[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przyczepiona kryształowa pieczęć.
I wtedy ne-el uśmiechnie się i, nie przestając się śmiać, ugryzie w pośladek swoją córkę...
4
Zawsze kochał osoby, które pozwalały się zaskakiwać. Nic go tak nie mierziło jak czyjeś
dające się przewidzieć zachowanie. Pies i drzewo. Małpa i banan. Natomiast pająk i pajęczyna
zawsze były niepowtarzalne... Tamto było jak muzyka z gotowego repertuaru. Jakaś Cyganeria
czy Tra-viata, które się wystawia na scenie, bo publiczność bardzo je lubi, choć nie uważa ich
za utwory jedyne w swoim rodzaju, niezastÄ…pione... czy zaskakujÄ…ce. SÅ‚ynne powiedzenie
Cocteau zaskocz mnie było dla niego zwyczajną boutade, kapryśnym żartem. Chodzi o
pewien Å‚ad estetyczny. Niech siÄ™ podniesie kurtyna nad mansardÄ… Rudolfa albo nad salonem
Violetty i ujrzymy ich po raz pierwszy.
Jeżeli coś takiego się nie zdarzało, opera go nie obchodziła i przyłączał się do legionu
potwarców i niszczycieli tego gatunku: opera jest jak niedonoszony płód, podrobiony towar,
który nie ma w sobie nic z produktu naturalnego; jest ona, w najlepszym razie, chimerycznym
połączeniem poezji z muzyką, mieszaniną, w której poeta i kompozytor torturują się
nawzajem.
Prezentując Potępienie Fausta, zawsze górował nad innymi. Choćby w nieskończoność je
powtarzał, dzieło to zaskakiwało i jego, i muzyków z orkiestry, i publiczność. Berlioz posiadał
niewyczerpaną umiejętność zadziwiania słuchaczy. Nie dlatego, żeby kantata była
interpretowana za każdym razem przez inny zespół - tak bywało przy wszystkich dziełach
muzycznych - ale ponieważ ona sama, ta opera Berlioza, była zawsze wystawiana po raz
p i e r w s z y . Poprzednie wystawienia nie liczyły się. A raczej należałoby powiedzieć: rodziły
się i zaraz umierały. Następny raz był zawsze pierwszym. Dzieło dzwigało swoją przeszłość. A
może za każdym razem miało swoją ukrytą przeszłość?
Tej tajemnicy on nie chciał wyjawiać; przestałoby nią być. Kształt artystyczny, jaki chciał
nadać interpretacji Fausta, to sekret dyrygenta; on sam go nie znał. Gdyby Faust był powieścią
kryminalną, w finale nie dowiedziano by się, kto zabił. Nie było majordomusa-złoczyńcy.
Być może to właśnie było powodem, że tego ranka znalazł się przed drzwiami Inez. Nie
przyszedł z niewinnymi zamiarami. Wiedział o niej sporo. Zamieniła swoje prawdziwe
nazwisko na teatralny pseudonim. To już nie była Inez Rosenzweig, tylko Inez Prada, nazwisko
lepiej brzmiące niż harmonizujące z osobą, bardziej latynoskie i, przede wszystkim, łatwiejsze
do umieszczenia i przeczytania na drzwiach:
INEZ PRADA
Jako londyńska uczennica szkoły muzycznej, mając dziewięć lat, po mistrzowsku
opanowała sztukę bel canta. On słuchał kiedyś jej nagrań; teraz dawne kruche płyty 78-
obrotowe zastąpiono nowymi, na 33 i 1/3 obrotu na minutę (na co on nie zwracał uwagi, bo
obiecał sobie, że żaden jego występ nie będzie nigdy zapuszkowany ), i zgadzał się, że sława,
jaką cieszy się Inez Prada, jest zasłużona. Jej Traviata, na przykład, zawierała dwa nowe
elementy, jeden teatralny, drugi muzyczny, ale oba wynikające z jej biografii, gdyż nadała
postaci z opery Verdiego rozmiar wzbogacający dzieło, a ponadto uczyniła je niepowtarzalnym,
bo nawet ona nie mogłaby więcej niż jeden raz odegrać wzniosłej sceny śmierci Violetty Valery.
Zamiast podnieść głos, aby odejść z tego świata z chlubnym górnym c , Inez Prada
powoli ściszała śpiew (E strano / Cessarono / Gli spasmi del dolore), przechodząc od młodości,
zuchwałej, ale już zrujnowanej, do nastroju erotycznego uniesienia, a następnie od rozpaczy i
poświęcenia do niemal religijnej pokory w scenie agonii; w tej to scenie wspominała ważne
momenty swego życia, które kończyło się nie śmiercią, lecz starością. Głos Inez Prada,
śpiewającej finał Traviaty, był głosem chorej staruszki, która na chwilę przed śmiercią
opowiada o swym życiu, podsumowuje je i przeskakuje do okresu, którego nie dał jej los: do
starości. Dwudziestoletnia kobieta umiera jako staruszka. Przeżywa lata, których jej zabrakło z
powodu przedwczesnej śmierci.
In me rinasce - m 'agita
Insolito vigore
Ah! Ma io ritorno a vivere...
Było to tak, jakby Inez Prada, nie zdradzając Verdiego, przypomniała sobie makabryczny
początek powieści Dumasa-syna i scenę, w której Armand Duval wraca do Paryża i udaje się
do domu Małgorzaty Gautier, gdzie odbywa się licytacja mebli i gdzie czeka go tragiczna
wiadomość: ona nie żyje. Armand idzie na cmentarz Pere-Lachaise, przekupuje stróża, biegnie
na grób Małgorzaty, zmarłej kilka tygodni temu, rozbija kłódki, otwiera trumnę i znajduje
szczątki swej młodej, ślicznej kochanki w stanie rozkładu: zielonkawa twarz, otwarte usta pełne
robactwa, puste oczodoły, czarne włosy, tłuste, czymś usmarowane, na zapadniętych skroniach.
%7ływy mężczyzna rzuca się w porywie namiętności na ciało martwej kobiety. Oh, gioia!
Inez Prada zapowiadała początek tej opowieści, gdy śpiewała w finale. Jej talent aktorski i
muzyczny objawił się w całej pełni w postaci Mimi, wyzutej z sentymentalizmu, nieznośnej w
swym przywiązaniu do kochanka, któremu zabraniała pisać, kobiety rozwiązłej, zachłannej i
żądnej szacunku; jako Gilda, wstydząca się swego ojca błazna, nastręczona bezwstydnie
Księciu, który go zatrudnia, delektuje się, z okrutną rozkoszą, zasłużonym cierpieniem nie-
szczęsnego Rigoletta... Przeinaczenie wymowy dzieła? Niewątpliwie. I za to bardzo ją
krytykowano. Ale jej herezja, powtarzał sobie zawsze Gabriel Atlan-Ferrara, kiedy słuchał jej
śpiewu, zwracała temu nadużywanemu słowu jego pierwotne łacińskie znaczenie,
HAERETICUS: ten, który wybiera .
Podziwiał ją w Mediolanie, w Paryżu i w Buenos Aires. Nigdy nie podszedł do niej, żeby
się przywitać. Ona nigdy się nie dowiedziała, że on słuchał jej głosu i patrzył na nią z daleka.
Teraz oboje wiedzieli, że muszą się spotkać i wspólnie pracować, po raz pierwszy od czasu
tamtych nalotów w 1940 roku w Londynie. Mieli być razem, bo ona o to prosiła. A on wiedział,
jakie profesjonalne przyczyny za tym się kryją. Inez Verdiego i Pucciniego była sopranem
lirycznym. Małgorzata Berlioza była mezzosopranem. W normalnym układzie Inez nie
powinna była śpiewać tej roli. Ale ona nalegała.
- Mój rejestr głosowy nie jest jeszcze do końca wykorzystany ani wypróbowany. Ja wiem,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]