[ Pobierz całość w formacie PDF ]

fantastyczny.
- Cieszę się, że ci się podobał.
- Chciałbym kiedyś zostać reżyserem - powiedziałem. - Reżyserem jak pan.
- Mam nadzieję, że nim będziesz.
- No to do widzenia panu.
Wróciłem pod estradę.
- To był Frank Borzage - poinformowałem Kida Kamma.
- Taa?...
- Wybitny reżyser - wyjaśniłem.
- O - powiedział Kid.
- Doskonale - mówił Rocky. - Czy sędziowie są gotowi? Czy mają już kartki do
notowania okrążeń, Rollo? W porządku, dzieci.
Podeszliśmy na linię startu.
- Dzisiaj nie ryzykujemy - szepnąłem Glorii do ucha. - Nie możemy marudzić.
- Na miejsca, dzieci - zawołał Rocky. - Pielęgniarki i trenerzy, bądzcie gotowi. Chwila
cierpliwości, panie i panowie... Orkiestra, zaczynamy.
Sam wystrzelił z pistoletu.
Wyskoczyliśmy naprzód, przepychając się na drugie miejsce, zaraz za Kidem
Kammem i Jackie Miller. Zajmowali pierwszą pozycję, która zwykle należała do Jamesa i
Ruby Batesów. Na pierwszym zakręcie myślałem o Jamesie i Ruby, o tym, gdzie się teraz
podziewa ją. Bez nich wyścig nie przypominał wyścigu.
Pod koniec pierwszego okrążenia wyprzedzili nas Mack Aston i Bess Cartwright,
wysuwając się na drugie miejsce. Zacząłem przestępować z pięty na palce szybciej niż
kiedykolwiek przedtem. Wiedziałem, że muszę. Wszystkie słabeusze już odpadły. Wszystkie
pozostałe pary były szybkie.
Przez sześć czy siedem okrążeń utrzymywałem się na trzeciej pozycji i publiczność
zaczęła wyć i dopingować nas, żebyśmy wysunęli się do przodu. Bałem się próbować. Szybką
parę można wyminąć tylko na zakręcie, a na to zużywa się mnóstwo energii. Jak dotąd Gloria
świetnie się trzymała i nie chciałem zanadto jej popędzać. Nie martwiłem się, dopóki
wystarczał jej własny napęd.
Po ośmiu minutach zaczęło robić mi się gorąco. Zciągnąłem trykotową koszulkę i
rzuciłem trenerowi. Gloria zrobiła to samo. Większość dziewcząt była już teraz bez koszulek i
publiczność wyła z zachwytu. Pod koszulkami miały jedynie skąpe staniki i kiedy biegły
dokoła parkietu, widać było podrygujące piersi.
Wszystko będzie dobrze, dopóki nas ktoś nie zaatakuje - mówiłem sobie w duchu.
I właśnie w tej chwili nas zaatakowano. Dogonił nas Pedro Ortega z Lillian Bacon,
próbując dostać się na zakręcie na wewnętrzną stronę bieżni. Był to chyba jedyny sposób
wyminięcia jakiejś pary, chociaż wcale nie taki łatwy, jak się wydaje. Należało wysunąć się
co najmniej dwa kroki do przodu na prostej, a potem ostro wziąć zakręt. To właśnie zamierzał
zrobić Pedro. Zderzyli się z nami na zakręcie, Gloria jednak zdołała utrzymać się na nogach i
jakoÅ› jÄ… przeciÄ…gnÄ…Å‚em nie tracÄ…c trzeciego miejsca.
Widownia wstrzymała oddech. Wiedziałem, że ktoś się zatacza. I zaraz dobiegł mnie
łoskot ciała padającego na parkiet. Nie oglądałem się! Z tupotem sunąłem naprzód. Teraz to
była dla mnie nie pierwszyzna. Już na prostej, kiedy mogłem się obejrzeć nie wypadając z
rytmu, zobaczyłem, że w punkcie opatrunkowym leży Mary Hawley, partnerka Vee Lovella.
Doglądały jej pielęgniarki i trenerzy, a lekarz ją osłuchiwał.
- Przepuśćcie solistę na wewnętrzną stronę, dzieci! - krzyknął Rocky.
Przesunąłem się i Vee mnie wyprzedził. Teraz musiał robić dwa okrążenia na nasze
jedno. Mijając punkt opatrunkowy spojrzał w tamtą stronę z udręką. Wiedziałem, że nic go
nie boli; zastanawiał się, kiedy jego partnerka wróci na tor. Zanim wstała i dołączyła do
niego, robił już czwarte okrążenie.
Skinąłem na pielęgniarkę prosząc o wilgotny ręcznik, więc podczas następnego
okrążenia zarzuciła mi go na szyję. Chwyciłem jego koniec zębami.
- Jeszcze cztery minuty - wrzasnÄ…Å‚ Rocky.
Był to dla nas jeden z trudniejszych wyścigów. Kid i Jackie nadawali mordercze
tempo. Wiedziałem, że nic nam nie grozi, dopóki oboje z Glorią się trzymamy, ale nie sposób
było przewidzieć, kiedy partner zasłabnie. Po przekroczeniu pewnego punktu człowiek
poruszał się jak automat, właściwie nie zdając sobie sprawy, że się porusza. W jednej chwili
sunął z maksymalną prędkością, a już w następnej padał. Tego się bałem - że Gloria upadnie.
Zaczynała zwisać na pasie.
Biegnij! - wołałem do niej w myśli, zwalniając odrobinę w nadziei, że jej ulżę. Pedro i
Lillian najwyrazniej na to czekali. Przemknęli obok nas na zakręcie i zajęli trzecie miejsce.
Tuż za mną słyszałem tupot innych biegnących par i wiedziałem, że gromada zawodników
następuje Glorii na pięty. Nie miałem teraz absolutnie żadnej rezerwy czasowej.
Zarzuciłem biodrem. W ten sposób sygnalizowałem Glorii, że ma chwycić za pas
drugą ręką. Zrozumiała i zmieniła rękę na prawą.
Bogu dzięki - powiedziałem sam do siebie. Był to dobry znak: Gloria reagowała.
- Jeszcze minuta - obwieścił Rocky.
W tym momencie dodałem gazu. Kid Kamm i Jackie troszeczkę zwolnili, a za nimi
zwolnili Mack i Bess, Pedro i Lillian. My z Glorią znajdowaliśmy się pomiędzy nimi a całą
resztą. Była to niekorzystna pozycja. Modliłem się, żeby nikomu spośród biegnących za nami
nie starczyło energii na zryw, bo wiedziałem, że pod wpływem najlżejszego szturchnięcia
Gloria zmyli krok i upadnie. A gdyby teraz ktoś upadł...
Resztę sił zużyłem na wysunięcie się do przodu choćby o jeden krok, dalej od
zagrażającego z tyłu niebezpieczeństwa. Kiedy wystrzał obwieścił koniec wyścigu, obróciłem
się, żeby chwycić Glorię. Ale nie zemdlała. Zatoczyła się w moje ramiona, lśniąca od potu, z
trudem chwytajÄ…c oddech.
- Potrzebna wam pielęgniarka? - krzyknął z estrady Rocky.
- Nic jej nie jest - odparłem. - Musi chwilę odpocząć.
Większość dziewcząt wyprowadzono do garderoby, ale chłopcy tłoczyli się dookoła
podium, bo chcieli zobaczyć, kto został zdyskwalifikowany. Sędziowie podali kartki z
zapisem Rollowi i Rocky'emu do sprawdzenia.
- Panie i panowie - oznajmił po paru minutach Rocky. - Oto wyniki najbardziej
sensacyjnego wyścigu, jaki państwo dotychczas widzieli. Pierwsze miejsce: para nr 18, Kid
Kamm i Jackie Miller. Drugie miejsce: Mack Aston i Bess Cartwright. Trzecie miejsce: Pedro
Ortega i Lillian Bacon. Czwarte miejsce: Robert Syverten i Gloria Beatty. To byli zwycięzcy,
a teraz przegrani: parą, która ostatnia przyszła na metę, która zgodnie z regulaminem zostaje
zdyskwalifikowana i wykluczona z maratonu, jest para nr 11, Jere Flint i Vera Rosenfield...
- Oszalałeś! - krzyknął Jere Flint na tyle głośno, że wszyscy na sali go usłyszeli.
- To pomyłka - powiedział podchodząc bliżej do estrady.
- Sam się przekonaj. - Rocky wręczył mu kartki.
- Szkoda, że to nie my - powiedziała Gloria podnosząc głowę. - Szkoda, że nie
odpadłam w wyścigu...
- Ciii - szepnÄ…Å‚em.
- Guzik mnie obchodzi, co jest na tych kartkach, bo jest zle - stwierdził Jere Flint
zwracając je Rocky'emu. - Wiem, że jest zle. Jak, u diabła mogliśmy zostać wyeliminowani,
kiedy nie byliśmy ostatni?
- Potrafisz liczyć okrążenia, kiedy się ścigasz? - zapytał Rocky usiłując zbić z tropu
Jerego. Wiedział przecież, że to niemożliwe.
- Tego nie potrafię - odparł Jere. - Ale wiem, że nie byliśmy w punkcie
opatrunkowym, a Mary była. Wystartowaliśmy przed Vee i Mary i skończyliśmy przed nimi.
- A pan co na to? - zwrócił się Rocky do stojącego opodal mężczyzny. - Pan sędziował
parze nr 11.
- Mylisz się, bracie - zapewnił Jerego mężczyzna. - Obliczałem cię bardzo dokładnie.
- Wielka szkoda, synu - powiedział Socks Donald przeciskając się przez gromadę
sędziów. - Miałeś pecha. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • policzgwiazdy.htw.pl