[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nie chcę.
- Meghan, proszę cię. Znajdę cię później.
Popchnął ją w stronę Kerstin i odszedł. Kerstin mocniej ścisnęła rękę siostry,
czując, że ta próbuje się wyrwać i pobiec za Travisem.
- Kerstin, puść mnie. On jest w niebezpieczeństwie! Potrząsnęła nią mocno.
- Ty też! Spływamy stąd. Natychmiast!
Mimo protestów Meghan, Kerstin dowlokła ją do stolika Cindy i Jima.
Niektórzy z ich znajomych przyjechali tu samochodami i Kerstin była pewna, że
pożyczą jej jakieś auto.
Usłyszała, że ktoś woła ją po imieniu.
Odwróciła się i zobaczyła biegnącego w jej kierunku Quinna. Stanął przed
bliźniaczkami jak wryty, ale po chwili zapanował nad sobą i wyciągnął rękę do
Meghan.
- Cześć. Jestem Quinn.
Meghan odsunęła się od niego i wtuliła w Kerstin.
- 77 -
- Wszystko w porządku - uspokoiła ją siostra. -Quinn pomagał mi cię odnaleźć.
To mój... przyjaciel.
Quinn nadal stał z wyciągniętą ręką. Meghan podała mu swoją. Uścisnął ją
delikatnie.
- Mam na imię Meghan. Zdaje się, że to już wiesz. Quinn uśmiechnął się.
- Szkoda, że spotykamy się w tak nie sprzyjających okolicznościach. Mimo to
bardzo mi miło. Pewnie masz mnóstwo pytań, ale proponuję, żebyśmy z tym trochę
poczekali. Trzeba się stąd zmywać.
Kerstin wzniosła oczy ku niebu.
- Mówiłam to już z dziesięć razy!
Quinn wziął siostry za ręce i pociągnął je za sobą w stronę parkingu.
- Mam samochód. Weźmiemy tylko nasze rzeczy i zabieramy się stąd.
Nie zadawały żadnych pytań, tylko posłusznie gnały za Irlandczykiem. On zaś
sadził wielkimi susami w kierunku parkingu. Quinn pożyczył furgonetkę od kolegi
Jima, który przywiózł nią prototypowy model motocykla. Teraz na pace stał harley
Quinna. Niby nie robili nic niezwykłego, ale i tak Quinna dręczyła obawa, że zbytnio
zwracają na siebie uwagę. Wsiedli do samochodu i natychmiast ruszyli. W kabinie
była klimatyzacja, owionął ich więc miły chłód, ale napięcie nie zelżało ani trochę.
Quinn co i rusz spoglądał na bliźniaczki.
W pewnej chwili twarz Kerstin rozpogodził uśmiech. Musiało do niej wreszcie
dotrzeć, że odnalazła siostrę i że mkną po szosie, śmiertelne zagrożenie pozostawiając
za sobą. Zamknęła Meghan w czułym uścisku.
- Kerstin, jestem ci taka wdzięczna. - Po policzkach Meghan popłynęły łzy. -
Tak bardzo się bałam.
- Wiem, skarbie - odpowiedziała, gdy Meghan położyła głowę na jej ramieniu.
Spojrzała na Quinna. - Ale ja nadal się boję. Za łatwo poszło.
Quinn skinieniem głowy potwierdził jej obawę.
- Wiem, o co ci chodzi, ale nie mamy wyboru. Nie my rozdajemy karty.
Musimy wierzyć, że dopisze nam szczęście.
Pozwolił Meghan popłakać tylko przez chwilę. Nie byli jeszcze bezpieczni i
dziewczyna powinna trzymać się w ryzach.
- 78 -
- Przykro mi, że muszę cię teraz męczyć pytaniami, ale potrzebuję pewnych
informacji. Spróbuj przypomnieć sobie wszystko, co widziałaś i słyszałaś, kiedy byłaś
z Pepperem.
Meghan otarła oczy wierzchem dłoni i wyprostowała się.
- Travis powiedział, żeby nie rozmawiać z nikim poza jego przyjacielem z FBI -
odpowiedziała lekko drżącym głosem.
- Kim jest Travis? - zapytał zbity z tropu Quinn. Meghan przez chwilę zwlekała
z odpowiedzią.
- Próbował mi pomóc.
- Czy to jeden z ludzi Peppera?
- Nie... Chyba... nie powinnam o tym mówić.
- W porządku, Meggie - wtrąciła się Kerstin. - Quinn jest Strażnikiem Teksasu.
Spojrzała na niego uważnie.
- Następny tajniak?
- Następny? Co to znaczy?
- Travis jest agentem FBI. Próbował mnie z tego wyciągnąć, ale Pepper...
Zamilkła na sam dźwięk tego imienia.
- Już wszystko dobrze - uspokoił ją Quinn. Meghan wzięła głęboki oddech i
trochę się rozluźniła.
Kerstin zauważyła, że Quinn prawie nie odwraca wzroku od wstecznego
lusterka. Ogarnęła ją panika.
- Ktoś za nami jedzie? - zapytała.
- Nie mam pewności. Za dużo tu samochodów. Zrobię kółeczko, zanim podjadę
pod hotel.
Zaparkowali przed budynkiem i szybko wbiegli do pokoju.
- Czy mogę wziąć prysznic? Bardzo tego potrzebuję - powiedziała Meghan.
- Dobrze, ale szybko - odrzekł po chwili namysłu Quinn.
- Dam ci coś do przebrania - włączyła się Kerstin, sięgając do torby.
Meghan uśmiechnęła się z wdzięcznością i zniknęła w łazience.
Kerstin nerwowo krążyła po pokoju. Chciała uspokoić rozdygotane nerwy i nie
gapić się wciąż na Irlandczyka. Wreszcie zatrzymała się:
- 79 -
- Quinn, chciałam ci bardzo podziękować. Wiesz przecież, że Pepper jest teraz
w parku.
Quinn skinął głową.
- Nie ma za co.
- Wracasz tam? Odwrócił wzrok.
- Muszę... - powiedział cichym głosem, w którym brzmiała nienawiść i
determinacja.
Kerstin natychmiast znalazła się przy nim i mocno schwyciła go za rękę.
- Nie, Quinn, nie jedź tam! Błagam... Odsunął się o krok.
- On nie ma prawa do życia. Tak będzie sprawiedliwie.
- To zemsta, a nie sprawiedliwość. Nie widzisz tego?! Dopiero teraz
zrozumiałam powiedzenie, że nie ma sprawiedliwości, jest tylko miłosierdzie.
Quinn spojrzał na nią płonącymi oczami.
- Tylko mi nie mów, że to zwierzę zasługuje na miłosierdzie.
- Nie - powiedziała cicho, kładąc mu dłoń na ramieniu. - On nie, ale twoja
dusza tak.
- W takim razie wszystko w porządku, bo ja nie mam duszy.
Ton jego głosu wskazywał, że to koniec rozmowy, lecz Kerstin nie zamierzała
się poddać.
- Quinn, zabijając Peppera, zniszczysz siebie.
Widziała, że Irlandczyk nie chce jej słuchać i jej słowa trafiają w próżnię. Lecz
wciąż nie rezygnowała.
- FBI depcze mu po piętach. W końcu go złapią.
- A on znów opłaci najlepszych adwokatów i wywinie się sianem. Już raz tak
było. Nie pozwolę, by ten łajdak znowu zadrwił sobie ze sprawiedliwości.
- Quinn... Odepchnął ją.
- Dyskusja skończona. Zajmij się siostrą.
Chwycił swoją torbę i wyszedł na zewnątrz.
Kerstin usiadła na łóżku i czekała w milczeniu na Meghan. Już nie potrafiła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]