[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mdły krążek światła latarki, zbliżający się z cieniów, do uszu moich zaś doszło pośpieszne
klekotanie drewnianych trzewików, jakich we Francji używają wieśniacy.
Po chwili mały chłopak z kudłatą czupryną, bez czapki, dobiegł aż do naszej kwatery,
podniósł latarkę i ujrzawszy mnie stojącego w oknie, zawołał zdyszanym głosem:
Nie śpicie?
Co tam?
Prusacy wchodzÄ… do wioski.
Zgaś latarkę i zmykaj rzekłem cicho.
Rozbudziłem Marxa, potem wyszedłem przed sień i zagwizdałem znowu:
Dzieci zbierajcie siÄ™ etc.
Mirza pojawił się natychmiast.
Hop! hop! zawołał.
Niemcy w La Mare!
Weszliśmy prosto w chmielnik, który ciągnął się aż do lasu. Nie potrzebowaliśmy zresztą
odchodzić zbyt daleko. Niemcy bowiem nie mogli nic o nas wiedzieć, usiedliśmy więc
spokojnie wśród liści i poczęliśmy się wsłuchiwać w odgłosy z La Mare. Bitwa już ustała;
łuna zgasła. Z początku w La Mare cicho było i spokojnie, ale potem do uszu naszych doszła
daleka, potem coraz bliższa wrzawa. Wkrótce mogliśmy odróżnić tętent i rżenie koni, dzwięki
mosiężnych trąb, warczenie bębnów. Zagrzmiały wreszcie i pieśni bojowe. Jazda zaśpiewała
32
Wacht am Rhein!, a głosy niosły się daleko wśród ciszy po rosie. Biło od nich jakąś
niewypowiedzianą siłą i dzielnością; czułeś, że to są odgłosy tryumfu, że pułki Cymbrów,
znojne, pokryte jeszcze kurzem bojowym i krwią, upojone radością, święcą tą pieśnią nowe
zwycięstwo.
A tymczasem pierwsze różowe promienie jutrzenki musiały padać jak aureola na ich
wysokie sztandary. Słuchaliśmy w milczeniu. Flegmatyczny Marx pobladł ze złości i szeptał
przez zaciśnięte zęby swoim łamanym językiem: C est pien! nous ferrons! Mirza oddał się
także całkowicie chwili. Zapomniał wówczas zapewne ten szczęśliwiec o wszystkim i żył za
dwóch jednym wrażeniem, w każdym razie więcej wartym niż Hamletowa refleksja.
Był to jednak widocznie tylko przemarsz wojsk, stopniowo wrzawa, tętent i pieśń oddalały
się coraz bardziej, cichły, cichły, mieszały się ze szmerem liści chmielowych, przechodziły
jak gomon, a potem już tylko silniejszy powiew wiatru zawiewał jeszcze pieśnią.
Wreszcie ucichło wszystko.
Przeszli szepnÄ…Å‚ Selim.
Przeszli.
Trzeba i mnie iść. Wy wracajcie do La Mare.
%7łegnaliśmy się długo i serdecznie. Następnie Mirza otarł łzę, zarzucił na ramię karabin,
przekręcił na bok kepi i odszedł zwolna, nucąc:
Tyś szyła chorągiewki!
Potem odwrócił się jeszcze i zasyłał nam znaki pożegnania. W milczeniu wróciliśmy z
Marxem do La Mare.
IV
We trzy dni pózniej, wieczorem, zbliżaliśmy się do obozu. Serce biło mi jak młotem, nie
wiedziałem bowiem, czy jeszcze zastanę Mirzę przy życiu. Przez drogę nauczyłem Marxa, jak
ma się zachować, i powiedziałem mu, co było można. Dzielny ten chłopak, który przywiązał
się do Selima jak brat, pierwszy oświadczył, że jeśli Selim już nie żyje, to on strzeli w łeb La
Rochenoirowi jak psu.
33
Do obozu prowadził nas chłop, który był szpiegiem La Rochenoire a, a jednocześnie
udawał, że jest szpiegiem pruskim, za co od Prusaków brał pieniądze. Zwał się Hugon.
Dla pozbycia się dręczącej mnie niespokojności zacząłem z nim rozmawiać.
Musicie mieć piękne zyski? spytałem.
Hugon zwrócił do mnie swoją zwierzęcą twarz i uśmiechnął się, co czyniło go podobnym
do psa, wyszczerzającego zęby.
Zapłata licha rzekł ale Pan Bóg ześle czasem coś więcej. Spojrzysz leży trupek,
poszukasz talary przy nim są, zegarek jest, pierścioneczek na palcu jest. Inaczej z głodu
przyszłoby umierać.
A! więc obdzieracie trupy?
To i cóż? zmówię za każdego raz wieczny odpoczynek , a jak warto, to i dwa. Inni i
tego nie robią. Pan Bóg miłosierny. Ja Francuzom służę darmo. Corbeau, niech się ziemia pod
nim rozstąpi, kazał mnie powiesić, co prawda służyłem wtedy tylko Prusakom, ale La
Rochenoire kazał mnie odciąć. Odtąd, powiada, będziesz brał od Niemców pieniądze, ale,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]