[ Pobierz całość w formacie PDF ]

troskliwą miłością, taką, jaką on sam tak bardzo
chciałby jej dać.
Całą drogę powrotną przebył, mając obraz Anny
pod powiekami. Odczuwał nieomal fizyczny ból
rozstania.
Dom wydał mu się pusty i opuszczony, włączył
radio, ale zaraz je zgasił, bo głos spikerki tylko
powiększał jego smutek i rozdrażnienie. Jedynym
gÅ‚osem, który chciaÅ‚by teraz usÅ‚yszeć, byÅ‚ gÅ‚os An­
ny, cichy i pełen tkliwości.
- O Boże, Anno! - zawołał z rozpaczą.
- Ward?
OdwróciÅ‚ siÄ™ momentalnie, nie wierzÄ…c wÅ‚as­
nym uszom.
- Anno... co ty tutaj robisz...?
142
Anna uśmiechnęła się do niego lękliwie.
Kiedy wjechała na dziedziniec i zobaczyła tam
jego samochód, odetchnęła z ulgą. Zaraz potem
jednak opadły ją wątpliwości, czy dobrze zrobiła,
przyjeżdżając tutaj, i czy Ward jej nie odrzuci. On
jednak nie sprawiaÅ‚ wrażenia, jakby miaÅ‚ jÄ… od­
rzucić. Wręcz przeciwnie.
Anna postąpiła krok w jego stronę, lecz wtedy
Ward nagle odwrócił się do niej plecami.
Tyle mieli sobie do powiedzenia, dusili w sobie
tyle gwałtownych uczuć. W gąszczu wyjaśnień
i przeprosin z łatwością mogli się jeszcze zagubić.
Może przestraszył się powagi chwili?
Wzięła głęboki oddech i zapytała cicho:
- Czy od naszego dziecka też odwróciłbyś się
tak, jak ode mnie?
Zdumiała ją szybkość jego reakcji. Jakby nagle
ożył - rzucił się do niej i pochwycił ją w objęcia,
zasypując jednocześnie pytaniami.
- Co ty mówisz, Anno? Naprawdę...? Czy
my...?
ModlÄ…c siÄ™ w duchu, aby nie okazaÅ‚o siÄ™ to po­
myłką, odpowiedziała drżącym głosem:
- To dopiero parÄ™ dni, ale chyba tak. Ward...
myślę, że będziemy mieli...
- Dziecko, moje dziecko.
- Nasze dziecko - poprawiła go Anna.
Ward był w euforii.
143
- Więc jesteś w ciąży... Urodzisz moje dziecko
- powtórzyÅ‚, jakby jeszcze nie mógÅ‚ w to uwie­
rzyć. - Och, Anno, strasznie za tobą tęskniłem -
wyznał. - Czy ty mi kiedykolwiek wybaczysz?
Wiedziała, jak jest dumny i z jakim trudem
przyszło mu to powiedzieć.
- Oboje popełniliśmy błędy - odpowiedziała
cicho i dodaÅ‚a: - Mamy szczęście, Ward, że mo­
żemy zacząć wszystko od nowa.
- ZrozumiaÅ‚em, że ciÄ™ kocham, zanim twoja przy­
jaciółka powiedziała mi prawdę na temat Coxa.
- Wiem, powiedziaÅ‚eÅ› mi o tym, kiedy siÄ™ ko­
chaliśmy...
- Słyszałaś?
- Tak - potwierdziła. - A nawet gdybym nie
usłyszała, to i tak musiałabym w to uwierzyć,
bo... powiedziała mi o tym twoja matka.
- Moja matka? Rozmawiała z tobą? Ale...
- Ale co? - Anna popatrzyÅ‚a na niego zaczep­
nie.
- Nic już.
Ward pochylił się, by ją pocałować.
- Och, Anno - jęknął. - Nie powinnaś być dla
mnie taka dobra. Jestem ci winien wyjaśnienia
i przeprosiny. Musimy porozmawiać o tylu spra­
wach.
- Pózniej - odpowiedziała z prostotą. - Teraz
chodzmy do łóżka, Ward. Tak bardzo cię pragnę.
144
- Wiesz - dodała - oboje fałszywie rozumieliśmy
sytuację. Gdybyś nie uważał mnie za wspólniczkę
Juliana i gdybym nie sÄ…dziÅ‚a, że jesteÅ›my kochan­
kami, to nigdy nie doszÅ‚oby do tego, że teraz je­
steśmy razem.
- Ward? Tak sobie myÅ›lÄ™... - mówiÅ‚a Anna w ja­
kąś godzinę pózniej, kiedy leżeli razem w łóżku.
- Taaak? - odezwaÅ‚ siÄ™. - Nie chcÄ™ teraz my­
Å›leć; chcÄ™ tylko być przy tobie, przytulać ciÄ™, ca­
łować i...
- Ward, chodzi o dziecko... Chciałabym, żeby
Dee była jego matką chrzestną.
- Dee? - powtórzył Ward podejrzliwie, choć
znał odpowiedz, zanim jeszcze zadał pytanie. -
Chyba nie chodzi ci o tę kobietę, która przepędziła
mnie dziÅ› sprzed twojego domu?
- Ona jest w gruncie rzeczy bardzo dobra, miła
i wrażliwa. Na pewno ją polubisz - zapewniła go
Anna serdecznie.
- Spróbuję - rzekł - ale teraz liczysz się tylko
ty. - I znów czule przyciągnął ją do siebie.
EPILOG
W chwili gdy Beth wchodziÅ‚a do sklepu, za­
dzwonił telefon. Odetchnęła z prawdziwą ulgą,
kiedy okazaÅ‚o siÄ™, że to ktoÅ› z UrzÄ™du CeÅ‚ i Akcy­
zy, w sprawie towaru zamówionego przez nią
w Czechach. ByÅ‚y to ozdobne, krysztaÅ‚owe kieli­
szki.
Zaczynała już się obawiać, że Alex, jej tłumacz
i przewodnik, miał rację, ostrzegając ją przed tym
zakupem. Postawiła wtedy na swoim, lecz było to
spore ryzyko. Nie mówiła Kelly, jak wiele z ich
wspólnego kapitału pochłonęła czeska transakcja.
Teraz wyglÄ…daÅ‚o na to, że przedsiÄ™wziÄ™cie siÄ™ uda­
ło; urzędnik poinformował ją, gdzie ma odebrać
zakupione szkło.
Kelly także ucieszyÅ‚a siÄ™ z tej wiadomoÅ›ci i uzna­
ła, że teraz będą mogły w odpowiednio godny sposób
wznieść toast za szczęście Anny. Ważne zmiany
w życiu osobistym ich przyjaciółki przestały już być
tajemnicÄ….
Tylko kontakty między Dee a Wardem wciąż
jeszcze były pełne rezerwy.
146
Kelly widziała się z Dee poprzedniego dnia
i w rozmowie poruszyÅ‚a temat Juliana Coxa. Po­
dobno byÅ‚ widziany w Hongkongu, potem w Sin­
gapurze. W obu tych miejscach prowadził jakieś
interesy, lecz w Singapurze spędzał czas głównie
na hazardzie.
Dobrze, uznała Kelly, że zniknął z ich życia.
Dee wolała tego nie komentować.
koniec
jan+an [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • policzgwiazdy.htw.pl