[ Pobierz całość w formacie PDF ]
guziki jej bluzki.
- Czy zechcesz mnie oświecić i powiedzieć mi, ko
go to niby mam zamiar poślubić?
Rozpiął kolejny guzik i pogładził delikatnie jej skó
rę. Samanta poczuła, jak krew pulsuje jej w żyłach.
Teraz już tylko wzrokiem utrzymywał ją w bezruchu,
obiema rękami rozchylając jej bluzkę. Dłońmi gładził
jej miękkie, ciepłe ciało, co sprawiło, że rosły w niej
namiętność i pożądanie.
- Powiedz mi, kogo mam zamiar poślubić, Saman
to? - Przylgnął do niej całym swym ciałem.
- L... Lesley - wyjąkała.
- Nie.
Ucałował jej szyję, wodząc językiem po napiętej skó
rze. Poczuła, że jego dłoń zniża się i rozpina suwak jej
dżinsów. Po chwili już gładził jej nagie biodro. Ostat
nim przebłyskiem świadomości spróbowała odsunąć go
od siebie.
- Proszę, przestań.
- Teraz już nie mogę, Sam. - Obiema rękami czule
dotykał jej bioder, a po chwili ponownie pieścił jej pier
si. - Czekałem wystarczająco długo, żeby zabrać cię
w to miejsce.
PIEZC GÓR 149
- Ale ja nie zamierzam tu zostać ani chwili. Powie
działeś, że nie ożenisz się z Lesley?
Uniósł się nad nią i zaczął bawić się jej włosami,
owijajÄ…c je sobie na palec.
- Chyba już to powiedziałem. Nie wiem, dlaczego
zawsze upinasz włosy na czubku głowy. Wyglądają du
żo lepiej, kiedy są rozpuszczone.
- Ale miała na palcu pierścionek od ciebie.
- Nie ode mnie - poprawił ją, nadal koncentrując się
na zabawie jej włosami. - Twoje włosy rozjaśniły się
przez te kilka ostatnich tygodni. Nie nosiłaś kapelusza.
Les ma pierścionek z brylantem, prawda? Już ci kiedyś
mówiłem, że brylanty do ciebie nie pasują. Są zimne
i mało oryginalne. Ale to już problem Les. - Wzruszył
ramionami i ponownie pokrył jej twarz deszczem poca
łunków. - Jimowi to najwyrazniej nie przeszkadza.
Starała się z całych sił, żeby zrozumieć, o czym on
mówi. Potrząsnęła głową.
- Les jest zaręczona z Jimem Baileyem. Jestem pe
wien, że pamiętasz Jima. Spędziliście razem sporo cza
su podczas przyjęcia.
- Tak, ale...
- Bez ale" - przerwał jej. - Les ma w zwyczaju
jednocześnie chwytać kilka srok za ogon. Na wszelki
wypadek, gdyby jedna jej uciekła. A kiedy okazało się,
że ze mną jej się nie uda, bez większego problemu
usidliła Jima.
- Ale myślałam...
- Wiem, co myślałaś - nie pozwolił jej skończyć.
- %7łe uciekniesz kilka dni wcześniej, czyż nie?
150 NORA ROBERTS
- Nie uciekałam. A w ogóle skąd wiesz, że miałam
wyjechać?
- Sabrina mi powiedziała.
Samanta patrzyła na niego z niedowierzaniem.
- Wczoraj. Przyszła do mnie, kiedy się pakowałaś.
Lubię ten twój pieprzyk tutaj - mówiąc to, przycisnął
usta do jej szyi. - Wprawdzie jest teraz ciężki okres dla
hodowcy bydła, ale chyba znalazłbym czas na miesiąc
miodowy.
- Miesiąc miodowy? - Drżała pod jego pocałunkami.
- Ostatecznie mam nadzorcę - rozważał, nie zwra
cając na nią uwagi. - Pewnie poradziłby sobie przez
jakiś czas. Myślałem o długim miesiącu miodowym
w jakimś przytulnym, cichym miejscu. - Spojrzał na
zaskoczoną Samantę. - Nie byłaś, mam nadzieję, nigdy
na Bora Bora?
- Czy ty mówisz o tym, że zostawisz na jakiś czas
ranczo, żeby wygospodarować czas na poślubienie
mnie? - Starała się mówić spokojnie, ale emocje, które
nią targały, przypominały gwałtowną letnią burzę.
- Ot, staram się być praktyczny - wyjaśnił z uprzej
mym uśmiechem.
- Jak możesz, ty zarozumiały pyszałku! Co pozwala
ci sądzić, że wyjdę za ciebie? Siedzisz tu sobie i snujesz
jakieś plany, że ucieknę z tobą na Bora Bora jak jakiś
posłuszny szczeniak. Ty szowinisto...
- A może na Antarktydę? - zaproponował. - Tam
też nie ma tłumów.
- Ty oszalałeś! Nigdy nie powiedziałam, że wyjdę
za ciebie! Jak w ogóle możesz tak myśleć?
PIEZC GÓR 151
Jej wybuch został brutalnie przerwany przez pocału
nek, którym zaniknął jej usta. Kiedy odsunął się od niej,
ledwo mogła złapać oddech. Nieco się uspokoiła.
- To ci nic nie pomoże. Wcale się w tobie nie zako
chałam.
- Jeśli dobrze pamiętam, to niedawno mówiłaś, jaką
to jesteś szczerą i bezpośrednią osobą. - Patrzył prosto
w oczy Samanty. Przytrzymał jej brodę, żeby nie mogła
odwrócić wzroku. - Mogłabyś popatrzeć na mnie i po
wiedzieć to jeszcze raz? Walczysz ze mną już dość
długo i moja cierpliwość chyba się kończy. - Pocałował
ją ponownie, a jego dłonie zachłannie sięgnęły po jej
ciało. - Masz takie piękne ciało, a ja już nie mam siły
dłużej się powstrzymywać. Sześć miesięcy to bardzo
dużo, Sam. Pragnę cię od pierwszej chwili, kiedy cię
zobaczyłem, od dnia, kiedy powiedziałaś Danowi, żeby
zlecił swojemu pomocnikowi rozsiodłanie konia.
- Tak, rzeczywiście bardzo wcześnie dałeś mi do
zrozumienia, czego chcesz. - Nie wyrywała się już z je
go ramion.
- Dałem ci powód do rozmyślań. Oczywiście sam
nie wiedziałem, że chcę się z tobą ożenić. Stosunkowo
łatwo było ci powiedzieć, że cię pragnę, ale trochę trud
niej, że cię kocham. Sam, spójrz na mnie. - Potrząsnęła
głową, ale palce na jej brodzie nie pozwalały się odsu
nąć. - Spójrz na mnie. - Posłusznie wykonała polecenie
i spojrzała na niego oczami pełnymi łez. - Ty uparta,
głupiutka istotko. Posłuchaj mnie uważnie. Nigdy nie
mówiłem tego żadnej kobiecie i długo zwlekałem z po
wiedzeniem tego tobie. Jeśli szybko nie wyjdziesz za
152 NORA ROBERTS
[ Pobierz całość w formacie PDF ]