[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ostrze w twarde, zaschnięte błoto, zagrzebując je głęboko, a\ po rękojeść. Usłucham twych
słów, Y Taba, Przewodniku Duchowy.
Ogromny Ganak ruszył w stronę pagórka i tłum rozstąpił się przed nim. Jesteś młody,
Ngomba, i słabo znasz legendę o Kulundze. Nawet Jukona być mo\e zapomniał wiele z tego
co wiemy o wybrańcu Muhingo. Wyciągnął dłoń w stronę młodego wojownika.
Ngomba, zejdz na dół, bym mógł podzielić się opowieścią ze wszystkimi.
Y Taba poczekał a\ młodzieniec dołączy do reszty słuchaczy, po czym powoli wgramolił
się na pagórek. Z wprawą doświadczonego mówcy spojrzał na zebranych. Głębokim głosem
wypowiadał słowa które całkowicie pochłonęły uwagę zgromadzenia. W minionych
wiekach, nasi przodkowie walczyli między sobą, gdy wódz ich stracił \ycie. Wielu
wojowników zginęło, gdy\ kłócili się o wybór wodza i \aden z kolejno wybieranych nie
odpowiadał ogółowi. Ucichł, zamknął oczy, jakby chciał uczcić pamięć tych, którzy w
zamierzchłej przeszłości oddali \ycie. Wówczas Muhingo, Bóg Wojny, który przyjmuje
poległych w swych chmurnych krainach, zstąpił do Ganaku. I zapłakał, bowiem bracia
mordowali braci, a siostry mordowały siostry, i krwawe łzy Muhingo spadły na ziemię, przez
co teraz nasza gleba jest czerwona. Potem Bóg Wojny polecił Y Tabie sprowadzić wszystkich
ocalałych Ganaków na plac zebrań gdzie się dziś zgromadziliśmy. Lecz serce Y Taby
przepełniło się bólem, bo znalazł tylko jednego \ywego wojownika, mądrego mę\czyznę o
imieniu Kulunga. Większość z naszych została wybita. Jedynie bardzo młodzi i bardzo starzy
prze\yli tę głupią wojnę. Muhingo zapytał Kulungę, czemu nie walczył ze swymi braćmi.
Mądry wojownik odrzekł: Nasi skrzydlaci wrogowie zbli\ają się, Władco Wojny, Muhingo.
Widzę jak nadciągają z daleka i jeśli będziemy bić się między sobą, na pewno zgładzą nas .
Ludzie zobaczyli, \e mówi prawdę, bo horda Kezatij zamajaczył na nieboskłonie. Zadr\eli w
obliczu pewnej śmierci, niesionej na skrzydłach dzieci zła. Zaczęli błagać Muhingo o litość i
prosić, by ich obronił. I odrzekł im: Muhingo nie mo\e uratować was przed dziećmi złego
brata Ezata. Zgubiło was wasze szaleństwo& chyba \e Kulunga jest w stanie powstrzymać
mordercze bestie. Twoje serce jest czyste, Kulunga. Czy staniesz przeciw nim? Kulunga
przyjął wyzwanie i Muhingo ucieszył się. Z kamienia, w którym zamieszkiwały dziwne
duchy, zrobił potę\ną broń: atnalagę. Wręczył ją Kulundze, który stanął samotnie do walki z
Kezatjami. Tego wielkiego dnia, jeden człowiek uratował całe plemię, jako \e nasi wrogowie
nie mogli oprzeć się atnaladze. Tak Kulunga został wodzem wojowników. Zanim odszedł na
mroczne lądy, w mądrości swojej dał nam obyczaj zwany Ghanuta, dzięki któremu
wybieramy teraz naszych wodzów. Muhingo zabrał Kulungę i atnalagę. Przyrzekł Y Tabie, \e
jeśli Ganakowie znów będą zagro\eni przez Kezatje, Kulunga wybierze jednego wojownika i
Strona 31
Moore Sean U - Conan i klÄ…twa szamana
przeka\e mu atnalagÄ™.
Y Taba uśmiechnął się. To jeszcze nie dzisiaj, gdy\ Jukona i nasi wojownicy
zwycię\yli dzieci Ezata. A to uniósł ostrze ku niebu nie jest zrobione jak broń opisana
w naszych legendach. Jest zbyt prosta, choć barwa i sposób u\ywania są podobne. To nie jest
atnalaga. Musimy odszukać njeni i& nagłe poruszenie przerwało przemowę Y Taby.
Udekorowany muszlami starzec odwrócił się, by zobaczyć co się dzieje. Z pobliskich zarośli
wybiegła grupka ganackich kobiet.
Choć nie tak wysokie, jak wojownicy, kobiety wyglądały na bardzo waleczne. Ich mięśnie
były mocno rozbudowane, ich bieg miał lekkość biegu gazeli. Zaostrzone, du\e muszle,
przywodzące na myśl no\e, trzymały zatknięte za przepaski z wę\owej skóry. Ka\da niosła
te\ zakończoną ostrym kawałkiem muszli, włócznię. Wszystkie miały długie włosy opadające
na ramiona tylko z lewej strony głowy. Pot lśnił na ich nagich, jędrnych piersiach. Kolorowe
spirale wymalowane w odcieniach \ółci i zieleni pokrywały niemal całkowicie ich
delikatną skórę.
Jedna z kobiet miała na sobie naszyjnik, podobny do naszyjnika Jukony. Na ciasno
związanym włosiu umocowane były opalizujące muszle, rozdzielane miejscami przez kły
wę\a. Ta kobieta odró\niała się od pozostałych, była ni\sza i drobniejsza, za to bardziej
muskularna. Wszyscy ludzie z tego plemienia mieli ciemne oczy, ale oczy Sajary były koloru
morza i skrzyły się niczym drogocenne kamienie. Jej twarz była tak doskonała, \e wyglądała
na tle innych kobiet, jak egzotyczna orchidea pośród traw.
Zbli\yła się do starego Ganaka stojącego na pagórku. Patrzył na nią z lekkim
zaniepokojeniem, ręce oparł na biodrach.
Wybacz, Y Taba, Przewodniku Duchowy rozpoczęła, nieco zasapana po biegu.
To chyba pilne wieści, Sajaro? Jego chłodny ton krył w sobie reprymendę za
nieusprawiedliwione zamieszanie.
W Ganaku jest obcy wyjawiła. Nie jest Ganakiem. Niski i jasnoskóry, o oczach
tak błękitnych, jak morze i włosach tu i tu& dotknęła dłonią boków, przodu i tyłu swojej
łysej głowy.
Mę\czyzna? zapytał Y Taba.
Uśmiechnęła się, a pozostałe kobiety zachichotały.
Tak, ale bez \adnych znaków mówiących coś o jego pochodzeniu. Jej usta z
uśmiechu szybko zmieniły się w grymas smutku. Widziałyśmy, jak wchodzi do Krainy
Zmierci!
Y Taba znieruchomiał i szeroko otworzył oczy. Ganacy wstrzymali oddech. Zrobiło się
poruszenie wśród starszyzny. Więc jest zgubiony. Ngomba, czy widzisz teraz, jakie zło
wyrządziłeś? Krew naszego przyjaciela jest na twych rękach. Jukona, do ciebie jako wodza
wojowników, nale\ało nie dopuścić do tego.
Jukona zwiesił głowę. Ale, Przewodniku Duchowy, pokazałem przybyszowi drogę i
rozrzuciłem muszle, tak by się nie zgubił& przerwał, napotykając lodowate spojrzenie
Y Taby. Przewodniku, przeklinam swą bezmyślność, lecz mo\e on jeszcze \yje. Jest
wyjątkowo silny, jak na kogoś takiej postury. Niech Kraina Zmierci wezmie moje \ycie, jeśli
bogowie \yczą sobie tego. Pójdę tam, by odszukać wojownika, który walczył razem ze mną
na wybrze\u kości. Wielki ganacki wojownik zamknął dłonie w pięści i skrzy\ował ręce
na piersi. Ukłoniwszy się lekko, począł odsuwać się od Y Taby.
Ngomba jedynie zachmurzył się i zacisnął mocno wargi. Sajara spoglądała na mę\czyzn
zmieszana, a w oczach widać było pytanie.
Y Taba nie zwracał na nią uwagi. Jukona, wodzu wojowników, twą bezmyślność
mo\na wybaczyć, bo twoje serce jest szczere. Niech Muhingo prowadzi cię i przywiedzie z
powrotem z Krainy Zmierci. Ale, Ngomba spojrzał na zasępionego młodzieńca, który
wcale nie unikał jego wzroku. Ngomba, co zrobię z tobą? Jesteś olbrzymim, zdrowym
drzewem, które rodzi gorzkie owoce. Poczuliśmy wyraznie dość ich smak, a teraz je
wyplujemy. Odejdz! Zabierz jakąś łódz i opuść Ganaku. Niechaj Ataba, który potrafi wejrzeć
w ludzkie serca, osądzi cię w swym miłosierdziu, gdy się spotkacie.
Y Taba westchnął i odwrócił się od młodego wojownika. Wszyscy ze starszyzny, nawet ci
z wymalowanymi trójkątnymi symbolami, powstali z ławek i równie\ odwrócili się od
Ngomby. Ganakowie patrzyli na wyrzutka, niektórzy chłodno, inni ze współczuciem. Twarz
Ngomby była z kamienia. Bez słowa, jak w transie, odsunął się od reszty wojowników i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]