[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Kiedy pokazała Herveyom swoje projekty, nie ukrywali zachwytu.
- Harriet, to boskie! - cieszyła się Corinne. - James miał rację. Nie mogę się doczekać, kiedy zaczną się prace... A
kiedy właściwie?
- W przyszłym tygodniu, jeśli nie macie nic przeciwko temu.
- Nic a nic... Ile ci to zajmie?
- Osiem, maksimum dziesięć tygodni.
- Świetnie. James wróci do tego czasu - wiesz, Ŝe jest na Bermudach z Riną? I przyjdzie na przyjęcie.
Oczywiście, będziesz gościem honorowym.
Piers był zadowolony, Ŝe Harriet pracuje dla Herveyów. - To sympatyczna para... chociaŜ uwaŜam, Ŝe powinni
być bardziej surowi dla dzieci. Zwłaszcza dla tego młodszego, przez którego miałaś przykrości...
- Piers, to dziecko, zresztą przemiłe. A poza tym, to raczej on miał przykrości przeze mnie. Oddalił się i tyle.
Sześciolatkom się to zdarza.
- Doprawdy? - zapytał tonem, który sugerował, Ŝe jego dzieciom by się to nie zdarzyło.
Przez czerwiec i lipiec harowała jak wół, tak Ŝe na początku sierpnia, zgodnie z obietnicą, dom był gotów.
Ledwie zaczęły się wakacje, Herveyowie wyjechali do Wirginii, do rodziców Corinne, tak więc Harriet miała
nadzorować ostateczną przeprowadzkę. Gdy wszystko było gotowe, kaŜdy mebel ustawiony gdzie naleŜy, kaŜda
sztuka porcelany i kryształu wyeksponowana tak, by wyglądała najkorzystniej, kaŜdy obraz umieszczony dokładnie
w tym, a nie innym miejscu na ścianie, Harriet postanowiła zrobić Corinne niespodziankę i wypełnić piękne
chińskie wazy kwiatami. Ucieszą się, gdy powita ich dom pachnący latem. Plądrowała ogród i szklarnię przy
starym domu i taszczyła wonne bukiety do Sheringham Court. Przyjęcie miało się odbyć w przyszły weekend, ale
juŜ postanowiła, Ŝe nie pójdzie. Myśl o Rinie Cunningham u ramienia Jamesa Alexandra bolała jak uderzenie
bicza, a Harriet bynajmniej nie była masochistką.
Osiągnęła kolejny kamień milowy w swej podróŜy ku samopoznaniu. Nie wiedziała dotychczas, Ŝe potrafi być
zazdrosna, o ile tym mianem moŜna określić straszliwe męki, które cierpiała. Jej wola była jednak silniejsza. Co z
tego, Ŝe umiera z pragnienia, by zobaczyć tę męską twarz o kpiącym uśmiechu, zagubić się w spojrzeniu granato-
wych oczu? Nie przyjmie tego, co jej proponuje, bo odbyłoby się to na jego warunkach, a jako nieodrodna córka
swojej matki nie zapomniała nauk, których wysłuchiwała przez osiemnaście lat. Matka ostrzegała ją przed
całkowitym oddaniem, więc choć po długim dniu pracy poŜądanie nie dawało jej zasnąć, mówiła „nie”. Nie będzie
jego niewolnicą. Nie, nie, i jeszcze raz nie!
UłoŜyła kwiaty w dwóch ostatnich wazonach i zaniosła je do głównej sypialni. Był to najpiękniejszy pokój w
całym domu, z panoramicznym oknem na całą ścianę. Harriet wymyśliła go sobie w bieli i pąsowym róŜu. Wielkie,
robione na zamówienie łoŜe zarzuciła poduchami w tych kolorach, w oknie upięła identyczne zasłony. Na podłodze
pieścił stopy mięsisty dywan. Ustawiła jeden wazon na uroczym amerykańskim sekretarzyku z pierwszej połowy
dziewiętnastego wieku, który Corinne dostała od babki; w jej rodzinie przechodził z pokolenia na pokolenie. Drugi
wyglądał najlepiej na toaletce, oświetlonej lichtarzami, sprytnie zmienionymi w lampy elektryczne.
Przysiadła na chwilę na wyściełanym stołku przy toaletce - zdobiło go kolejne haftowane cudeńko Corinne - i
zapatrzyła się w swoje odbicie w lustrze. Była zmęczona, znowu schudła. Pod oczami miała worki - efekt
bezsennych nocy. Wróciła do punktu wyjścia sprzed pół roku. Fizycznie. Uczuciowo przeszła długą, bolesną
drogę.
Dostrzegła za plecami łóŜko i przez chwilę popuściła wodze fantazji. Jakby to było - kochać się z Jamesem
Alexandrem? Zaznała dotąd miłości tylko z Piersem, ale wiedziała juŜ, Ŝe James dostarczyłby jej rozkoszy, o
jakich jej się nie śniło. Dostała juŜ małą próbkę... Zazdrościła Rinie Cunningham całym sercem, lecz przestrogi
matki, powtarzane dzień w dzień przez siedem dni w tygodniu, pięćdziesiąt dwa tygodnie w roku, co godzinę, co
minutę przez pierwszych osiemnaście lat jej Ŝycia, uczyniły ją więźniem własnych obaw. Co więcej, obiecała
Piersowi, Ŝe za niego wyjdzie, a nigdy dotąd nie złamała słowa.
Gdy wróciła do miasta, okazało się, Ŝe nadeszła pora spełnienia obietnicy.
- Harriet najdroŜsza, nigdy nie zgadniesz, co się stało! Paula złoŜyła pozew o rozwód z powodu niezgodności
charakterów! James dzwonił do mnie z Bermudów, ostrzegł, Ŝe mam się tego spodziewać, widział ją w Hamilton z
kochankiem. Zdaniem prawników odzyskam wolność juŜ za sześć tygodni! Czy to nie wspaniale? Nie posiadam się
z radości! - Urwał widząc jej minę. - Kochanie, wybacz, miałem powiedzieć ci to delikatnie, ale straszna ze mnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]