[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ona zachowała się bohatersko. Chciałbym, żeby mi pan o niej opowiedział.
S
R
Arnaut usiadł ciężko na sofie.
- Tak, bardzo chciałbym komuś o tym wszystkim opowiedzieć - wyznał, za-
mykajÄ…c oczy.
Gibson spojrzał na niego, a potem na śpiące w kołysce dziecko. Usłyszał jakiś
stłumiony dzwięk, ale dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że Arnaut płacze.
- Zrobię panu kawy - powiedział, ruszając w stronę ciemnej, obcej kuchni. -
Wygląda na to, że mamy przed sobą długą noc.
Szef poprawił się w biurowym fotelu i zaczął przeglądać leżące na biurku pa-
piery, pośród których znajdował się pisemny test Mimi.
- Nie próbuj czytać do góry nogami - ostrzegł ją. - To niszczy wzrok.
Mimi wymruczała jakieś przeprosiny i wcisnęła się w kąt fotela. Miała na so-
bie czarne legginsy, koszulkę z napisem  Zwiat należy do odważnych" i bawełnia-
ną bluzę, na wypadek gdyby zdała test. Mogłaby wtedy od razu pójść na tor prze-
szkód.
- Jak mi poszło?
- Pisemny zdałaś całkiem niezle. Na sto pytań tylko na dwa odpowiedziałaś
zle. Musisz poczytać jeszcze o wybuchach substancji radioaktywnych, chociaż nie-
często zdarzają nam się tu takie wypadki.
- Więc zdałam?
- Tak, chociaż twój kontrkandydat napisał test jeszcze lepiej - oznajmił od
niechcenia szef. - Będziesz musiała mocno postarać się na egzaminie sprawnościo-
wym. Zaczynamy od razu.
- Nie wiedziałam, że ktoś oprócz mnie podszedł do egzaminu.
- Syn Bena Johnsona. - Stuknął palcem w piętrzącą się przed nim stertę papie-
rów. - Był u mnie wczoraj i wziął aplikację. Powiedział, że ty podsunęłaś mu ten
pomysł. Pracując u swego ojca, wiele się nauczył. Przypuszczam, że byłby z niego
niezły mechanik i konserwator sprzętu.
S
R
- To świetnie! - wykrzyknęła. - Musiał omówić wszystko z Sonią. Byłoby
wspaniale, gdyby udało mu się zdobyć tę pracę.
- Wspominał coś o ślubie. Uważa, że wstąpienie do straży bardzo by mu w
tym pomogło. Osobiście uważam, że jest na to nieco za młody. Poza tym, nie
wiem, co powie na to stary Ben. W każdym razie dla mnie Bill jest wystarczająco
dobry.
- A może po prostu uznamy, że chociaż bardzo się starałam, Bill okazał się
lepszy i...
- Nic z tego - ostrzegł ją. - Dobrze wiem, co ci chodzi po głowie. Myślisz o
tym, jak pomóc Billowi i jego dziewczynie. Ale uwierz mi, zrobisz mu niedzwie-
dzią przysługę, jeśli poddasz się walkowerem. Sobie także w niczym nie pomożesz.
Mimi, stawaj do zawodów i daj z siebie wszystko.
- Szefie, dużo myślałam o całej tej sprawie i doszłam do wniosku, że...
Szef wstał gwałtownie, a jego krzesło na kółkach potoczyło się do tyłu jak
piłka.
- Posłuchaj, Mimi, muszę teraz przeprowadzić test, ale potem chciałbym za-
mienić z tobą jeszcze kilka słów, dobrze?
Zerwała się na równe nogi.
- Ale, szefie, ja...
Otworzył drzwi biura i wskazał jej ręką halę, w której ustawiono przeszkody.
- Mój Boże - szepnęła przerażona.
- Czas zacząć.
Hala była w rzeczywistości ogromnym garażem. Stały w nim zwykłe wozy
strażackie, ciężarówka ze sprzętem i dżip, z którego szef dowodził akcją. Na
drzwiach dżipa wymalowany był herb miasta Grace Bay.
W normalny wtorkowy poranek znajdowałoby się tu nie więcej niż czterech
mężczyzn, zajmujących się konserwacją sprzętu. Być może towarzyszyłoby im kil-
ku kolegów, którzy wymienialiby uwagi na temat obejrzanego ostatnio w telewizji
S
R
meczu.
Dzisiejszy ranek był jednak zupełnie inny.
Niemal wszyscy mieszkańcy Grace Bay znalezli się tego dnia w remizie. Stali
wzdłuż ścian, siedzieli na rozkładanych krzesłach, skupieni w niewielkich grup-
kach. Na drabinach samochodów siedziały dzieci, nie zważając na krzyki matek,
które namawiały ich do zejścia na ziemię.
- Niezłe widowisko - mruknął szef. - Wydaje im się, że przyszli do cyrku.
Mimi wycofała się do biura i opadła na ruchome krzesło szefa. Wolno pokrę-
ciła głową.
- Nic z tego. Powinnam zostać kelnerką do końca życia. Brak mi odwagi, by
przed nimi stanąć. Nie jestem na tyle głupia...
- Posłuchaj, nigdy nie namawiałem cię, żebyś stawała do tego egzaminu.
Wszystkie te bzdury o równouprawnieniu kobiet wcale mi się nie podobają. Ale nie
pozwolę, żeby ktoś traktował moją remizę i moich chłopców w lekceważący spo-
sób.
- Chcę iść do domu.
- Masz zdać ten egzamin albo żadne z nas nie będzie mogło wyjść na ulicę z
podniesioną głową.
- WymknÄ™ siÄ™ po cichu tylnymi drzwiami.
- Pójdziesz tam, siostro, nawet gdybym miał zaciągnąć cię siłą.
- Możesz powiedzieć, że zdecydowałeś, że nie chcesz kobiety w swojej zało-
dze.
- Nigdy tak nie twierdziłem. Po prostu mówiłem, że to nie będzie łatwe. Ru-
szaj, Mimi.
- Nie mogę. Nigdy nie pokonam tego toru przeszkód. Nawet nie będę próbo-
wała. Nie wiem, co mi w ogóle strzeliło do głowy.
Popatrzył na nią twardo.
- Mimi, wiem, że to nie moja sprawa, ale co dokładnie robiłaś przez te tygo-
S
R
dnie w mieszkaniu Gibsona?
Zakochiwałam się w nim, pomyślała ponuro. Do takiego bowiem wniosku do-
szła, gdy była u niego ostatni raz. Niezależnie od tego, jak wyobrażała sobie swoją
przyszłość, nigdy nie pomyślała, że mogłaby zakochać się w mężczyznie, któremu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • policzgwiazdy.htw.pl