[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pełne łez.
- Ta oto panienka - rzekł Smok - chciałaby usłyszeć twoją historię.
- Opowiem jej - rzekł Niby %7łółw ponurym, jakby wydobywającym się z beczki głosem. -
Słuchajcie oboje i nie odzywajcie się, dopóki nie skończę.
Zapanowała parominutowa cisza. Alicja pomyślała w duchu: "Nie wiem, jak on może
kiedykolwiek skończyć, skoro wcale nie zaczyna". Czekała jednak cierpliwie.
- Kiedyś - rzekł wreszcie Niby %7łółw z głębokim westchnieniem - kiedyś byłem
prawdziwym żółwiem. - Po tych słowach nastąpiła znowu cisza przerywana jedynie
wydawanymi przez Smoka odgłosami: "hrzkrr" i stałym, żałosnym łkaniem Niby %7łółwia.
Alicja miała już niemal zamiar podnieść się i powiedzieć: "Dziękuję panu za niezmiernie
interesujące opowiadanie". Czuła jednak, że dalszy ciąg musi nastąpić i siedziała w
milczeniu.
- Kiedy byliśmy mali - odezwał się na koniec Niby %7łółw spokojnym już głosem,
przerywanym tylko od czasu do czasu cichym łkaniem - kiedy byliśmy mali, chodziłem do
morskiej szkoły. Nauczycielem naszym był pewien stary, bezzębny Rekin, którego
nazywaliśmy Piłą.
- Dlaczego nazywaliście go Piłą, skoro był Rekinem, a w dodatku nie miał zębów? -
zapytała Alicja.
- Ponieważ piłował nas wciąż w czasie lekcji - odparł ze zniecierpliwieniem Niby %7łółw. -
Twoje pytanie nie świadczy doprawdy o zbyt wielkim rozsądku.
- Wstydz się zadawać podobne głupie pytania - dodał Smok, po czym obaj przez dłuższą
chwilę wpatrywali się milcząco w Alicję, która najchętniej zapadłaby się pod ziemię.
Na koniec Smok zaskrzeczał:
- Jedz dalej, drogi przyjacielu. Dajmy pokój tej sprawie.
Niby %7łółw zgodził się podjąć swoje opowiadanie.
- Tak więc chodziliśmy do szkoły morskiej, choć wydaje ci się to
nieprawdopodobieństwem.
- Wcale mi się nie wydaje - przerwała Alicja.
- A właśnie że tak.
- Milcz! - rzekł Smok, zanim jeszcze Alicja zdążyła cokolwiek odpowiedzieć.
- Otrzymaliśmy świetle wykształcenie - ciągnął Niby %7łółw. - Chodziliśmy do szkoły
codziennie i...
- Wielka mi rzecz - przerwała znowu Alicja - ja także chodziłam do szkoły codziennie.
Czym tu się chwalić?
- A czy miałaś przedmioty nie obowiązujące? - z pewnym niepokojem zapytał Niby
%7łółw.
- Oczywiście, że miałam: francuski i muzykę.
- A mycie?
- Rzecz prosta, że nie.
- No to nie chodziłaś do prawdziwie dobrej szkoły - rzekł Niby %7łółw z widoczną ulgą. -
Na blankietach naszej szkoły było napisane: przedmioty nie obowiązujące: francuski, muzyka
i mycie.
- Nie widzę potrzeby mycia - stwierdziła Alicja. - Przecież mieszkaliście w morzu.
- O, dla mnie to było i tak zbyt trudne - westchnął Niby %7łółw. - Przerabiałem tylko
program obowiÄ…zujÄ…cy.
- A jakie mieliście przedmioty? - zapytała Alicja.
- No, oczywiście przede wszystkim: zgrzytanie i zwisanie. ("Czytanie i pisanie" -
pomyślała Alicja). Ponadto cztery działania arytmetyczne: podawanie, obejmowanie,
mrożenie i gdzielenie.
- Nigdy nie słyszałam o gdzieleniu - odezwała się nieśmiało Alicja. - Co to za przedmiot.
Smok podniósł przednie łapy i przybrał pozę wyrażającą bezgraniczne zdumienie.
- Nigdy nie słyszałaś o gdzieleniu? A co mówi nauczyciel, gdy część uczniów nie zdążyła
zrobić na czas klasówki?
- Nie wiem.
- Nauczyciel pyta wówczas: "A gdzie lenie, którzy nie oddali jeszcze zeszytów?" - i to
jest właśnie ten przedmiot. Jeśli tego nie rozumiesz, no to wybacz...
Alicja wolała nie wdawać się w dłuższą rozmowę na ten temat i zwróciła się do Niby
%7łółwia:
- A czego jeszcze uczyliście się w szkole?
- No więc była zimnostyka, były chroboty zręczne - rzekł Niby %7łółw wyliczając
przedmioty na płetwach - oraz frasunki z uwzględnieniem falowania kolejnego. ("Rysunki z
uwzględnieniem malowania olejnego" - pomyślała Alicja).
- Tak jest, mój druhu - zgodził się Smok, ciężko wzdychając, po czym obaj siedzieli
przez chwilę ze zwieszonymi głowami.
- A czy mieliście często wypracowania? - zapytała Alicja, pragnąc jak najszybciej
zmienić temat rozmowy, nasuwający obu zwierzakom tak bolesne wspomnienia.
- I owszem. Mieliśmy wyprasowania domowe mniej więcej raz na tydzień - odrzekł
Smok.
- A czasem nawet dwa - dodał Niby %7łółw.
- A jak było u was z ćwiczeniami?
- O, świetnie, znakomicie. Zapewniam cię, że ćwiczeń nam nie brakło. Byliśmy ćwiczeni
przy każdej okazji - odparł dumnie Niby %7łółw.
- I to jeszcze jak często - dodał Smok. - Ale dosyć o tym. Opowiedz jej lepiej o naszych
zabawach.
Rakowy Kadryl
Niby %7łółw westchnął głęboko, po czym otarł łzę łapą. Usiłował coś powiedzieć i
popatrzył żałośnie na Alicję, ale nie mógł wydobyć głosu, tak strasznie wstrząsały nim łkania.
- Zupełnie jak gdyby udławił się kością - rzekł Smok potrząsając Niby %7łółwiem i waląc
go z całej siły w plecy.
Na koniec Niby %7łółw odzyskał głos i ciągnął dalej, zalewając się łzami.
- Prawdopodobnie nie mieszkałaś zbyt długo pod wodą.
- Istotnie, nie mieszkałam - wtrąciła Alicja.
- I nigdy może nie byłaś przedstaniona Rakowi?
Alicja chciała powiedzieć: "Raz go próbowałam...", ale powstrzymała się w samą porę i
rzekła: - Istotnie, nigdy.
- Wobec tego nie możesz mieć wyobrażenia, czym jest Karowy Kadryl.
- Ma pan słuszność - odparła Alicja.
- Pierwszy raz słyszę o tym tańcu.
- Tańczy się go w następujący sposób - rzekł Smok. - Najpierw wszyscy ustawiają się
rzędem wzdłuż brzegu.
- Nie rzędem, lecz dwoma rzędami - rzekł Niby %7łółw. - Foki, żółwie, łososie i tak dalej.
Potem, kiedy się tylko usunęło z drogi meduzy...
- ... co zabiera zwykle sporo czasu - wtrącił Smok.
- ... robi się dwa kroki naprzód! - krzyknął Niby %7łółw.
- ... każdy w parze ze swoim rakiem - przerwał Smok. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • policzgwiazdy.htw.pl