak.
 Dziękuję.
 Myślę, \e jesteś niezłą dyplomatką.  Spojrzał na nią przez ramię, unosząc brwi.
Zdobyła się na niepewny uśmiech.
 Wszystko jest mo\liwe. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • policzgwiazdy.htw.pl