[ Pobierz całość w formacie PDF ]

będzie niebezpieczne?
- Jesteśmy przyzwyczajeni do niebezpieczeństwa; uwalniamy się od niego dopiero w chwili śmierci. -To
brzmiało niczym jakiś cytat, zwłaszcza że Niezwyciężony poruszał
unisono ustami.
- Tak, cóż, to dość ogólne stwierdzenie filozoficzne. Ale ja mówiłem konkretnie o tym, co nam grozi teraz.
- Będziecie pod opieką - odparł próbując opanować parsknięcie wzgardy wobec naszych mizernych sylwetek i
swojej niezaprzeczalnej przewagi.
- Ach, dziękuję - powiedział Floyd z szokującą szczerością. - Mając takie zapewnienie, pójdziemy z wami bez
wahania. Prawda, Jim?
- Oczywiście, Floyd. Pod opieką takich zuchów włos nam z głowy nie spadnie. - Mógłby ich obu schrupać na
śniadanie, i jeszcze parunastu na deser, ale nie było sensu się przechwalać.
Sięgnęliśmy po torby, ale Niezmordowany nas powstrzymał.
- Niczego nie bierzecie ze sobą. %7ładnej broni. Musicie nam zaufać.
Floyd wzruszył ramionami na zgodę, bo jego bronią było całe ciało.
- To najpierw chociaż parę łyków wody - zaproponowałem. Podniosłem menażkę i wypiłem trochę. Odstawiając
ją na miejsce, ukryłem w dłoni kilka małych granatów. -I oczywiście nasz towarzysz, nasze ulubione psisko
idzie razem z nami.
Fido odegrał swoją rolę szczekaniem, wywalaniem języka i dyszeniem. Następnie przedobrzył nieco
uniesieniem tylnej nogi nad moją torbą. Może ten fragment psiej pantomimy przekonał ostatecznie naszych
nowych kumpli z wojska, bo skinęli głowami na zgodę.
- Musimy wam zasłonić oczy - powiedział Niezwyciężony i wyciągnął dwie czarne przepaski. - Dzięki temu nie
odkryjecie sekretnego zejścia do Schronu.
- Jeśli masz na myśli ten kamień w cieniu dendronów, który odsuwa się, gdy go pchnąć, to możesz schować
szmaty.
- SkÄ…d wiecie?
- Wchodzimy, czy nie?
Wyglądali na zaszokowanych mym odkryciem; odeszli na bok i odbyli szeptem krótką konferencję. Wrócili nie-
chętnie i znowu mieli grozne miny.
- Wchodzcie. Szybko.
Pokuśtykaliśmy razem z psem do zagajnika, a potem w ślad za Niezwyciężonym zeszliśmy po szczeblach do
tunelu pod głazem. Fido zaszczekał, a kiedy podniosłem na niego wzrok, skoczył mi na plecy. Złapałem go i
spuściłem w głąb. Niezmordowany zamknął pokrywę, a ja spoglądałem ponuro w mroczną czeluść korytarza.
Miałem tylko nadzieję, że podjęliśmy słuszną decyzję, ponieważ dni mi nadal ubywało. Schodzenie pod ziemię
zanadto przypominało pochówek.
I okaże się nim dla mnie, jeśli nie dostanę w porę odtrutki.
ROZDZIAA 24
Kiedy już moje oczy dostosowały się do ciemności, zauważyłem cienką linię światła biegnącą na wysokości
barków po obu stronach tunelu. Posadzka była gładka i twarda, tak samo jak ściany, gdy dotykałem ich palcami.
Szliśmy w milczeniu przez jakiś czas, aż w końcu dotarliśmy do podziemnej krzyżówki.
- Teraz nie gadać! Oddychajcie jak najciszej - nie kręćcie się - szepnął któryś z przewodników. - Pod ścianę.
Czekaliśmy w ten sposób długie minuty. Na ścianach, gdzie krzyżowały się tunele, widziałem rozjarzone
numery. Do moich zasobów bezużytecznej wiedzy włączyłem informację, że znajdujemy się w tunelu Y-82790
w miejscu przecięcia z tunelem NJ-28940. Podpierałem ścianę i poważnie myślałem o ucięciu sobie drzemki,
kiedy usłyszałem raptem głuchy tupot butów maszerujących tunelem NJ-28940. Zaraz oprzytomniałem, ale
milczałem w bezruchu.
Po chwili z wylotu tunelu po prawej stronie wyszedł oddział mniej więcej dwudziestu mężczyzn i pomaszerował
prosto przed siebie do tunelu o tym samym numerze z lewej strony. Kiedy echo ich kroków prawie zamarło,
ruszyliśmy dalej na
wyszeptany rozkaz.
- Skręcamy w lewo, za nimi. Jak najciszej.
Była to wyraznie jedyna niebezpieczna część naszej wyprawy, ponieważ skręciwszy do drugiego tunelu, nasi
gospodarze znowu zaczęli szeptać do siebie. Byłem ciekaw, czy Fido jest nadal z nami.
- Nie szczekaj - powiedziałem możliwie najciszej. -Jeśli jesteś w pobliżu, najlepszy przyjacielu człowieka, i sły-
szysz mnie swoim cudownym zmysłem słuchu, możesz
cichutko warknąć.
Gdzieś z okolicy moich łydek dało się słyszeć gardłowe
Grrr.
- Znakomicie. A teraz podwójne grrr, jeśli czytasz numery na ścianach i niektóre zapamiętujesz.
Uspokoiłem się na dzwięk podwójnego grrr. Nie musiałem zatem śledzić całej masy zakrętów. Szliśmy w
milczeniu przez męczący okres; nie wróciłem jeszcze do pełni sił. Bardzo się ucieszyłem, ujrzawszy w przedzie
jasną poświatę i zderzyłem się z naszymi przewodnikami, którzy akurat
przystanęli.
- Cisza! - syknął Niezwyciężony. Wstrzymaliśmy z Floydem oddechy i słuchaliśmy - po czym rozległo się
głuche dudnienie biegnących kroków. Zatupotały przed nami i nagle stanęły.
- Odgłosy śmiertelnego boju... - powiedział przybysz.
- Echo wołań ginącego - odpowiedział Niezwyciężony. Hasło i odzew. Dość ponure. - Czy to ty,
Nieodwracalny? - spytał Niezwyciężony.
- Ja. Kazano mi was ostrzec. Otrzymaliśmy wiadomość od-wiecie-kogo, że dostrzeżono was, kiedy
wychodziliście i wracaliście do tuneli. Rozesłano czujki i musicie uważać.
- Jak? - spytał Niezmordowany z drobną jedynie nutą histerii w głosie.
- Nie wiem. Miałem was tylko ostrzec. Niech was Bóg Bitew prowadzi. - Po tym błogosławieństwie biegnące
kroki zadudniły głucho jeszcze raz i zginęły w ciszy tego samego korytarza, którym przybiegły. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • policzgwiazdy.htw.pl