[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wyjdziesz, to musisz nam przynajmniej pozwolić adoptować swoje dziecko.
Nie!
Hazel zacisnęła usta.
W takim razie muszę pomówić z Ingrid.
Nie! Ingrid mną nie rządzi i ty też nie. Babciu Hazel, kiedy opuściłam
ten dom, byłam bojazliwym dzieckiem i dziewicą. Nic nie wiedziałam o świecie.
Teraz nie jestem już dzieckiem. Nie jestem też od lat dziewicą. Jestem doświad-
czonym żołnierzem, którego nic nie jest w stanie przestraszyć. Spojrzała mi
prosto i w oczy. Nie użyję dziecka, by zmusić Richarda do małżeństwa.
Ależ, Gretchen, nie potrzeba mnie zmuszać. Lubię dzieci, i chcę się z tobą
ożenić.
Chcesz? A po co? W jej głosie słychać było smutek.
Ton stał się nazbyt uroczysty. Czas było wprowadzić ożywienie.
Po co chcę się z tobą ożenić, najdroższa? %7łeby dawać klapsy w tyłeczek
i patrzeć, jak różowieje.
Gretchen otworzyła szeroko usta, po czym uśmiechnęła się pokazując dołecz-
ki.
To śmieszne!
Tak myślisz, co? Być może urodzenie dziecka nie jest w tej okolicy powo-
dem do małżeństwa, ale klapsy to całkiem inna sprawa. Jeśli dam klapsa żonie
innego mężczyzny, może się on zdenerwować albo ona czy też oboje. To ryzy-
kowne. Mogą zacząć o mnie mówić. Albo gorzej. Jeśli zrobię to niezamężnej
dziewczynie, może to wykorzystać, by mnie zmusić do małżeństwa, mimo że nie
będę jej kochał i uczynię to tylko pour le sport. Lepiej ożenić się z tobą. Jesteś do
tego przyzwyczajona i lubisz to. Masz też mocny tyłeczek, który może to znieść.
I całe szczęście, bo ja biję mocno. Brutalnie.
Phi! Skąd przyszedł ci do głowy ten głupi pomysł, że to lubię? (Dla-
czego tak ci się skurczyły brodawki, najdroższa?) Hazel, czy on naprawdę bije
mocno?
Nie wiem, moja droga. Złamałabym mu rękę i on o tym wie.
Widzisz, na co jestem narażony, Gretchen! %7ładnych małych, niewinnych
przyjemności. Jestem dyskryminowany. Chyba że za mnie wyjdziesz.
Ale ja. . . Gretchen wstała nagle, omal nie zalewając pływającego sto-
łu, odwróciła się, wspięła na brzeg basenu i pobiegła w kierunku południowym,
opuszczając ogród.
259
Obserwowałem ją stojąc, dopóki nie zniknęła mi z oczu. Nie sądzę, żebym
zdołał ją złapać, nawet gdybym nie wprawiał się dopiero w korzystaniu z nowej
nogi. Uciekała jak wystraszony duch.
Usiadłem z westchnieniem.
Dobra, mamuśku. Starałem się. Byli dla mnie za duzi.
Następnym razem, najdroższy. Ona tego chce. Zmieni zdanie.
Richard odezwała się Xia opuściłeś jedno słowo. Miłość .
Co to takiego miłość , Xia?
To, o czym kobieta chce słuchać, gdy ma wyjść za mąż.
To w dalszym ciągu nie tłumaczy mi, co to jest.
Cóż, nie znam formalnej definicji. Hmm. . . Hazel, ty znasz Jubala Harsha-
wa. Członka rodziny seniora.
Od lat. W każdym sensie tego słowa.
On ma definicjÄ™. . .
Tak, wiem.
Definicję miłości, która jak sądzę, pozwoliłaby Richardowi uczciwie użyć
tego słowa w rozmowie z Gretchen. Doktor Harshaw mówi, że słowo miłość
oznacza subiektywnie odczuwany stan, w którym dobre samopoczucie i szczęście
drugiej osoby są niezbędnym warunkiem twojego szczęścia. Richard, wydaje mi
się, że to właśnie zademonstrowałeś w odniesieniu do Gretchen.
Ja? Kobieto, zgłupiałaś do szczętu. Chcę tylko wmanewrować ją w sytuację
bez wyjścia tak, żebym mógł dawać jej klapsy w tyłek, kiedy tylko będę chciał, by
się robił różowy. Mocno. Brutalnie. Wystawiłem pierś do przodu, starając się
wyglądać jak macho. Nie wypadło to zbyt przekonująco. Będę musiał coś zrobić
z tym brzuszkiem. No, do diabła, byłem przecież chory.
Tak, Richard. Hazel, myślę, że to koniec herbatki. Czy zechcecie oboje
przyjść do mnie? Nie widziałam was już od tak dawna. Zaproszę Choy-Mu. Chyba
jeszcze nie wie, że Richarda zwolniono z pola lete.
Zwietnie zgodziłem się. A czy jest tu gdzieś ojciec Schultz? Czy
któraś z pań zechciałaby podać mi laskę? Mam wrażenie, że mógłbym pójść po
nią sam. . . ale nie jestem pewien, czy powinienem ryzykować.
Jestem pewna, że nie powinieneś odparła stanowczym tonem Hazel.
Dość już się nachodziłeś. Teeno. . .
Co jest grane?
Czy mogę zamówić leżankę? Dla Richarda.
Czemu nie trzy?
Jedna wystarczy.
Natychmiast. Richard, nie poddawaj się. Ona słabnie. Nasza ciężarna wo-
jowniczka.
Hazel opadła szczęka.
Och. Zapomniałam, że nie zażądaliśmy odosobnienia. Teeno!
260
Nie przejmuj siÄ™ tym. Jestem twojÄ… kumpelkÄ…. Wiesz o tym.
Dziękuję, Teeno.
Wszyscy podnieśliśmy się, by wyjść z basenu. Xia zatrzymała mnie, obej-
mując ramionami. Spojrzała na mnie i powiedziała cicho, lecz na tyle głośno, by
mogła usłyszeć to Hazel:
Richard, widziałam już przedtem przykłady szlachetności, ale niezbyt czę-
sto. Nie jestem w ciąży. Nie ma potrzeby się ze mną żenić. Nie potrzebuję męża
ani nie chcę go mieć. Mimo to zapraszam cię na miesiąc miodowy ze mną, gdy
tylko Hazel będzie mogła cię zwolnić. Albo jeszcze lepiej zapraszam was oboje.
Uważam, że jesteś rycerzem w lśniącej zbroi. I Gretchen o tym wie. Pocało-
wała mnie z całą mocą.
Gdy usta miałem już wolne, odpowiedziałem:
To nie szlachetność, Xia. Stosuję po prostu niezwykłą metodę uwodzenia.
Popatrz, jak łatwo ty sama dałaś się złapać. Powiedz jej, Hazel.
On jest szlachetny.
Widzisz? zapytała z triumfem Xia.
I boi się jak głupi, że ktoś się o tym dowie.
Och, bzdura! Opowiem wam o mojej nauczycielce z czwartej klasy.
Pózniej, Richard. Jak będziesz miał już czas to wygładzić. On opowiada do
snu wspaniałe historie.
Kiedy nie wymierzam klapsów. Xia, czy twój tyłeczek robi się różowy?
Wygląda na to, że zjadłem śniadanie o którejś godzinie po południu. Był to
nadzwyczaj przyjemny wieczór, lecz wspomnienia, które z niego zachowałem,
nie są kompletne. Nie mogę tego zwalić na alkohol. Nie wypiłem znowu tak du-
żo. Dowiedziałem się jednak, że pole lete ma łagodne działanie uboczne, które
alkohol niekiedy wzmacnia. Może ono wpływać w nieobliczalny sposób na pa-
mięć przez pewien czas po wyjściu pacjenta spod jego wpływu. No cóż. Kilka luk
w pamięci nie stanowi takiego niebezpieczeństwa, jak uzależnienie od narkotyku.
Przypominam sobie jednak, że bawiliśmy się dobrze: Hazel, ja, Choy-Mu,
Xia, Ezra, ojciec Hendrik i (po tym jak Teena znalazła ją dla nas i Hazel porozma-
wiała z nią) Gretchen. Wszyscy, którzy uciekli z Rafflesa nawet dwie pary
rudzielców, które nas uratowały, spędziły z nami część wieczoru. Cas i Poi, Laz
i Lor. Miłe dzieciaki. Starsze ode mnie, jak się potem dowiedziałem, ale nie widać
tego po nich. Na Tertiusie wiek to niejednoznaczne pojecie.
Rudzielcy wyszli, a ja poczułem się zmęczony i poszedłem się położyć w łóż-
ku Xia. W drugim pokoju toczyła się jakaś mordercza gra w karty o fanty. Wy-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]