[ Pobierz całość w formacie PDF ]
go rozsądku.
Westchnęłam, opanowałam się ostatecznie i złożyłam wyjaśnienie.
Dostałyśmy spadek po prababci Karolinie, to już chyba wiecie. . .
Wiemy. Pani Ludwika w liście pisała.
No i ten spadek zawierał warunek. Mogłyśmy go dostać dopiero po upo-
rządkowaniu biblioteki w Noirmont. Zrobiłyśmy to, dwa miesiące trwało. Zdaje
się, że na bardzo długo mamy po dziurki w nosie bibliotek, a i tak jeszcze cud
boski, że znamy języki obce, bo ona była urozmaicona pod tym względem.
I tragarza, miałyśmy do dyspozycji tylko przez dwa dni dołożyła Kry-
styna z rozgoryczeniem. W dodatku podejrzanego. Uchetałam się jak koń za
pługiem. . .
Traktorem orzemy zwrócił jej uwagę Jurek.
Po tej bibliotece moglibyście mną. . .
No owszem, książki są ciężkie przyznała równocześnie Marta z wielkim
współczuciem. A tam pewnie były jeszcze stare kobyły, w skórę oprawne. . .
I daję ci słowo, dwie sztuki w srebro, kamieniami półszlachetnymi sadzone
powiadomiłam ją zgryzliwie. O drewnie nawet nie wspominam.
Drewna i srebra tu nie ma. Jeśli chcecie grzebać, to zawsze będzie ła-
twiej. . .
Nie chcemy! wrzasnęła buntowniczo Krystyna.
Ale możliwe, że musimy uzupełniłam z niechęcią.
Dlaczego tragarz był podejrzany? zainteresował się Jurek. W jakim
sensie? Przywozicie jakieś sensacje, puśćcie farbę porządniej.
Nie było siły, należało od razu opowiedzieć więcej. Mocno streszczając
i wciąż określając diament mianem rodzinnego klejnotu, opisałyśmy wydarzenia
historyczne. Wyeksponowałyśmy z naciskiem zioła prababci, bo może w Przyle-
siu też się plącze jakaś wiedza o przyrodzie leczniczej. . .
No więc same rozumiecie, że ja te wszystkie książki znam powiedziała
Marta w zamyśleniu.
118
Każdą sztukę miałam w ręku, dodatkowych świstków tam nie ma. Ale za
notatki na marginesach gwarantować nie mogę.
Nie, marginesom damy spokój zadecydowałam pośpiesznie. Wolimy
listy. Co się tam dzieje na strychu, bo reszta budynku była silnie użytkowana. . . ?
Na strychu? Nic. Dawno tam nikt. . . A, nie, co ja mówię!. Ostatnio, ile. . .
miesiąc temu. Włamanie było, ktoś wlazł od strony ogrodu, ale nic nie ukradł
z pałacu, tylko właśnie polazł na strych, ślady zostawił. Po tym strychu się plątał,
wiecie, pajęczyny, kurz. . . I tak wyglądało, jakby parę razy właził, ale w pierwszej
chwili nikt nie zwrócił uwagi. Też chyba nic nie wyniósł, bo graty jak były, tak
zostały, nawet nie zawiadomiliśmy policji, bo co on tam mógł znalezć. . . No, teraz
widzę, że może coś mógł rzeczywiście. . .
Na tym strychu, tak prawdę mówiąc nie wiadomo, co może być oznajmił
niepewnie Jędruś.
Porządku tam się nie robiło od stu lat co najmniej. Ale znów z drugiej stro-
ny, sam pamiętam, że zaraz po wojnie, jak to mieli upaństwowić, wujek wygarnął
rozmaite pamiątki i do nas przeniósł. Nie wszystko, brał jak leci, no, obrazy mu
się udało i srebra, to do pani Ludwiki pózniej poszło. I chyba tam jest?
Jest uspokoiła go Krystyna. Pradziadkowie i prababcie na ścianach
wiszą, a sama ostatnio żarłam solone migdałki ze srebrnego naczynia.
No, to właśnie. Ale czy co ważnego nie zostało, tego nikt nie wie.
A on to chce przerabiać dodała Marta niespokojnie. Remontować
znaczy i od dachu zacznie. Ja się śpieszę z biblioteką, jedna trzecia jeszcze mi
została. . .
Zaraz powiedziała Krystyna z nagłym przypływem bystrości. Mnie
tu coś dziwi. Kiedy ten jakiś to kupił?
Już ze trzy miesiące temu zaczął załatwiać. I kupił jakoś od razu, bo nie
było przeszkód.
A włamanie miesiąc. . . Nic nie rozumiem. Po cholerę Heaston miałby się
włamywać i szukać nielegalnie, jeżeli już to miał? Może przecież teraz oglądać
deskę po desce i sęk po sęku, spokojnie i bez pośpiechu? Skoro kupił, już to ma.
Nie rozumiem, dlaczego nie wynajął sobie jakiegoś strażnika. . .
Kto tak powiedział? przerwała Marta. Wynajął, jeden taki tam już
mieszka. I pilnuje, bo inaczej możliwe, że całość by rozkradli, chociaż teraz ma-
teriały budowlane już można kupić. Tyle że w ludziach jeszcze zostało, ukraść
albo skombinować, bo inaczej się nie da. Naród nie idzie z postępem.
Idzie, ale nie całkiem skorygował Jurek.
Nie mówmy o polityce poprosiłam. Zgadzam się z Kryśką, też tego
włamania nie rozumiem. Myślisz, że włamywacz nadal tam grzebie?
A kto go wie, może i grzebie. Strychu nikt nie pilnuje, ja sama też zlekce-
ważyłam. Jeśli chcecie tam czegoś szukać, musicie się pośpieszyć, bo ja owszem,
119
mam klucze, ale tylko do przeniesienia reszty książek i potem do widzenia. Wcho-
dzą z remontem. No i wygląda na to, że macie konkurencję.
Czy to aby na pewno kupił Heaston. . . ? powiedziałam w zamyśleniu.
Objawiła się sytuacja podobna jak w Noirmont. Ktoś czegoś szukał, Heaston
pchał się na myśl zgoła nachalnie. Tam było lepiej, zamek należał do nas, tu sie-
dziba przodków wyrwała nam się z ręki. Rzuciły się na mnie skojarzenia, He-
aston, jego pradziadek, żółty sepecik, głupie plotki od francuskiego pijaka, złota
papierośnica, ha ha, widziałam ją, jak ona złota, to ja z marmuru. Pugilares z mnó-
stwem pieniędzy, żadnego pugilaresu nie było, a pieniędzy ani grosza, tak rośnie
legenda. . . Może ten cholerny diament urósł podobnie. . .
Krystyna konferowała z Martą, namawiając ją do zbadania sprawy, kto w koń-
cu kupił Przylesie, jak się ten parszywiec nazywa, jak wygląda, może ktoś go
widział. Przejęta klejnotem rodzinnym Marta obiecywała wszelką pomoc, znała
wszystkich w gminie, z połową pracowników chodziła do szkoły. Mogła się do-
wiedzieć nawet jutro, nie musiała służbowo, mogła iść do nich z wizytą prywatnie
do domu. . .
Przestałam słuchać ich gadania, w jakiś tajemniczy sposób majaczył mi przed
oczami Heaston razem z sakwojażykiem, tworzyli jedną całość. Prawie widzia-
łam, jak w Calais leci przerażony, płosząc konie we fiakrze pokojówki, macha
rękami, sakwojażyka nie ma. . . I równocześnie jawił mi się z tym idiotycznym
sepecikiem, przewieszonym przez ramię. . . Wyszła mi z tego zapłakana Anto-
inette. . .
Zaraz przerwałam wszystkim, nie bacząc, co kto mówi. Czekajcie,
bo ja strasznie myślę.
%7łeby ci nie zaszkodziło mruknęła Krystyna.
Już szkodzi. Chcę rozwikłać problem historyczny. Coś mętnie babcia mó-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]