[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Lina już się kooczyła, kiedy Valeria natrafiła stopą na ogromny zakrzywiony korzeo wystający ze
ściany naprzeciw wejścia do tunelu. Wtedy światło z tunelu przesłoniła głowa i masywne barki
Conana. Zobaczyła, że w wejściu do korytarza piętrzy się kupa obsypanej ziemi i zrozumiała, czego się
obawiał.
Cisza była tak miła jej uszom jak nigdy od czasów, kiedy zarabiała na życie kradnąc sakiewki. Nawet
odległy świst spadającej liny, którą zwolniła rozluzniając ruchomy węzeł, uderzył ją w uszy jak grzmot.
Koniec liny przeleciał koło niej i pomknął w dół. Mocno chwyciwszy jej drugi koniec, zaczęła ją zwijad.
Ciągnęła energicznie, ale lina nagle się naprężyła. Pewnie zaczepiła o jakiś korzeo, pomyślała. Wtedy
coś zaczęło szarpad linę. Coś żywego gdzieś w głębi szybu. Mogła się założyd, że nie było to
stworzenie tak niewinne jak krokodyl.
Valeria wolałaby zmierzyd się z tuzinem krokodyli niż z tą istotą, która byd może teraz wspinała się z
głębin. Nie pozwoliła, aby ręce czy głos zadrżały jej, zdradzając strach. Rzuciła swój koniec liny na
drugą stronę szybu, zobaczyła, że Conan chwycił ją pewnie, i zaczęła z całej siły otrząsad z drugiego
kooca liny to, co ją trzymało.
Przez najdłuższą w życiu chwilę Valeria czekała, co się stanie najpierw  pęknie lina czy to coś w
dole ją wypuści. Nagle lina wystrzeliła w górę jak latająca ryba. Valeria pospiesznie chwyciła jej wolny
koniec i obwiązała sobie wokół pasa. Linę pokrywała cuchnąca maz. Z dołu dało się słyszed
bulgotanie, jakby ktoś usiłował krzyczed dławiąc się jednocześnie winem. Głos dochodził z bliska, a
ona będzie musiała przeskoczyd szyb. Z korzenia nie mogła się dobrze odbid.
 Conanie!  zawołała.
 Słyszałem. Skacz!
Conan zebrał nadmiar liny, tak by się dobrze napięła. Jeśli Valerii nie uda się przeskoczyd, nie
spadnie głęboko.
Skuliła się, napięła mięśnie i mocno przycisnęła ręce do ściany. Kilka grudek ziemi spadło w
przepaśd, bulgot wzmógł się.
Wzięła najgłębszy w życiu wdech, jakby porządna porcja tlenu w płucach mogła pozwolid jej unieśd
się w powietrzu i przelecied nad otchłanią, i skoczyła.
Leciała jedynie przez krótką chwilę, ale to wystarczyło, by istota z dołu zdążyła jej dotknąd.
Dotknięcie było lekkie jak muśnięcie kociego ogona, lecz paliło jak rozgrzane żelazo.
Kiedy już była po drugiej stronie, wdrapała się na osypaną ziemię. Odbijając się echem od ścian
szybu i korytarza, goniło ją wycie drapieżnika, któremu umknęła ofiara. Coraz więcej ziemi osypywało
się ze ścian i sklepienia. Conan chwycił Valerię za rękę i włosy, i przeciągnął za usypany kopiec ziemi.
Po drodze jej przepaska o coś się zaczepiła. Kiedy stoczyła się do nóg Conana, była całkiem naga, nie
licząc broni i butów. On nie zwrócił na to uwagi, podnosząc ją.
 Możesz chodzid?
 MogÄ™ nawet biec, byle uciec przed tym& czymÅ›!
Wycie nie cichło, a Valeria usłyszała nagle drugi dziki krzyk. Zciany szybu zadrżały. Ogromne grudy
ziemi wielkości człowieka poleciały w dół. Rozległ się okropny plusk, kiedy spadały na dno.
Po chwili sklepienie tunelu również zaczęło drżed. Ani Cymeryjczyk, ani Aquilonka nie potrzebowali
żadnych innych znaków. Zerwali się i pobiegli w głąb tunelu, zwalniając dopiero wtedy, kiedy poczuli
pod stopami kamienie.
Za ich plecami rozległo się dudnienie osypujących się wielkich mas ziemi.
Od strony wejścia do tunelu  a raczej miejsca, gdzie niegdyś było wejście  niósł się nieprzyjemny
zapach. Nie wiedzieli, czy zapadł się cały szyb, ale i tak drogę powrotną tarasowała góra zbitej ziemi;
nie mieli żadnych możliwości, żeby się przez nią przekopad.
Valeria nie miała najmniejszej ochoty wracad na powierzchnię przez szyb, jeśli jego mieszkaocy
czyhali tam na nią, w dodatku głodni. Ziemia, która się na nich osypała, mogła nie uczynid im większej
szkody. Niewykluczone zresztą, że stwory z szybu umieją wydrążyd kanał przez zasypany tunel& albo
mają kuzynów po tej stronie.
By uchronid się przed pierwszą możliwością, najlepiej było czym prędzej uciekad. Przed drugą
chronid ich musiał bystry wzrok i stal, i może jeszcze jedna czy dwie modlitwy, jeśli jakiś bóg usłyszy
ich z tej głębi.
Wskazała ręką dalszą częśd tunelu. Conan skinął głową i ruszył za nią. Na razie z tyłu groziło większe
niebezpieczeostwo. Valeria była tego pewna. Pogodziła się też z tym, że oczy Conana troskliwie
badają całe jej ciało, szukając ran.
Nie było ceny, jakiej nie zapłaciłaby teraz za gorącą kąpiel!
Conan trzymał się z tyłu, aż natrafili na rozwidlenie korytarzy. Nie było słychad pogoni ani
jakichkolwiek odgłosów życia. Tunel nie był tworem naturalnym, wskazywały na to ślady bardzo
starych narzędzi na ścianach oraz rdzawe płytki, może z brązu lub żelaza.
Na rozstajach Conan obejrzał kostkę Valerii. Widniał na niej brzydki, ciemny ślad, jak paskudne
oparzenie. Ale ból już przechodził i mogła iśd o własnych siłach. Tak jak poranione żebra Conana, nie
powinno to mied wpływu na umiejętności władania bronią& albo na tempo ucieczki.
 Teraz założysz moją koszulę  polecił Conan.  W twoim przyodziewku możesz wprawdzie byd
ozdobą królewskiego pałacu, ale nie przypuszczam, żebyśmy tu znalezli wiele pałaców. Raczej lochy i
kości tych, których w nich trzymano.
 Nie musisz mnie pocieszad, kozi synu.
 Ho, ho! Widzę, że odzyskałaś humor. Pewnie dlatego nie chcesz się ubrad, że taka goła jesteś
uzbrojona podwójnie: w broo i w kobiecośd.
 Dawaj tę koszulę  syknęła, a potem roześmiała się na cały głos, aż echo poszło po tunelu. Gdy
ucichło, wyrwała Cymeryjczykowi koszulę.
Sięgała jej do pół uda. Conan odciął rękawy i obwiązał nimi jej stopy, żeby osłonid bąble, zanim
skóra nie stwardnieje w marszu. Tak ubraną, z włosami rozczochranymi tak, że żaden ptak nie
chciałby uwid w nich gniazda, z butami dyndającymi na rzemieniach na szyi, wyrzucono by ją z
najtaoszej tawerny na wybrzeżu. Chod może by się nie odważyli  z powodu miecza i sterczących zza [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • policzgwiazdy.htw.pl