[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przeniknęła daleko w głąb ciała.
Z tyłu za nim dobiegło wołanie Elashi:
— Spójrz w głąb korytarza, Conanie!
Conan skoczył na obracającego się kapłana i finezyjnym cięciem rozpłatał mu brzuch.
Kiedy Bezoki runął, utrudniając na chwilę działanie swoim braciom, Conan wykorzystał tę
okazję, by zerknąć na drugi koniec korytarza.
Na Croma! W ich stronę zmierzali następni nieumarli. Mieli tylko kilka chwil, zanim
napastnicy zmiażdżą ich swą masą.
— Drzwi! — ryknął Conan.
Przeskoczył nad powalonym kapłanem, ciął żywego trupa odrąbując mu dłoń i odwrócił
się w stronę drzwi.
Naturalnie zamknięte.
Elashi zdołała przebić mieczem swojego przeciwnika. Natychmiast pośpieszyła z pomocą
Conanowi, który walczył z dwoma ostatnimi kapłanami.
Nieumarli byli coraz bliżej.
Conan dał susa na drugą stronę korytarza, cięciem na odlew wypruł wnętrzności kolejnemu
Bezokiemu, po czym uderzył całym ciałem na zamknięte odrzwia.
Mechanizm zamka nie był dość mocny, by wytrzymać impet atakującego z pełną siłą
cymmeriańskiego olbrzyma. Metal zazgrzytał i ustąpił, drzwi z trzaskiem otwarły się na
oścież, a Conan natychmiast przeskoczył przez próg. Elashi była tuż za nim. Zanim
znajdujący się najbliżej żywy trup zdążył dotrzeć do drzwi, Conan zatrzasnął je i przytrzymał.
— Jest tutaj! — zawołała Elashi.
Mięśnie ramion i barków Conana zadrgały, gdy nieumarli zaczęli dobijać się do drzwi.
— Dobrze. Zabierz go! — krzyknął opierając się z całych sił. — Szybko!
Conan obejrzał się przez ramię i ujrzał Elashi podbiegającą do kryształowego stożka.
Zawahała się z dłonią nad talizmanem.
— To świeci — powiedziała.
— Jak dla mnie może nawet śpiewać i tańczyć. Zdejmij go stamtąd!
Zdjęła talizman ze szczytu ściętego stożka.
— Mam go — oznajmiła.
— Dobrze. Stań przy drzwiach. Z tej strony.
Podeszła, by wypełnić polecenie.
— Przygotuj się — rozkazał i odskoczył od drzwi stając przez Elashi.
Drzwi otwarły się z trzaskiem i do komnaty wpadły cztery żywe trupy. Conan podstawił
im nogę, schwycił Elashi i wyskoczył ponad leżącymi na posadzce ciałami na korytarz.
Tłoczyło się w nim około pięćdziesięciu nieumarłych.
Trudno, spotkam się z Cromem z dłońmi ociekającymi ich krwią, pomyślał Conan. Uniósł
oręż do ciosu.
— Stój! — zawołała Elashi.
Spojrzał na nią. Trzymała przed sobą talizman, z którego wnętrza płynęła silna, zielonkawa
poświata.
Żywe trupy zaczęły się wycofywać przerażone.
Elashi skoczyła naprzód i dotknęła talizmanem jednego z nich. Nieumarły upadł i zaczął
się kurczyć jak wrzucony do ognia liść.
— Ona jest nosicielką Prawdziwej Śmierci! — zawołał ktoś. W tej samej chwili połowa
oddziału nieumarłych odwróciła się i rzuciła do ucieczki. Inni zbliżyli się do Conana i Elashi,
ale nie wydawali się już groźni. Uśmiechali się sztywno.
— Ja — rzekł jeden z nich — dotknij mnie pierwszego!
— A potem mnie! — powiedział drugi. — Bądź błogosławiona.
Conan wydawał się zbity z tropu.
— Oni chcą umrzeć — wyszeptała Elashi. — Dotknięcie talizmanu uwolni ich i powrócą
do Szarych Krain.
Conan pokiwał głową.
— Dotknij ich. A potem znajdziemy Nega i ja go dotknę, ale tym. — Cymmerianin
potrząsnął mieczem.
Otoczona mała wioska oczekiwała na zagładę. Wieśniacy słyszeli o marszu żywych
trupów, tysiącach nieumarłych, którzy zabijali wszystkich na swojej drodze, i wiedzieli, że
nie było dla nich nadziei.
Kiedy jednak zabójcy zbliżyli się do osady, wydarzyło się coś dziwnego. Wszyscy
nieumarli stanęli. Znieruchomieli, wpatrując się w jakiś odległy punkt w przestrzeni.
Wieśniacy mówili później, ze wyglądało to, jakby w jednej chwili utracili cały zapał i chęć
do działania.
Neg pałał z wściekłości.
— Talizman! Ktoś go zabrał! Moja moc słabnie! — wrzeszczał.
Tuanne znajdująca się wciąż w jego mocy uśmiechnęła się. Nekromanta miał władzę nad
nią i wieloma innymi nieumarłymi w całym zamczysku, ale poza fortecą moc magii
stanowiąca potęgę Nega zaczęła gwałtownie zanikać.
Nekromanta odwrócił się do Tuanne.
— To sprawka twojego barbarzyńcy! — wrzasnął.
— Mam nadzieję — odparła.
— Suko! Będziesz się za to wiła w najokropniejszych męczarniach! — wymierzył w jej
stronę wyprężony palec, ale Tuanne tym razem nie poczuła palącego bólu. Wciąż się
uśmiechała.
— Zajmę się tobą później! — nekromanta odwrócił się na pięcie i pośpiesznie opuścił
komnatę.
Roztwór soli, którym skropiła Skeera Elashi, musiał być słaby albo użyła go zbyt mało.
Nieumarły odzyskał władzę w kończynach dużo szybciej, niż się spodziewał. Wstał, a jego
pajęczyce wycofały się pod ścianę. Westchnął. Był pewien, że Neg wymyśli dlań srogą karę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]