[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jÄ… w ramiona.
- Owszem, przyznaję się bez bicia. W końcu mam to, czego zawsze
pragnąłem, więc muszę być zadowolony. -Rzucił jej pytające spojrzenie. - A z
tobÄ… jest inaczej?
Anne położyła mu rękę na ramieniu.
- Wybacz, Simonie. Tak wiele się zmieniło, że... - Urwała z
zakłopotaniem. - Sama nie wiem, co się ze mną dzieje.
- Dokończyła zupełnie szczerze.
Simon westchnÄ…Å‚ cicho.
- Wszystko rozumiem, kochanie. - ObjÄ…Å‚ jÄ… mocniej. -
Ale pamiętaj o tym, co ci mówiłem. Już nigdy nie będziesz sama.
Anne wsparła mu głowę na piersi. Czuła mocne uderzenia jego serca.
Przy nim czuła się tak bezpiecznie. Kiedy zwrócę królowi skarb, to nie
będziemy mieli już przed sobą żadnych tajemnic, pomyślała.
Początkowo nawet nie zauważyła, że Simon znów zaczął ją pieścić.
Całował jej policzki, szyję i ramiona... Niemal w ostatniej chwili trzepnęła go po
rękach, kiedy próbował zsunąć jej koszulę z ramion.
- Powinieneś się ubrać - powiedziała. - Zanim przyniosą nam śniadanie.
- Muszę? - Simon delikatnie ugryzł ją w ramię. - Zmarnowaliśmy naszą
noc poślubną - dodał. - Jest jeszcze tyle do zrobienia...
Anne odsunęła się od niego. Tym razem nie próbował jej przytrzymać.
Przez chwilę przyglądał się jej uważnie.
- O co chodzi? - zapytał w końcu. Anne zawahała się.
-Simonie, zanim zaczęliśmy się kochać... - Urwała w połowie zdania i
zarumieniła się. Spuściła oczy Chciała mu powiedzieć, że teraz potrzebuje
czegoś więcej. Oczekiwała od niego prawdziwej czułości. Przedtem była
bezbronna i mocno skrępowana. Zanim dobrała odpowiednie słowa, Simon już
wszystko wyczytał z jej twarzy. Wziął ją na ręce i położył na samym środku
ogromnego łoża.
- Nie zawsze musi być tak jak na początku  powiedział i musnął jej usta
delikatnym pocałunkiem. - Pozwól, że ci to pokażę.
Anne uśmiechnęła się do niego.
- Z przyjemnością - szepnęła.
Spędzili razem radosny tydzień. W końcu Anne uwierzyła nawet, że już
nic nie jest w stanie zakłócić jej szczęścia. Całymi dniami pomagała
mieszkańcom Grafton w odbudowie zniszczonej wsi. Wieczorami leżała w
objęciach Simona.
Jednak coś w końcu zmąciło ich spokój.
Fairfax wezwał Simona do Northhampton, gdzie Armia Nowego Wzoru
Cromwella szykowała się do walnej rozprawy z wojskami rojalistów.
A król przysłał po swoją córkę.
Rozdział jedenasty
Simon odłożył pióro na stertę papierów leżącą przed nim na biurku.
Złożył zapotrzebowanie na prowiant, konie i broń. Prosił o całe wyposażenie
armii. Z samego rana miał dołączyć do oddziałów Fairfaksa w Northampton.
Nie chciał tam jechać. To wszystko stało się zbyt szybko.
- Jak mogę teraz cię opuścić, skoro przy tobie odnalazłem szczęście? -
szeptał do ucha swojej żonie, kiedy wieczorem leżeli w łóżku. Tulił ją mocno i
obiecywał, że już niedługo znowu będą razem.
- Wrócę do ciebie - mówił pełnym namiętności głosem. - Kiedy
wyniosłem cię z pożaru, poprzysiągłem sobie, że już zawsze będziemy razem.
Przecież jesteśmy dla siebie stworzeni...
W tym miejscu urwał, bo zobaczył łzy w oczach pięknej Anne. Nie chciał
jej dłużej denerwować. To były dla nich trudne chwile. Zwłaszcza ostatni dzień
przed rozłąką. Simon wyruszał na pole bitwy, aby znów wałczyć o swoje
przekonania - sprzeczne z tym, w co wierzyła Anne. Woleli o tym nie
rozmawiać. O tym i o skarbie króla. Bali się zniszczyć swoje szczęście. Już i tak
owe wydarzenia nieustannie rzucały cień na ich związek.
Simon wstał zza biurka i ociężałym krokiem podszedł do okna. Na
dziedzińcu panowało gorączkowe zamieszanie. Szykowano tabor do podróży.
%7łołnierze uwijali się jak mrówki. Pakowali, nosili i układali na wozach paki z
prowiantem. Ale bystre oko Simona wypatrzyło coś o wiele bardziej
niezwykłego. W samym rogu dziedzińca, tuż przy murze, zobaczył Munę i
Henry'ego. Chyba się kłócili.
Simon uniósł brwi zdziwiony. Henry niezwykle rzadko dawał
wyprowadzić się z równowagi. Należał raczej do tych spokojnych i
opanowanych ludzi, którzy do wszystkiego podchodzą w sposób wyważony.
Simon był ciekaw, co mogło wprawić go w tak wojowniczy nastrój. Wiedział,
że Henry także chciał jechać do Northampton, ale ze względu na jego zły stan
zdrowia Fairfax nie uwzględnił go w swoich planach. Młody Greville przyjął tę
decyzję na pozór z niezwykłą godnością, ale pewnie czuł się trochę
zawstydzony, że nie odegra żadnej roli w nadchodzącej bitwie. Podczas gdy
Simon na nich patrzył, Henry odwrócił się na pięcie i bez słowa odszedł od
narzeczonej. Po policzkach Muny płynęły łzy. Coś rzuciła w stronę
odchodzącego Henry'ego i pobiegła do kuchni. Zupełnie nie zwracała uwagi na
zaciekawionych żołnierzy i wścibską służbę.
Simon odszedł od okna. Po chwili rozległo się pukanie do drzwi i wszedł
Henry.
Był blady i ciężko oddychał. Simon wskazał mu krzesło, ale brat
odmownie pokręcił głową.
- Dziękuję - powiedział oschle. - Postoję. Simon cierpliwie czekał, co
będzie dalej. Henry głęboko zaczerpnął tchu.
- Lady Greville zabrała skarb króla i zamierza dostarczyć go posłańcowi
w Braden Forest - oznajmił bez ogródek. -Wiem to od Muny. Lęka się o nią i nie
mogła dłużej milczeć.
Z całej siły zacisnął pięści.
- Powiedziałem jej, że pójdę z tym prosto do ciebie. Błagała, żebym tego
nie robił. - Poruszył się nieswojo. - Przepraszam, Simonie.
Głos mu zadrżał.
- Przepraszam za nas oboje.
Simon oparł się o biurko. Dokładnie wiedział, o co chodzi Henry'emu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • policzgwiazdy.htw.pl