[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ne. Natomiast ona i Josh muszą przyjąć, że zagraża im realne
niebezpieczeństwo. Pięćdziesiąt procent.
Potrząsnęła głową i wstała. Josh pewnie niezliczoną ilość
razy zagłębił się w takie rozważania. Mogły z łatwością zni-
szczyć to, co oboje jeszcze posiadali. Zrozumiała, dlaczego
Josh tak szaleńczo czerpał życie pełnymi garściami, nie chcąc
- podobnie jak Ben - znać prawdy. W tej chwili Toni sama
niemal żałowała, że zdecydowali się na badania. Może było-
by lepiej zachować wszystko w tajemnicy i wraz z Joshem
cieszyć się każdą sekundą, mając nadzieję, że szczęście nigdy
się nie skończy? Ale już było za pózno, aby się cofnąć. Poza
tym wiadomo, że nie da się żyć złudzeniami.
Josh wrócił do poradni pogodnie uśmiechnięty.
- Przyjmijcie do wiadomości, że jestem psychicznie
zrównoważony - oświadczył. - I proszę w przyszłości mnie
nie szkalować. Wszelkie oszczerstwa będą bezpodstawne.
- Założysz się? - Oliver puścił do niego oko.
- Bardzo cię wymaglowali? - spytała Sophie, jak zwykle
serdeczna.
- Nie gorzej niż w banku, gdy człowiek stara się o poży-
czkę - odparł Josh. - Ale zdałem. Jutro mam badanie krwi.
W pomieszczeniu nagle zapadło milczenie. Toni przesu-
nęła wzrokiem po twarzach Janet, Olivera i Sophie. Wiedzia-
S
R
ła, o czym myślą. Ten wynik może zmienić wszystko. Pozba-
wić nadziei.
- Długo musisz czekać na wynik? - zapytała Janet.
- Nie wiadomo. Jest kolejka, więc w praktyce czasem
trwa to parę tygodni. Oby nie za długo. - Josh ruszył do
drzwi, kończąc w ten sposób krótkie zebranie personelu. - Ta
sytuacja i tak za bardzo wpłynęła na nasze życie. Wracajmy
do pracy.
Za długo. I jednocześnie za krótko. Minął jeden tydzień,
potem drugi. Wywołany oczekiwaniem stres zaczął dawać
o sobie znać. Pewnego popołudnia Toni zostawiła w recepcji
Sandy i poszła do gabinetu Josha, gdy akurat nie było pa-
cjentów.
- Chcę za ciebie wyjść, Josh. Już teraz.
- Zaraz przyjdzie na badanie Tessa Dunlop z czwórką
dzieci. Pózniej Helena Adams z matką. Bóg raczy wie-
dzieć, co starsza pani zmalowała w tym tygodniu, apliku-
jąc sobie leki wedle własnego widzimisię. Na dodatek
muszę zadzwonić do Collinsa i omówić z nim wyniki testu
wysiłkowego.
- Były dobre, prawda?
- Idealne. Pan Collins zapewne zgłosi swój udział w ma-
ratonie i przedtem zechce sprawdzić wydolność płuc. Sama
więc widzisz, że jestem zajęty. Nigdzie nie wcisnę ślubu.
- Josh uśmiechnął się wesoło. - Wybacz, skarbie.
- Wiesz, o co mi chodziło. Pobierzmy się jak najszybciej.
Zanim poznamy wynik.
- Chyba żartujesz.
- Nie. Mówię całkiem poważnie, Josh.
- Dobrze, ja też odpowiem ci poważnie. - Wstał i poło-
żył dłonie na jej ramionach. - Tylko jedno mogłoby mnie
skłonić do poślubienia cię, Toni: negatywny wynik tego testu.
S
R
- Wynik nie zmieni moich uczuć do ciebie, Josh. I dlate-
go chcę, żebyśmy pobrali się już teraz. Zanim się dowiemy.
- Nie - odparł szorstko. - Daj spokój, Toni.
Ale ona zbyt długo tłumiła emocje. Już dłużej nie mogła
udawać pogody ducha, którą tak bardzo starali się zachować.
- Proszę cię, Josh. Nieważne, ile czasu nam zostało. Ko-
cham cię. Pragnę dać ci to poczucie stabilizacji, jaką zapew-
nia tylko małżeństwo.
- Dla mnie jest cholernie ważne, ile czasu nam zostało.
- Patrzył na nią ponuro. - Mówimy o moim życiu.
- O moim też! - zawołała. -Dobrze wiesz, co miałam na
myśli. Chciałam powiedzieć, że to nie wpłynie na decyzję
o ślubie. Nasza przyszłość jest na razie wielką niewiadomą.
- Wkrótce przestanie nią być. - Głos Josha zabrzmiał
głucho.
- Niektórzy ludzie decydują się na związek, nawet wie-
dząc, że ich wspólne życie nie potrwa długo. - Toni pośpiesz-
nie wyrzucała z siebie słowa. - Na przykład Bob i Diane
Granger. Wiedzieli, że on ma raka, kiedy się pobierali. On
już był po pierwszej turze chemioterapii. Ale przeżyli razem
tyle lat i maksymalnie je wykorzystali. Diane powiedziała mi
kiedyś, że ich małżeństwo było czymś wyjątkowym, bo...
- Nie jestem Bobem Grangerem - przerwał jej ostro - nie
mam raka i nie ożenię się z tobą. Kogb byśmy zaprosili?
Olivera i Sophie? Janet? Chciałabyś widzieć w ich oczach
litość? Przeświadczenie, że chwytamy się brzytwy?
- Wcale tak nie jest - odparła z przekonaniem. - Czemu
tego nie rozumiesz?
- Czemu ty nie rozumiesz? - warknął. - Czemu wciąż
nalegasz? Nie jestem gotów do małżeństwa. Może nigdy nie
będę.
Twarz Toni zbielała.
S
R
- Nawet jeśli wynik będzie negatywny?
Odwrócił się plecami i odetchnął głęboko, usiłując nad
sobą zapanować. Gdy znów spojrzał na Toni, w jego oczach
malowała się skrucha, lecz usta były mocno zaciśnięte.
- Może to, że wciąż jesteśmy razem, potęguje stres, Ten
problem wciąż nam towarzyszy i zatruwa każdą chwilę.
- Przepraszam. - Przygryzła wargi, zła na siebie, że zaog-
niła sytuację. %7ładne z nich nie potrzebuje więcej cierpienia.
- Chyba powinienem na parę dni wrócić do siebie.
- Nie! Tak mi przykro, Josh. Już nigdy o tym nie wspo-
mnę. Zapomnijmy, że w ogóle poruszyłam ten temat.
- Trudno o tym zapomnieć. W tej rozmowie oboje za-
nadto lawirujemy, usiłując wielu rzeczy uniknąć. To jest jak
gra. Coś nieprawdziwego.
- Moja miłość do ciebie jest prawdziwa. - Głos jej się
załamał, a pod powiekami zapiekły ją łzy.
- Moja też. - Josh uśmiechnął się tkliwie. - Ale teraz
ranimy się nawzajem. Przyda nam się małe rozstanie.
Toni z trudem przełknęła ślinę.
- Jeśli tego chcesz, Josh.
- Tylko parę dni.
- Dopóki nie dostaniemy wyniku?
- Tak. Dopóki się nie dowiemy.
S
R
ROZDZIAA DZIESITY
- Hej! - Janet pomachała dłonią tuż przed nosem Toni.
-Ktoś tu jest?
- Eee... co? - Toni zamrugała zdumiona.
- Nie słyszałaś ani jednego mojego słowa, prawda?
- Nie. Przepraszam, Jan. Co mówiłaś?
- Właśnie przeglądam katalog. Potrzebuję nowego stroju.
Który wybrać: ten w paski z fałdami czy ten na suwak i
z pagonami?
- Wolałabym paseczki.
- Ja chyba też. Niebieskie, seledynowe czy wiśniowe?
- Nie, dzięki. - Toni podniosła kubek do ust, po czym
zajrzała do niego i zdumiona odstawiła na blat.  Zabawne,
ale nie pamiętam, żebym pila. Wypiłaś moją kawę?
- Od lat piję tylko herbatę. - Janet z westchnieniem za-
mknęła katalog. - Jesteśmy dziś na tej samej planecie?
- Wybacz. - Toni uśmiechnęła się skruszona.
- Często dziś powtarzasz to słowo.
- Wiem. Przefaksowałam dzisiaj trzy skierowania. To,
które miało trafić do gastrologa, poszło do urologa, a to do
wenefologa wylądowało u gastrologa. Recepcjonistka bar-
dzo się uśmiała. Zadzwoniła do mnie i powiedziała, że za-
zwyczaj zajmują się innymi częściami ciała, ale przyda się
trochę urozmaicenia. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • policzgwiazdy.htw.pl