[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Na początku czerwca Judymowa dostała list od męża ze Szwajcarii z żądaniem przy-
jazdu. Pisał, że zarabia w fabryce więcej niż w Warszawie, że musi dużo wydawać na
siebie, gdy się w knajpie stołuje, że mu jadło szwajcarskie ni e nie służy. Wy-
liczaÅ‚ potrawy, jak zupÄ™ z sera szwajcarskiego, kartoflane saÅ‚aty, napoje, jak mo ³²,
i w poóiw wszystkich wprowaóił óiwacznością takiego stołu.
Judymowa nie miała żadnego wyjścia. Zarobić na dom, óieci i ciotkę sama nie Kobieta, Matka, %7łona
mogła, lękała się, że ją mąż może opuścić i zginąć góieś na kraju świata. Skoro chciał,
skoro kazał, żeby przyjeżdżała nie pozostawało nic innego.
Graty sprzedała i uzyskawszy paszport ruszyła w drogę. Ktoś ze znajomych po-
wieóiaÅ‚ jej, że przez granice niemieckie³³ zabraniajÄ… przewozu sukien materialnych³t ,
więc wszystko, co miała lepszego, popruła, okręciła się cała najrozmaitszymi szmata-
mi i tak, z zielonym, drewnianym kuferkiem w ręku odjechała. Na dworcu zebrało
siÄ™ gronko przyjaciół Wiktora. Ciotka Å‚kaÅ‚a& òieci byÅ‚y zrazu uszczęśliwione. Ona
³²mo (z niem.: o ) sok ze Å›wieżo wyciÅ›niÄ™tych winogron.
³³ zez ni e niemie ie Z Królestwa Polskiego jechaÅ‚o siÄ™ do Szwajcarii przez ZlÄ…sk, należący
wówczas do Rzeszy Niemieckiej, i kraje ówczesnej monarchii austro-węgierskiej (Czechy oraz Austrię
właściwą).
³t m e i n jedwabny.
Luóie bezdomni om d u i 24
sama, odwykła od bezczynności, drzemała ciągle w wagonie. Kupiła bilet wprost do
Wiednia, góie miał ją na dworcu czekać jeden towarzysz, gadający po polsku.
Judymowa nie umiała ani jednego obcego wyrazu. Ponauczano ją słów: e ,
o , z ei, d ei³u , itd., ale i to jej siÄ™ splÄ…taÅ‚o w gÅ‚owie.
Przejechała granicę, noc nastała, a tymczasem w wagonie wciąż jeszcze po polsku
rozmawiano. Judymowa była dobrej myśli:
Taka ta i zagranica! Przecie się tu doskonale z ludzmi rozmówi& Troszkę jakoś
inaczej gadajÄ…, ale po naszemu .
Podróż, Roóina, Sen
Ułożyła przy sobie óieci, sama się skurczyła. Jej nerwy, przywykłe do wiekuistej
czujności, skorzystały z chwili. Zapadła w sen, ów sen w wagonie klasy trzeciej, w stan
óiwnej półjawy, kiedy czuje się wszelkie łoskoty i drżenia, wie wszystko, a zarazem
jest o tysiÄ…c mil&
Pociąg leciał w ciemności. Częstokroć w szyby wagonu uderzały światła stacji i po
krótkiej chwili ginęły, jakby dokądś uniesione przez świst lokomotywy. Gdy pociąg
stawaÅ‚, sÅ‚ychać byÅ‚o dygotanie ówonków elektrycznych. SkowyczaÅ‚ w nich jakiÅ› Êîazes
złowieszczy, rozbity na tysiące jednolitych wzdrygnięć&
Judymowa czuła to w sennym marzeniu. To na nią zewsząd wiał strach olbrzy-
miooki, to się przeistaczał w wióenia miłe, w rozmowy z ludzmi bliskimi albo w po-
spolity, znany, obrzydły widok wnętrza fabryki cygar. Zmysły, przyuczone jak po-
ciągowe bydlęta do zaduchu, łoskotu, wrzawy i męki, wpływały teraz w jakieś nie-
znane przestwory. Snuła się w nich słodkawa. tchórzliwie-zwycięska podświadomość
o wyższości nad wszystkim, co zostało w Warszawie, co teraz w brudach pracuje.
Ona jeóie w świat, w świat, w świat. Do Wiednia& Gdy kiedyś zjawi się w War-
szawie, już nie pozwoli ciotce imponować sobie radami, dobrymi na każdy wypadek.
Co ciotka wie? Co ciotka może wieóieć? Była ciotka, na przykład, w takim chociażby
Wiedniu? Wióiała ciotka świat, Europę?
I dostrzega w sennym złuóeniu starą tuż obok siebie. Zbeczane ciotczysko sieói
na kuferku pod oknem. Góie to jest, w starym mieszkaniu na Ciepłej czy góie
inóiej? Jakaś stancja na poddaszu czy w suterenie& Kąty izby zalega mrok, wilgoć
i smutek. Tylko na jeden policzek ciotki Pelagii i na chudą, zaciśniętą rękę pada
z okna blade światło. Stara nic nie mówi i wiadomo, że się nie odezwie. Zaciekła się.
Beczała swoim zwyczajem przez całą noc, a teraz już milczy i tylko patrzy spode łba
zimnymi oczami. Czasem po jej wargach zamkniętych przewinie się blady, chory,
krótki uśmiech. Ale żeby westchnęła& %7łeby się choć przemówiła z człowiekiem&
Wie ona wszystko ho! ho& Nic siÄ™ przed niÄ… nie ukryje. We trzy miesiÄ…ce po takim
dniu wymieni, co było wtedy a wtedy, o której goóinie jakie słowo albo wejrzenie
padło. Judymowa czuje jakiś głupi, nieznośny żal. Chciałaby zwrócić się do ciotki,
chciałaby ją z wrzaskiem zapytać:
I czegóż ciotka sieói, u diabła, jak Kopernik na słupie! O co ciotce choói?
Skradli my co, czy my kogo spalili?
Ale nie to, nie to! Wcale nie to chciała do niej mówić& Na takie słowa miałaby
ciotka nie jedną, ale sto odpowieói. Tu choói o co innego. Przecie musiała wyjechać,
musiała iść za mężem, góie jej kazał. Niechże ciotka powie, że to zle zrobiła! Tak,
dobrze! Uwolni się raz na zawsze od starej& Tylko to jedno, to jedno& Taki żal!
Nie może patrzeć na starą, tak jej już obrzydła, ale zarazem nie może oczu od niej
oderwać!
Nagle coś ją potrąciło i cisnęło na ścianę. Drzemiąc pochyliła się i wsparła ramie-
niem o człowieka sieóącego obok niej na ławce. Był to wysoki, barczysty mężczyzna
³u e , o , z ei, d ei (niem.) woda, chleb, dwa, trzy.
Luóie bezdomni om d u i 25
z fajką w zębach. Zmierzył ją złymi oczyma i coś mruknął. Twarz jego była ciemna,
duża, nos orli. Wszedł do wagonu, gdy zasnęła. Przy skąpym świetle Judymowa obej-
rzała ukradkiem tę nową figurę i kilka innych zapełniających przeóiał. Byli to jacyś
nowi luóie. Widać wsiedli dość dawno, bo zdążyli się pospać. Ktoś z nich głośno
chrapał. Naprzeciwko kiwał się jakiś mężczyzna w twardym, okrągłym kapeluszu.
Widać było tylko ten kapelusz, gdyż cała głowa zwisła na piersi, a twarz skryła się
w postawionym kołnierzu paltota. Kapelusz zniżał się baróiej i cały korpus coraz
śmieszniej szedł naprzód. Zdawało się, że lada chwilka runie na Karolę śpiącą w rogu
przeciwległej ławy. Judymowa chce krzyknąć, ale óiwny lęk dreszczem ją przenika.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]