[ Pobierz całość w formacie PDF ]
byłby silnie podejrzewał jakąś mistyfikację w pochwałach, którymi zasypywano mu oczy.
Przy deserze du Chatelet nakłonił rywala do wygłoszenia Ody umierającego Sardanapa-
la , jego ostatniego arcydzieła. Słysząc ten utwór, dyrektor kolegium, mimo iż z natury
flegmatyk począł klaskać w ręce utrzymując, że Jan Baptysta Rousseau20 nigdy nie napisał
nic lepszego. Baron Sykstus du Chatelet pomyślał, że młody wierszokleta zadławi się prę-
dzej czy pózniej w tej cieplarni pochwał i zachwytów lub w upojeniu przedwczesnej sławy
pozwoli sobie na jakaś śmiałość, która go zepchnie z powrotem w dawną nicość. Oczeku-
jąc na rychły zgon tego geniusza, dożył, na pozór z całym wyrzeczeniem się, dawne pre-
tensje u stóp pani de Bargeton; jednakże z wytrawnością bywalca ukartował plan i ze stra-
tegiczną bacznością śledził postępy pary kochanków, upatrując chwili, w której będzie
mógł zgubić Lucjana. Od tej pory począł się rozchodzić po Angouleme i okolicy głuchy
szmer, zwiastujący pojawienie się w mieście wielkiego człowieka. Powszechnie chwalono
panią de Bargeton za troskliwość, jaką otacza to młode orlę. Raz zdobywszy uznanie swe-
go postępowania, pani de Bargeton zapragnęła uzyskać generalną sankcję. Obębniła w ca-
łym departamencie proszony wieczór z lodami, ciastkami i herbatą, wielką nowość w mie-
ście, w którym herbatę sprzedawano jeszcze w aptekach jako kordiał przeciw niestrawno-
ści. Zaproszono kwiat arystokracji na wysłuchanie wielkiego dzieła, które miał odczytać
Lucjan.
Luiza zataiła przed młodym przyjacielem trudności, które zwyciężyła, lecz wspomniała
mu w kilku słowach o sprzysiężeniu uknutym przeciw niemu przez towarzystwo . Nie
chciała go zostawić nieświadomym ciernistej drogi otwierającej się przed geniuszami i
najeżonej przeszkodami nie do zwalczenia dla ludzi pospolitych. Pragnęła wyciągnąć dlań
naukę z odniesionego zwycięstwa. Białą ręką ukazała mu sławę okupywaną nieustannym
cierpieniem, mówiła o stosie męczeńskim, przez który trzeba mu się przedrzeć, słowem
przyrządziła swoje najpiękniejsze tartynki i ukwieciła je najpompatyczniejszymi wyra-
żeniami. Była to kopia owej frazeologii, która tak szpeci Korynnę pani de Stael. Luiza
uczuła się tak wielka swą wymową, iż tym więcej pokochała beniaminka, który stał się
zródłem jej natchnienia; poradziła mu odważnie zaprzeć się ojca przybierając szlachetne
miano de Rubempre, bez względu na krzyki, jakie wywoła ta zmiana, którą zresztą król
ulegalizuje. Będąc kuzynką margrabiny d'Espard z domu de Blamont-Chauvry, mającej
ogromne wpływy u dworu, podejmowała się wyjednać tę łaskę. Te słowa król , margra-
bina d'Espard , dwór podziałały na Lucjana niby widok wspaniałego fajerwerku; ko-
nieczność tego chrztu stała się dlań oczywista.
20
(1670-1741) pseudoklasyczny poeta francuski.
32
Drogi mały rzekła Luiza tonem tkliwego zrzędzenia im wcześniej to nastąpi,
tym wcześniej uzyska sankcję.
Przebiegła jedną po drugiej warstwy społeczeństwa, dając poecie policzyć wszystkie
stopnie, które przeskakuje od razu dzięki tej zręcznej determinacji. W tej jednej chwili
skłoniła Lucjana do zaparcia się gminnych poglądów o urojonej równości z r. 1793, obu-
dziła w nim żądzę wyróżnień, zdławioną dzięki trzezwemu rozsądkowi Dawida, i wskazała
mu wyższe afery jako jedyną widownię, której powinien się trzymać. Zajadły liberał zmie-
nił się w monarchistę m petto21. Lucjan skosztował jabłka arystokratycznego zbytku i sła-
wy. Poprzysiągł przynieść do stóp swej damy wieniec chociażby krwią zbroczony; zdobę-
dzie go za jaką bądz cenę, quibuscumque viis22. Aby dać dowód własnego męstwa, opo-
wiedział obecne niedole, które ukrywał przed Luizą, wiedziony ową nieokreśloną wstydli-
wością związaną z pierwszym uczuciem i wzbraniającą młodemu człowiekowi wyjawić
[ Pobierz całość w formacie PDF ]