[ Pobierz całość w formacie PDF ]

budowę garaży. Co prawda, ciekawe po co tak duże garaże na tym pustkowiu, ale nie wiem
nic bliższego o nich. Po powrocie do Bonn sprawdzę z ciekawości w archiwach. A państwa
co tu sprowadza?
Wydało mi się, że w małych oczkach mignął twardy błysk.
Rozłożyłem ręce:
- Wyłącznie ciekawość spowodowana widokiem waszego samochodu! Jeśli
natrafiliście na skarby, mieliśmy nadzieję uszczknąć i coś dla siebie.
- Od kiedy to jeden eksplorator dzieli siÄ™ swym znaleziskiem z drugim? - parsknÄ…Å‚
Tłuścioszek. Po oczkach poznałem, że za grosz mi nie wierzy. Zresztą, jeśli to on rozbił
Okońskiego i wykradł jego notes, to dobrze wiedział, co mnie sprowadza pod bunkier z
wielkim czerwonym napisem  Kocham Kaczora!
- Zapali pan? - wyciÄ…gnÄ…Å‚ ku mnie srebrnÄ… cygarnicÄ™.
- Dziękuję. Pozostanę przy fajce.
- Każda pliszka swój ogonek chwali! - zaśmiał się, rozpakował cygaro potężnych
rozmiarów i wydobył z kieszeni ozdobną obcinarkę do cygar... Lewą ręką... Ręką, na której
przegubie zobaczyłem wąską rankę, jakby... po przerwanej bransoletce!
Z trudem powstrzymałem się, żeby nie chwycić Tłuścioszka za gardło Co mi tam tych
czterech byczków, patrzących spode łba! Ten bandycki napad na Okońskiego, który mógł się
skończyć jego śmiercią! Wcześniejszy napad, ten w Bochum!
 No ale co, co, Pawełku?! Akurat Gensche ci się do czegoś przyzna? Ranka na
przegubie? Mógł się skaleczyć choćby tu, włażąc do bunkra. Będziesz się szarpał, to poskarży
się władzom, że napadasz na przedstawiciela budującego przyjazń niemiecko-polską
stowarzyszenia. Jedyne co możesz, to mieć gościa na oku, no i nie dać mu się wyprzedzić w
wyścigu do pozostałych schowków wilczycy z jantaru. A na razie sprawdz, jak to jest z ranką
Tłuścioszka .
- No to cóż, Herr Gensche, jedziemy dalej nad Jezioro Martwe?
- My poszukamy raczej przy leśniczówce - pyknął wonnym dymem - Nie jesteśmy
płetwonurkami, więc co po nas nad jeziorem? Za to dzięki wykrywaczom metali może
poszczęści się nam w lesie.
- %7łyczę powodzenia! - odszedłem dwa kroki. - Aha - odwróciłem się - przepraszam,
która godzina? Mój zegarek coś nie...
Tłuścioszek odruchowo podniósł lewą rękę z pustym przegubem:
- A niech to! Zostawiłem zegarek w internacie! Helmut która godzina?
- Dochodzi jedenasta - ponuro udzielił informacji jeden z byczkowatych towarzyszy
Genschego.
Pogwizdując wróciłem do Rosynanta.
- Czym to tak pana Niemiaszki ucieszyły? - siliła się na złośliwość Zośka.
Tym - odpowiedziałem spokojnie - że, choć wbrew swej woli, przyznały się do
rozwalenia ciężarówką (na pewno ukradzioną)  trampka wraz z Okońskim. A co za tym
idzie, moim zdaniem, przyznały się też do zielonego scirocco oraz wcześniejszego napadu na
pana Janusza i włamań do jego domu. Jednym słowem jest to szajka panny Gunter, której tak
zależało na potwierdzeniu tożsamości ,,wilczycy z Górowa Iławeckiego przez byłego
nadprezydenta Prus Wschodnich, a potem na jej odzyskaniu.
- To co powinniśmy teraz zrobić, proszę pana? - spytał z troską w głosie Rzecki.
- Na razie pojedziemy grzecznie nad Martwe i odwiedzimy także leśniczówkę Białe,
bo tam pojadą Tłuścioszek i reszta... A potem wymkniemy się ukradkiem i wrócimy do tego
bunkra...
Spojrzałem na Niemców raczej niechętnie zajmujących miejsca w mikrobusie.
- Trudno, kochani! Chcecie czy nie chcecie, dalej pojedziemy razem!
- Hi! Hi! - zatarł swe malutkie dłonie czcigodny jasnowidz, oglądający się na
wyjeżdżającego na szosę mercedesa. Nie to, żebym Niemców nie lubił, bo są wśród nich
różni, jak to w każdym narodzie. Ale gdy rano patrzyłem na tego pana, który przyjechał
czarnym audi, to owszem, wiedziałem, że mam przed sobą przeciwnika, ale nie wroga. A to
bardzo istotna, choć subtelna różnica...
Skinąłem potakująco głową.
- A ci z tego stowarzyszenia, które niby ma budować przyjazń między naszymi
narodami, to, ech! - uderzył pięścią o pięść z tak niespodziewaną siłą, że aż przestraszył
Zośkę, która podskoczyła w fotelu.
- Przepraszam, młoda damo - Rzecki znów był jednym uśmiechem - ale czasem
człowieka ponosi...
Gdy przejeżdżaliśmy przez Pareżki zerknąłem na krzyż, z którego naród ukraiński
wołał do Boga o ratunek.
 Co sprawiło - pomyślałem - że moskwiczanka Irina modliła się pod ukraińskim
krzyżem?
Zośka nie zwróciła nań tym razem uwagi, tylko Rzecki powiódł wzrokiem za
jaśniejącym wysoko drzewcem.
Gdy zjechaliśmy nad Martwe pierwsza grupa płetwonurków zakończyła wstępną
penetrację jeziora i meldowała się teraz przed prezesem Klubu  Rekin z Gdańska, Jerzym
Janczukowiczem. Z uznaniem przyjrzałem się ich sprzętowi: halogenowe reflektory,
podwodne wykrywacze metali, sonary wskazujące każdą nierówność dna, która mogła
oznaczać stos zrzuconych przez Niemców do wody skrzyń, liczniki Geigera w
wodoszczelnych obudowach, na wypadek natrafienia na substancje promieniotwórcze.
- Ogólna pucha - mówił szykujący sprzęt potężnie zbudowany nurek z poznańskiego
Klubu  Delfin . - W tym burgundzie...
Uśmiechnąłem się na to sympatyczne nazwanie brudnorudej wody jeziora.
- ...rzeczywiście ani rybki. Jeśli tu trafimy jakieś skrzynie, to trzeba by sprzętu
geofizycznego do zbadania struktury dna, bo muł rzadki jak śmietana.
- Mamy aparacik do tego: magnetometr protonowy - odezwał się jeden z gdańskich [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • policzgwiazdy.htw.pl