[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jednym z nich jest zlecanie pracy profesjonalistom. Wyszedł z
pokoju. Frankie Deleon, właściciel najlepszej restauracji w mieście, po
południu zapełnił mi lodówkę.
Brooke ruszyła za nim do jasnej kuchni, gdzie nie brakowało
45
R
L
T
nowoczesnych sprzętów. W lodówce znajdowała się rozmaitość fajansowych
naczyń, każde z naklejką opisującą zawartość.
Zobaczmy, co my tu mamy. Jambalaya, żeberka, czarno nakrapiana
fasola, no, tę trzeba ugotować. Gotowany łosoś.
Przesunął garnek i sięgnął głębiej. Rurki z serem, sałatka z ryżem,
druga z kozim serem. Zielona sałata. Od czego chcesz zacząć?
Do ust Brooke napłynęła ślinka. Styl życia Kincaidów wcale nie jest taki
zły.
Wszystko wygląda znakomicie. Na co masz ochotę?
Spojrzenie jego niebieskich oczu spoczęło na jej twarzy, wyraznie
widziała w nich odpowiedz. Uśmiechnęła się podniecona.
Ty wybierz.
Wiedziała, że R. J. lubi ludzi, którzy szybko i samodzielnie podejmują
decyzje.
%7łeberka i sałata.
Dobry wybór. Wyjął z lodówki pojemniki i postawił je na wyspie, w
której znajdował się też zlewozmywak. Brooke włączyła jedną z kuchenek z
nierdzewnej stali, a R. J. wyjął z szafki porcelanowe naczynia. Wybrali też do
kolacji białe wino i czekali, aż żeberka się upieką.
Zajrzałeś już do szuflady?
Podniósł wzrok znad korkociągu.
Jakiej szuflady?
Tej z listu od ojca. Może to zbyt osobiste pytanie, pomyślała
Brooke.
R. J. spuścił wzrok na butelkę.
Nie jestem gotowy. Wciąż nie mogę uwierzyć w jego śmierć. Wydaje
mi się, że wyjdzie zza rogu i powie, że to był głupi kawał. Wskazał na
46
R
L
T
czerwone krzesło z plecionym oparciem w pokoju połączonym z kuchnią.
Jego ulubione. Mam wrażenie, że zaraz wstanie i będzie się ze mnie nabijał,
że w tym roku nic nie złowiłem.
Korek głośno wyskoczył z butelki, aż Brooke mało nie podskoczyła.
Na pewno jest dumny z tego, jak sobie radzisz.
Tak, gdzieś tam jest i na nas patrzy.
Brooke powstrzymała odruch nakazujący obejrzeć się przez ramię.
Wolałaby, by Reginald nie patrzył na to, co tej nocy miała nadzieję robić z
jego synem. Może powinna poważniej się zastanowić, jak by to wyglądało w
oczach innych. Co pomyślałoby o tym weekendzie rodzeństwo R. J. a?
Blisko współpracowała z jego bratem Matthew. Czy w poniedziałek zdoła
spojrzeć mu w oczy? A jego matka? Czy uzna, że romans z asystentką mu nie
przystoi?
Oczywiście Elizabeth Kincaid miała w tej chwili większe problemy.
Częściowo zawdzięczała je informacji, którą Brooke przekazała policji. Musi
to z siebie wyrzucić. Może właśnie nadeszła pora? Mogłaby mimochodem
wspomnieć, że widziała jego matkę w budynku, a potem... Nie. Lepiej
powiedzieć, że policja ją przesłuchiwała, a ona...
Cieszę się, że ze mną jesteś. Głos R. J. a przerwał jej gorączkowe
rozważania. Wzięła od niego kieliszek i od razu wypiła łyk wina. Chwila na
wyznania minęła. Zapanował romantyczny nastrój i jej słowa mogłyby
wszystko zepsuć.
Już od jakiegoś czasu chciałem tu przyjechać, ale nie wiedziałem, jak
będę się czuł.
I jak się czujesz? Brooke stłumiła wyrzuty sumienia. R. J. chce
spędzić spokojny weekend. Lepiej wyznać mu prawdę po powrocie do
codzienności w Charleston.
47
R
L
T
Jest tak pięknie jak zawsze, idealna ucieczka od rzeczywistości.
Potrafisz uciec od rzeczywistości?
Jasne. Uśmiechnął się. Odkładasz ją do szuflady.
Trzeciej od dołu?
Może tej, może innej. Może więcej niż jednej. Uniósł brwi. Potem
ją zamykasz na klucz i na jakiś czas go gubisz.
Tak nie mówi R. J., którego znam.
Może próbuję się zmienić.
Chyba nie powinieneś się zmieniać zaprotestowała szczerze, a
potem zastanowiła się, czy za wiele nie zdradziła.
Jesteś otwarty, mierzysz się z problemami, gdy się pojawiają, i nie
owijasz w bawełnę.
A ty nieraz byłaś ofiarą mojej otwartości.
Wolę wiedzieć, co myślisz, niż zgadywać.
Mam to po tacie. Jego twarz spoważniała. Tak przynajmniej
sądziłem. Mówił, co myślał, a ja mu wierzyłem. Teraz widzę, że powinienem
wychwycić to, czego nie powiedział. Może nikogo nie da się do końca
poznać.
Pewnie masz rację, ale większość ludzi nie ma takich tajemnic, więc
trudno to przewidzieć. Co powiedzieć, by nie przekroczyć dopuszczalnych
granic?
Mama znała tajemnicę ojca i też milczała.
Chciała was ochronić.
A tymczasem niechcący sama się wrobiła w rolę zabójczym.
Potrząsnął głową i wypił łyk wina. Nie ma sprawiedliwości na tym świecie.
Brooke z przykrością słuchała jego gorzkich słów. Zwykle R. J. był
bardzo pozytywnie nastawiony do życia.
48
R
L
T
Przyjdzie sprawiedliwość, ale to trochę potrwa.
Chciałbym ci wierzyć. O jakiej mówimy tu sprawiedliwości, kiedy
Kincaid Group, której poświęciłem całe zawodowe życie, jest teraz w
czterdziestu pięciu procentach własnością przyrodniego brata, o którego
istnieniu nie wiedziałem? Jego wzrok był zimny. Który gardzi moją ro-
dziną i firmą, którą dostał.
Brooke odstawiła kieliszek na wyspę.
To wszystko trudno pojąć. Jak ojciec mógł być tak okrutny, by
zabrać R. J. owi firmę, która mu się należała?
Wiesz co? rzekł ze złością. Chcę zobaczyć, co jest w tej
szufladzie. Może dzięki temu zrozumiem, czemu ojciec przestał mnie uważać
za dziedzica. Gwałtownie wysunął trzecią szufladę od dołu w kuchennej
wyspie. Serwetki i kółka do serwetek. Widzisz w tym jakiś sens?
Brooke chętnie by się zaśmiała, ale to nie było zabawne.
Czy tata miał tu biurko?
Tak, w gabinecie. Ruszył przed siebie, a Brooke zerknęła na
kuchenkę i zobaczyła, że żeberka dopieką się za pięć minut. Zawsze wierna i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]