[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Trish. Charlie dał sobie radę dużo lepiej niż poprzednio. Utrzymał się
przez przepisowe dziesięć sekund, lecz zdawał sobie sprawę, że występ
nie zrobił nadzwyczajnego wrażenia.
Po nim jechał Rollie. Jego koń wierzgał i stawał dęba, dopóki był
w zagrodzie. Zmęczył się tak bardzo, że gdy wybiegł na arenę, nie miał
siły na żadne szaleństwa i spokojnie chodził stępa po arenie. Rollie
miał pecha. Tym razem nie mógł pokazać sędziom swoich
umiejętności. Zwyciężył chłopak z pobliskiego rancza. Charlie poznał
go wcześniej w barze z hamburgerami. Teraz miał nadzieję, że znajdzie
się w pierwszej czwórce. Pozostała już tylko jedna konkurencja, w
której mógł liczyć na wygraną - jazda na byku.
Zacisnął zęby. Jeśli zależało mu na wygraniu jakichś pieniędzy i
uratowaniu Cassie, musiał teraz dać z siebie wszystko. Z
doświadczenia wiedział, że byki wzbudzają największe
zainteresowanie na każdym rodeo. Z dreszczem emocji oczekiwano, że
może tym razem zawodnik zostanie zdeptany, wzięty na rogi łub
wyrzucony w górę przez rozwścieczone zwierzę. Jezdziec powinien
pona
ous
l
a
d
an
sc
utrzymać się na byku przez osiem sekund od chwili opuszczenia
zagrody.
Byki były specjalnie hodowane do zawodów,masywne i z
natury agresywne. Gdy tylko otwierano drzwi zagrody, zaczynały
skakać, dopóki nie zrzuciły jezdzca.
Charlie miał jechać jako jeden z ostatnich. Rollie wystartował
przed nim. Wreszcie dał o sobie znać alkohol wypity w ciągu dnia.
Mimo okrzyków zachęty Rollie utrzymał się na grzbiecie tylko przez
dwie sekundy. Wyleciał w górę i już nie podniósł się z ziemi. Klaun
Sam podbiegł natychmiast, żeby odwrócić uwagę byka od leżącego.
Zrobiło się cicho. Wszyscy zamarli. Nagle Charlie spostrzegł, że mały
chłopiec wbiega na arenę. Był to synek Rolliego, którego niedawno
trzymał na kolanach. Wyrwał się z ramion matki, przecisnął pod
ogrodzeniem i biegł na środek z wyciągniętymi rękami.
- Tata! Tata upadł! - wołał przerażony.
Bez zastanowienia Charlie przeskoczył przez ogrodzenie i ruszył
za malcem. Byk przestał się interesować Rolliem i klaunem. Jego
uwagę przykuła nowa postać robiąca dużo hałasu.
Charlie chwycił chłopca i czując, że serce podchodzi mu do
gardła, pędził do ogrodzenia, mając za plecami nacierającego byka.
Rzucił dziecko prosto w ręce kowboja po drugiej stronie ogrodzenia,
zdążył oprzeć jedną nogę na poprzecznej belce, gdy poczuł, że róg
zwierzęcia rani mu plecy. Miał rozdartą koszulę, czuł, że krwawi. Nim
bestia zaatakowała ponownie, podzwignął się na szczyt ogrodzenia i z
pomocą wielu rąk znalazł się na ziemi po drugiej stronie. Takiego bólu
pona
ous
l
a
d
an
sc
nie czuł nigdy przedtem. Powoli tracił przytomność. Jakby z oddali
słyszał łudzi pytających, czy z nim wszystko w porządku. Tłum
dopingował już następnego jezdzca, jakby nic się nie stało.
Przedstawienie musi trwać dalej, pomyślał. A potem przestały do niego
docierać jakiekolwiek odgłosy.
Oprzytomniał w namiocie medycznym. Leżał na boku na
polowym łóżku. Bolało go całe ciało, a szczególnie plecy. Przez chwilę
nie wiedział, co się z nim dzieje, ale szybko zorientował się w sytuacji.
Pomyślał, że przepadły pieniądze za wpisowe, no a skoro już nie
dosiądzie byka, to stracił szansę na wygraną. Na dodatek, jako że
hazard w Nevadzie był zalegalizowany, postawił trochę pieniędzy na
swoją wygraną. Ludzie go nie znali, toteż nikt nie upatrywał w nim
zwycięzcy. W przypadku wygranej zgarnąłby pokazną sumkę.
Oczywiście zamierzał przekazać pieniądze Cassie. Niestety, nie miał
teraz ani grosza, zupełnie jak w chwili, kiedy zjawił się na jej
werandzie.
Jęknął. Ból był trudny do zniesienia. Brodaty mężczyzna w
stetsonie stanął obok, spoglądając na niego z góry.
- Oczyściłem ranę - powiedział z poważną miną. - Teraz, zanim
zacznę szyć, dam ci jakieś środki przeciwbólowe.
Nim Charlie zdążył zaprotestować, poczuł bolesne ukłucie. Gdy
zjawiła się Cassie, był już senny, a ból zaczynał ustępować. Spojrzała
na niego z przerażoną miną. Była blada i ciągle zagryzała wargę.
- Charlie, jak siÄ™ czujesz?
- Przepraszam - powiedział lekarz - musi pani zaczekać na
pona
ous
l
a
d
an
sc
zewnątrz, dopóki nie skończę.
- Ale wszystko będzie z nim dobrze?
- Postaram siÄ™.
Zaczęła się wycofywać, lecz Charlie poprosił, żeby zaczekała.
- Minutkę, doktorze - powiedział nieswoim, chrapliwym głosem.
- Pół minuty, bo znów zaczniesz krwawić. Charlie kiwnął na
Cassie, żeby się pochyliła.
- Przepraszam - szepnÄ…Å‚.
- Za co?
- Chciałem tylko zdobyć pieniądze, pójść do banku i zapłacić raty
za cały rok. Cassie, miałem cię uratować.
Potrząsnęła głową.
- Zamiast tego uratowałeś dziecko. Co się z tobą dzieje?
Przepraszasz? Przecież postąpiłeś jak bohater.
Uśmiechnął się z trudem, słysząc te słowa.
- Ale miałem być twoim bohaterem. Cassie zaczęła tracić
cierpliwość.
- Nie potrzebuję bohatera. Masz być cały i zdrowy. - Wzięła go
za rękę. - Ja i Trish damy sobie radę. Nic nam nie dolega, mam pracę, a
życie nie jest dla mnie pasmem bólu i udręki. Jeśli zabiorą mi dom,
dadzą jakieś mieszkanie zastępcze. Głodować też nie będziemy. Jak
patrzę na to, co się dzieje na świecie, to muszę przyznać, że nam
zupełnie niezle się powodzi. - Poczuła łzy napływające do oczu. - Teraz
proszę, Charlie, po prostu wyzdrowiej - dodała, tłumiąc szloch.
Spojrzała na lekarza.
pona
ous
l
a
d
an
sc
- Czas, żebym przestała panu przeszkadzać.
Wyszła z namiotu. Powitały ją rozbłyski fajerwerków. Trish była
teraz z rodziną jednej z koleżanek. Trzeba było ją znalezć i powiedzieć,
że Charlie wyzdrowieje. Nawet jeśli miałoby się to okazać nieprawdą.
W rozmowie z nim starała się być dzielna, jednak czuła, że wszystko
zaczyna się walić. Charlie powiedział, że zgodnie z zasadami będzie
musiał ją opuścić. Czy miało się to stać w ten sposób? Czy miał
umrzeć?
ROZDZIAA DZIEWITY
Cassie otworzyła frontowe drzwi. Starała się pomóc Charliemu
wejść do domu. Opierał się na niej całym ciężarem, jedną rękę
przerzucił jej przez ramię. Trish przeszkadzała ciągłymi pytaniami, czy
Charlie wyzdrowieje, i czy z jego koszuli uda się sprać plamy krwi.
Cassie myślała, że dziewczynka będzie przerażona na widok krwi,
jednak mała wydawała się raczej bardzo zafascynowana.
- Trish - poleciła, z trudem podtrzymując Charliego, który
potknął się na nierównym chodniku przy wejściu - idz na górę i
przygotuj siÄ™ do snu.
- Ale mamo - zaprotestowała, nasuwając na oczy kapelusz
Charliego, który zakrywał jej pół twarzy. - Chciałabym ci pomóc.
- Najlepiej pomożesz, jeśli pójdziesz do łóżka i będziesz jak
pona
ous
l
a
d
an
sc
najciszej.
- Tak, Trish - poparł ją Charlie. - Słuchaj mamy. Ja wyzdrowieję. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • policzgwiazdy.htw.pl

  • .php") ?>