[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Twój ojciec też miał zwyczaj nie kończyć zdania powiedział pułkownik.
Pan zna mojego ojca?
Grywaliśmy w szachy. Byłaś małą dziewczynką. Nie pamiętasz mnie.
Od początku, kiedy tu przyjechałam, wydał mi się pan znajomy.
Luiza zamyśliła się. Jak przez mgłę pamiętała pewnego starszego pana, który przychodził do jej
ojca. Wtedy wydawał jej się bardzo stary. Pózniej ojciec go często wspominał& A teraz okazuje się,
że on wcale nie umarł& To wszystko jest takie dziwne. Może te nie leczone zawroty głowy
doprowadziły do&
Co z tymi hamulcami? spytał Marc. Jego rzeczowe pytanie sprowadziło Luizę na ziemię.
Nie działają. Trzeba będzie wezwać jakiegoś mechanika.
Z tym będą pewne trudności odezwała się właścicielka pensjonatu. Piątkowa lawina
zerwała kabel telefoniczny.
Myślałam, że takie kable instaluje się pod ziemią.
Zazwyczaj tak, ale jesteśmy pensjonatem na końcu drogi i założenie instalacji podziemnej dla
jednego tylko abonenta było zbyt kosztowne.
To co ja zrobiÄ™?
Spróbuję naprawić te hamulce powiedział Marc i wrócimy do miasta razem.
Chce pan próbować? w głosie cioci Helen wyczuwało się zdziwienie, nawet cień nagany,
co zastanowiło Luizę.
Naprawa trwała długo, ale została uwieńczona sukcesem.
Jutro rano wyruszamy oznajmił Marc. W jego głosie było tyle optymizmu, jakiejś tęsknoty,
jakby chodziło tu o coś znacznie więcej niż tylko powrót do miasta. Nastrój udzielił się Luizie, też
zaczęła myśleć o tej podróży we dwoje& Raptem przypomniała sobie, że będzie to już środa i
ogarnęła ją panika. Co powiedzą w redakcji? Co z nie załatwionym& Dobrze, że Marc będzie
prowadził samochód. Przynajmniej zawrót głowy nie zawróci ich z drogi. Znowu żegnani byli
serdecznie. Zwłaszcza ciocia Helen i pułkownik mieli zatroskane twarze.
Obiad będzie w piekarniku, gdybyście pózno wrócili powiedziała właścicielka pensjonatu.
Luizie wydało się, że nikt nie zauważył absurdalności tego stwierdzenia, sama więc zaprotestowała.
Przecież my tu już nie wrócimy!
Nikt jej nie odpowiedział. Ruszyli.
Znasz drogÄ™?
Jak własną kieszeń.
Długo byłeś w tym pensjonacie?
Wieki.
Dojechali do miejsca, gdzie droga łączyła się z główną szosą.
Wydaje mi się, że powinieneś był skręcić w prawo.
Znam tu każdy kamień zapewnił Marc.
Po pół godziny jazdy okazało się, że przecenił jednak swoją znajomość terenu. Trzeba było
zawrócić. Dojechali do tej samej krzyżówki i pojechali w kierunku proponowanym przez Luizę, ale i
ten okazał się błędny. Droga kończyła się pętlą, na której mogli co najwyżej zawrócić.
Oboje myśleli o tym samym, kiedy znowu dojeżdżali do rozwidlenia dróg. Trzecią możliwością
był powrót do pensjonatu.
To absurd zaoponowała Luiza. Musimy jeszcze raz spróbować.
Chcesz usiąść za kierownicą?
Nie, ale jedz wolno. Musieliśmy przeoczyć jakąś drogę.
Zaczął zapadać wczesny zimowy zmierzch, kiedy wysiedli przed pensjonatem.
Jesteś zziębnięta, kochanie powiedziała ciocia Helen na przywitanie. Usiądz przy
kominku. ZrobiÄ™ ci gorÄ…cej herbaty.
Luiza nie mogła opanować cisnących się do oczu łez.
Nie płacz. My wszyscy próbowaliśmy się stąd wydostać, ale to całkiem niemożliwe.
A dostawcy? Poczta? Przecież ktoś tu musi docierać i odjeżdżać.
Tak by się zdawało&
Dobre. Wez ten notes i przepisz opowiadanie na maszynie. Damy do sobotniego wydania. Czy
są jakieś wiadomości ze szpitala?
Nadal nieprzytomna. Lekarze nie rokujÄ… wielkich nadziei.
Tyle dni pod śniegiem&
Małgorzata Kondas
Na granicy
Która godzina?
Za dwadzieścia dwie pierwsza.
Jeszcze?
Niech pani nie zmienia tematu, panno&
Proszę mi mówić Moniko. Nie przywykłam jeszcze do formy pani .
Jak sobie życzysz. No, więc jak to było?
Naprawdę chce pan, żebym to wszystko opowiedziała?
Tak.
W takim razie muszę zacząć od początku. Chociaż nie bardzo wiem& Chyba zacznę od tamtej
niedzieli. Miałam wtedy dwanaście lat. Rodzice zabrali mnie na spacer nad rzekę. Był bardzo ładny,
wiosenny dzień. Ja wiem, pan myśli, że to, czy dzień był ładny, nie ma tu nic do rzeczy. Może i nie
ma, ale wszystko wydawało mi się wtedy takie proste, łatwe i nagle rodzice oświadczyli, że się
rozwodzą. Od tamtej pory zostałam zupełnie sama. Nie miałam nawet własnego kąta. O! wiem,
można mi zarzucić, że jestem niesprawiedliwa. Właściwie miałam przecież aż dwa pokoje. Pół roku
mieszkałam z matką i jej nowym mężem, drugie pół z ojcem i jego żoną. Wszyscy byli dobrzy. %7łona
ojca przywoziła mi ciuchy z zagranicy, a mąż matki dawał mi ekstra pieniądze. Jedyne, czego nikt dla
mnie nie miał to czasu. W szkole koleżanki zazdrościły mi wszystkiego. Próbowałam zaprzyjaznić
się z jedną z nich. Brała ode mnie różne prezenty, a pózniej dowiedziałam się, że mnie obmawia.
Odsunęłam się od nich wszystkich. Chłopcy w naszej szkole zachowywali się tak dziecinnie, że nie
warto było w ogóle zawracać sobie nimi głowy.
Zawsze lubiłam rysować i kiedy trzeba było zdecydować o kierunku studiów zamarzyła mi się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]