[ Pobierz całość w formacie PDF ]

oczyma na metalicznie szarą Tamizę. Nieobecna, daleka
Marewa opanowała go w tej chwili całkowicie. I czymże ona
była właściwie w zielniku wspomnień miłosnych Ibrahima?
Pośród kwiatów zeschniętych, wyblakłych, bezimiennych
- byłażby ona jedna kwiatem wiecznie żywym, którego barw i
woni nie zdołał zniszczyć czas? Usta Ibrahima bezwiednie,
półgłosem wymówiły jej imię. Jak tenor, wyprobowujący
trudniejsze
dźwięki
przed
występem,
słuchał,
jakim
rezonansem ozwie się pamięć serdeczna. Wymawiając owe
trzy sylaby, cierpiał. Ale sam nie zdawał sobie sprawy, czy to
jest ostry ból utraty, czy tylko smutek po czymś, czego się już
nie zobaczy, czego wypadałoby żałować...
Owego wieczoru wargi Papriki raz jeszcze zagłuszyły tik
tak maleńkiego zegarka wysadzanego szafirami, na który
niespokojnie
spoglądała
Marewa,
kiedy
samochód
Kominternu unosił ją ku bułgarskiej granicy.
Rozdział 7
Mała wiewiórka goniła własny ogon na trawniku w Hyde
Parku. Różowe baby, odbywające pierwszą lekcję jazdy na
drewnianym
wierzchowcu,
ukazywały
odwrotną
stronę
medalu z dumną nonszalancją przyszłych gwiazd brytyjskiego
sportu. Nieco dalej długowłosy baran przeżuwał trawę z pełną
uwagi miną oksfordzkiego studenta.
Paprika, siedząc na żelaznym krzesełku nie opodal Marble
Arch, odczytywała list, który odebrała właśnie na poczcie. Ze
swego zamku w Orliku Schomberg pisał: „Droga panno
Papriko! Wyjazd państwa do Londynu uczynił wyłom w
ustalonym przeze mnie zwyczaju wysyłania listu do pani
każdego pierwszego dnia w miesiącu. Mam nadzieję, że list
ten zdąży dojść do rąk pani, zanim pani przyjaciel znów
zmieni miejsce pobytu.
Zauważyłem, że od pewnego czasu podróże państwa stają
się coraz częstsze. Gdyby nie dobroć pani i jej sumienność w
wypełnianiu obietnicy, byłoby mi niezmiernie trudno śledzić
stan naszego drogiego chorego. W ostatnim jednak liście
zapomniała pani wyjaśnić mi kilka punktów, które interesują
mnie jako przyjaciela i jako lekarza.
Ale najpierw niech mi będzie wolno wyrazić szczery
podziw dla pani dyskrecji. Rzadko się zdarza kobieta w pani
wieku, która potrafiłaby tak długo ukrywać coś przed
człowiekiem, którego kocha. Przynosi to zaszczyt pani
inteligencji. Ale przechodzę do samej rzeczy: Czy nie
zauważyła pani w zachowaniu przyjaciela jakiejś zmiany,
która by się uwidoczniała, w miarę jak zbliża się kres jego
życia? Czy nie cierpi fizycznie, czy świadomość własnego
stanu nie bardzo go dręczy, nie odbiera mu snu? Pani, taka
bystra - czy nie sądzi pani, że chory usiłuje ukryć trwogę?
Chciałbym bardzo otrzymać na te pytania odpowiedź
szczegółową. A poza tym - jak była przyczyna wyjazdu
państwa do Londynu? Po czteromiesięcznym pobycie we
Włoszech tempo podróży wzrasta z zadziwiającą wprost
szybkością. Arcachon... Maroko... Madera... wreszcie Wersal.
Do dziś nie pojmuję, po co wynajmowaliście państwo tę
olbrzymią, opuszczoną ruderę w pustej alei. A teraz Londyn...
Czy to od pani wychodzą projekty tej ciągłej zmiany
dekoracji, czy też to on je pani narzuca?
Bardzo proszę o odpowiedź. Proszę też koniecznie donieść
mi, w razie gdyby nasz przyjaciel radził się jakichś lekarzy w
tajemnicy przed panią. Już pani to wypatrzy, prawda? A wtedy
przyjadę natychmiast. Pani przecież wie, jak mi jego los leży
na sercu..."
Paprika wyjęła z torebki arkusz papieru listowego i
natychmiast napisała odpowiedź. Dziękowała doktorowi za
troskliwość i oddanie okazywane jej przyjacielowi i
przepraszała, że nie odpowiedziała wcześniej na pytania.
Tłumaczyła, że kiedy ludzie się kochają, to lubią być ciągle
razem - a zatem o sposobność do tajnej korespondencji nie jest
tak łatwo.
„Zresztą Jamil nie bardzo przejmuje się chorobą. Cierpień
fizycznych nie ma żadnych. Jeżeli istotnie cierpi duchowo,
kryje to przede mną, pewno nie chce mnie niepokoić. Bie-
dactwo kochane nie wie, że ja wiem o wszystkim. Jedyne, co
mnie trochę niepokoi, to ta ciągła potrzeba zmiany miejsca.
Zaledwie od sześciu dni jesteśmy w Londynie, a już dziś
słyszałam, że chętnie odwiedziłby Rivierę".
Na końcu zapytywała Schomberga, czy też istotnie nie ma
nikogo, kto potrafiłby uratować jej Jamila - i zapewniała
doktora, że przyśle mu natychmiast nowy adres, skoro staną
na Jasnym Brzegu. Wreszcie zalepiła list i wróciła pieszo do
hotelu.
Weszła do saloniku, ale nie zastała tam Ibrahima.
Natomiast z sąsiedniego pokoju słychać było jego głos. Już
miała zapukać, kiedy powstrzymał ją jakiś obcy głos. Z ręką
na klamce przystanęła nasłuchując.
- Spadłaby na mnie straszliwa odpowiedzialność, mój
drogi - mówił obcy głos. - Pomyśl sam, jakże mogę wydać
komuś taką truciznę - choćby nawet tobie - bez racjonalnego
powodu?
Paprika skamieniała z przerażenia, nie wierząc własnym
uszom. Przyłożyła ucho do drzwi.
- Fyzzee, mój stary - mówił Ibrahim - znamy się nie od
dziś i możemy sobie przecież wzajemnie zaufać. Wiesz
przecież, że nie po to proszę cię o cyjanek, żeby go użyć w
złych celach. Bywają jednak sytuacje, w których posiadanie
trucizny działającej niezawodnie i bez cierpień stanowi dużą
pociechę.
- Czyżbyś ty już myślał kiedyś o samobójstwie?
- A dlaczegóżby nie?
- Ty! „Ukochanie bogiń"! Ależ ty jesteś szalony!
Wszystko się śmieje do ciebie: zaszczyty, bogactwo, miłość...
Nagle głosy przycichły. Słychać było zaledwie szmer
szeptu i szuranie przysuwanych do siebie krzeseł. Paprika [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • policzgwiazdy.htw.pl