[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- A jeśli dojdzie to do FBI?
Malko posłał mu rozbrajający uśmiech.
- Wszyscy w Langley będą sądzić, że plotka nie ma podstaw...
Zamilkł, zaś Frank Capistrano, wzburzony, sięgnął po papierosa i przypalił go swoją
zapalniczką Zippo, nie wyjmując jej nawet ze skórzanego etui.
Przez kilka chwil milczał, po czym rzucił:
- Muszę na to dostać zielone światło od prezydenta. To, co pan proponuje, stoi w sprzeczności
ze strategią, ja ką z nim ustaliłem.
- Rozumiem - zgodził się Malko.
- Kiedy może pan go spytać?
- Natychmiast. Wcisnę się między dwa spotkania.
- Zgoda. Kiedy pan otrzyma odpowiedz, proszę mnie powiadomić.
Dobrze by było, gdyby to mogło stać się na wet jeszcze dzisiaj.
- Wykluczając jakieś większe problemy, to wydaje się możliwe - powiedział Frank Capistrano.
- A jeśli odmówi? - Zgadzam się postępować tak, jak zaplanowaliście, ale uważam, że to do
niczego nie doprowadzi.
- OK - rzucił Special Advisor. - Jeśli będę miał zielone światło, wezwę George a Teneta dziś
wieczór lub jutro rano. Być może jednak będzie trzeba kilku dni, by sprawa dojrzała.
- Mamy wtorek - zauważył Malko. - Od dziś do końca tygodnia plotka powinna dotrzeć do uszu
Johna Tunera. Póki co mogę zapoznać się z terenem.
- Laura Putnamjest w pokoju 421 w Willardzie - powiedział Frank Capistrano. - Może pan z
nią rozmawiać jak ze mną. Jej ojciec jest moim kumplem z dzieciństwa,; a ona zrobiła świetną
karierÄ™ w Agencji.
- Dlaczego stamtąd odeszła?
- Miała dość przebywania za granicą, więc zaproponowałem jej robotę w Białym Domu.
Wymienili długie spojrzenie i Special Advisor wstał pierwszy, wyciągając dłoń do Malko.
- Mam nadzieję, że pana pomysł jest naprawdę dobry - westchnął. - Jeżeli nie, to ryzykuję, że
George W. Bush będzie moim ostatnim prezydentem.
Pomimo boazerii i sztychów ze scenami myśliwskimi na ścianach, bar Rabin Hood w hotelu
Willard zdawał się być równie wesoły, co zakład pogrzebowy. Dwaj pijacy przy kolistej ladzie
zajęci byli opowiadaniem barmanowi kawałów z kilometrową brodą; obok nich jakaś kobieta,
elegancka, lecz z dawno przekroczoną datą używalności, kontemplowała w lustrze swoje zwiędłe
rysy, popijajÄ…c Martini.
Zaledwie Malko zdążył zainstalować się przy małym stoliku i zamówić wódkę, do baru
wkroczyła krótko ostrzyżona blondynka, sytuująca się po właściwej stronie trzydziestki.
Szybkim spojrzeniem omiotła pomieszczenie i bez wahania skierowała się do jego stolika.
Malko powstał natychmiast.
- Nie kazałam na siebie zbyt długo czekać? - spytała niespokojnie.
Malko dzwonił do jej pokoju pięć minut temu. Uśmiechnął się uspokajająco.
- Ależ skąd!
Dwaj pijacy zamilkli, gapiąc się błyszczącym wzrokiem na przybyłą. Ze swoimi niebieskimi
oczyma z figlarnym błyskiem, w czarnym swetrze i w krótkiej spódniczce ze skóry w dobrym gatunku,
Laura Putnam przypominała raczej młodą dziennikarkę niż szpiega.
Zdegustowana elegantka przy barze opróżniła jednym haustem swój kieliszek Martini i wyszła.
Laura Putnam, zaledwie usiadła, od razu wyciągnęła z to rebki paczkę papierosów Mariboro
Light i zapalniczkę Zippo Swarowski, którą Malko wziął jej z ręki, by móc podać ogień.
- Napije się pani czegoś? - zapytał.
Laura Putnam wybuchnęła śmiechem.
- Jak pan zgadł? Bardzo lubię szkocką. To pociecha samotnych kobiet, lepsza niż gimnastyka.
Znów wybuchnęła śmiechem i rzuciła do barmana, który właśnie podszedł:
- Podwójnego, pięcioletniego Defendera proszę. Z kil koma kostkami lodu.
I migdały.
Kiedy barman oddalił się, kolejny raz się roześmiała, otaksowała Malko bezczelnie i
powiedziała półgłosem:
- To zabawne, spotkać supermana...
- Och, proszę przestać - zaprotestował Malko, zażenowany.
Laura Putnam pochyliła się ponad stołem.
- Ależ tak, nawet pan nie wie, co mi Frank o panu naopowiadał! Podobno potrafi pan udusić
człowieka sznurowadłem. Pouic!
- Ależ skąd, chodzi chyba o kogoś innego - zaprotestował Malko. - Frank za dużo gada.
%7ływiołowość i dobry humor asystentki Franka Capistrano podniosły go na duchu.
- Frank milczy jak grób - odparła młoda kobieta.
- Tacy jak ja. Koniec żartów. Będziemy razem pracować nad sprawą Johna Tumera. - Zna go
pani?
- Musiałam go spotkać, kiedy byłam w Agencji, ale kompletnie tego nie pamiętam. Niemniej -
dodała z komicznym grymasem - na fotografiach prezentuje się bardzo dobrze. Przystojny facet. Co
pan zamierza?
- Przejedzmy się do Falls Church - zaproponował Malko.
- %7ładen kłopot. Znam drogę. Miałam tam chłopaka, kiedyś, w innym życiu.
Laura jezdziła czarnym fordem coupe. Jego wnętrze pełne było gazet, dokumentów, rozmaitych
paczek.
- Straszny robię pieprznik! - wyznała, ruszając z miejsca.
Prowadziła ostro. Jej spódnica zmarszczyła się, odsłaniając prawie całe uda. Dojechali do M
Street, gdzie skręcili na zachód i przejechali przez Georgetown. Młoda kobieta paplała bez ustanku,
przerywając potok wymowy wybuchami śmiechu. Wyraznie była zachwycona, że może być razem z
Malkiem. Minęli Francis-Scott Bridge i wyjechali na autostradę numer 66 prowadzącą na Dulles
Airport. Kilka mil dalej Laura zwolniła przed tablicą z napisem Exit 69 .
- Proszę - rzuciła - 69. Już.
Równocześnie spojrzała figlarnie na Malko, który cały czas milczał.
- Tutaj zaczyna się Falls Church - zaanonsowała, kiedy wjechali w szeroką ulicę wzdłuż której
ciągnęły się wystawy sklepów.
- Pełno tu szpiegów. Bogaci mieszkają w Mac Lean, bliżej LangleY.
a biedni osiedlajÄ… siÄ™ tutaj.
Przejechali przez centra osiedla, podobnego do tysiąca innych, z wyjątkiem tablicy głoszącej,
że zostało założone w 1699 roku.
Z pewnością jedno ze starszych w Stanach Zjednoczonych.
Całe szczęście, że Laura znała je wcześniej.
Po kilku zakrętach wiechali w spokojną aleję wysadzaną drzewami.
- Zbliżamy się - powiedziała Laura Putoam.
Zatrzymała się przed numerem 3426.
Drewniany dom, pomalowany szarÄ…, ziszczajÄ…cÄ… siÄ™ farbÄ…, ze zle utrzymanym kortem
tenisowym w ogrodzie.
%7ładnego znaku życia.
- Oto gniazdo bestii - zaanonsowała ponownie.
- Nigdy nie widziałam sąsiadów. Pewnie się gdzieś włóczą za dnia.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]