[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Gra nabrała ożywienia.
Myśli Johna wyrwały się jak zle uwiązane dzikie zwierzęta, stracił nad nimi wszelką
kontrolę. Powędrowały poza Conchos. Nagły gwar podnieconych głosów wytrącił go z zadumy.
Przy stole gry doszło do kłótni. Jegomość w skórzanej kurtce, ten sam, który żądał podwyższenia
gry, przeklinał na czym świat stoi.
 Ty  wycelował oskarżycielsko brudnym palcem w Blewetta  wyciągnąłeś asa ze spodu
talii.
Spod półprzymkniętych powiek Blewetta poleciały iskry.
 Jak śmiesz stawiać mi takie zarzuty? Ja...
Ale grubas nie dał mu skończyć.
 Sam widziałem. Na własne oczy  darł się w niebogłosy  oddaj pieniądze. Inni powstali
z miejsc. Zanosiło się na grubszą awanturę. Sterta banknotów, leżąca na stole, wskazywała, że
ostatnio gra toczyła się o większą stawkę. W ręku Blewetta zaczerniał niespodziewanie kształt
krótkolufowego rewolweru. W gwar podniesionych głosów padł suchy trzask wystrzału... Ale
strzał ten nie pochodził z rewolweru Blewetta. Ten bowiem, jakby wytrącony jakąś nieznaną siłą,
wyleciał z jego ręki, padając szerokim łukiem na podłogę.
Blewett podskoczył o pół stopy w górę, mrugając nerwowo powiekami. Zapadła nagła cisza.
 Nie było powodu do strzelaniny  objaśnił niedbałym głosem John, chowając rewolwer 
grubasowi ani w głowie było sięgać po broń.
Pierwszy opamiętał się Blewett. Dla niego strzelanina nie należała do wyjątkowych zjawisk.
Z niecenzuralnym przekleństwem sięgnął do kieszeni. Widocznie leżący na podłodze rewolwer
nie wyczerpywał zapasu podręcznego arsenału. John jednak znowu go uprzedził.
 Nie radziłbym  rzucił niemal uprzejmie, jednak wycelowana w pierś Blewetta lufa
nadawała jego słowom specjalnie ważkie znaczenie  stanowczo nie radziłbym.
Ręka Blewetta opadła bezwładnie wzdłuż boku.
Zbitą hurmą rzucili się ku Blewettowi. Zaciśnięte pięści wskazywały niedwuznacznie na ich
zamiary. Lufa tkwiącego w ręku Johna rewolweru wykonała odpowiedni ruch.
 Siadajcie, panowie  podniósł głos  nie jestem dziś usposobiony do awantur  pokiwał
melancholijnie głową.  Siadajcie  powtórzył, a palec na cynglu drgnął znacząco.
Zatrzymali się niezdecydowanie. Nieznajomy o czarnej czuprynie pokazał przed chwilą, że
umie strzelać. Nie mogli się absolutnie zorientować w roli, jaką odgrywał w tym wszystkim.
Wytrącił broń z ręki ich przeciwnika, a teraz znowu im grozi. Usłuchali w końcu, opadając
ciężko na krzesła.
W tym momencie Blewett nagłym zrywem całego ciała przypadł do podłogi. Długi cień
mignął w rozpaczliwym skoku. Trzasnęły tylne drzwi. Po chwili gwałtowny tętent wskazywał, że
niefortunny szuler uznał za wskazane pospiesznie sprawdzić, czy nie ma go przypadkiem
w innych okolicach.
John sięgnął po kieliszek.
 Swoją drogą  zauważył  sprawności w nogach odmówić mu nie można.
 Ooo!  wrzasnął nagle czyjś głos  pieniądze zniknęły.
John uśmiechnął się nieznacznie.
 I przytomność umysłu także  dorzucił, nalewając uważnie whisky Carpenterowi.
Carpenter sięgnął po kieliszek.
 Po coś ty się wtrącił w to wszystko, przecież tego grubego widzisz po raz pierwszy na
oczy.
John wzruszył ramionami.
 Taka mi akurat przyszła fantazja. Zresztą, to przecież byłoby morderstwo na zimno,
według wszelkich reguł.
 Zrobiłeś sobie z Blewetta śmiertelnego wroga. To podły typ. Potrafi jak nic wygarnąć zza
węgła, albo coś w tym rodzaju.
John wybierał ze skórzanej papierośnicy najmniej pogniecionego papierosa.
 Trudno. I bez tego nie kochaliśmy się zbytnio.
Przy stole wciąż panowało zamieszanie. Handlarze nie mogli się widocznie pogodzić ze
stratą pieniędzy. Wreszcie podjęli decyzję.
 Gonić opryszka  odezwały się głosy  wydrzeć mu pieniądze choćby z gardła, na koń!
Ruszyli tłumnie ku drzwiom. Ten i ów zerknął niepewnie w kierunku stolika Johna. Jeden,
widocznie ostrożniejszy od towarzyszy, przystanął.
 Czy... pan?  zaczÄ…Å‚ z wahaniem.
John spojrzał na niego ze zdumieniem.
 Co, czy ja?
 No, chcielibyśmy zorganizować pogoń, a...
John roześmiał się niefrasobliwie.
 Ach tak, rozumiem, róbcie na co macie ochotę, jeżeli o mnie chodzi. Ogłaszam całkowitą
neutralność. Tylko raczej szkoda czasu, bo to jegomość bardzo szybki w nogach.
Znowu zagrzmiały kopyta przed gankiem. Ogłuszające wrzaski świadczyły jak bardzo byli
podnieceni. A może chcieli sobie w ten sposób dodać odwagi? Na sali pozostał tylko grubas. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • policzgwiazdy.htw.pl