[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Myślę, Mali, że masz rację. To jest Vargaby! To nie może być nic innego.
- Ale jakim sposobem, do cholery, się tu znalezliśmy?
- Czy mogłabyś być taka dobra i nie przeklinać akurat tutaj? - zapytała Nette, wbrew swojej
woli wzruszona.
-  Akurat tutaj nikt chyba nie został pochowany - zaprotestowała Mali buntowniczo.
- Nikt, oprócz życia i marzeń wielu pokoleń ludzi - powiedział Andre. - I oprócz jednego
księdza, który spłonął żywcem.
- Tak, to prawda. On tu został. Uff, całe to miejsce jest dla mnie okropne, żeby nie wiem jak
było ładne.
- To zmierzch tworzy tę atmosferę - próbowała wyjaśnić Nette.
Zapach krwi. Tej przeklętej krwi.
139
DÅ‚ugie czekanie.
Bardzo długie.
Koniec czekania.
- Co teraz zrobimy? - zapytała Mali.
- Jak najszybciej wrócimy do domu - odparł Andre. - Do Alvdalen. Tylko gdzie ono leży? Jak
doszliśmy tutaj?
Nette wyglądała na zmartwioną.
- Ja nie jestem przesądna, ale wiecie, teraz mam wrażenie, że to wszystko było celowe. %7łe
nasze kroki kierowały się tu jakby same z siebie.
- Albo że kierowała nimi czyjaś wola. Zcieżka, która wiedzie na bezdroża... - mruknął Andre.
- Głupie gadanie! - zaprotestowała Mali. - To przecież dziewice z Vargaby wabiły ludzi na
bezdroża. A one spoczęły w spokoju. Zemściły się.
- Tak, oczywiście - wycofała się Nette. - To po prostu przypadek, że się tutaj znalezliśmy.
Chodzmy stąd jak najszybciej. Już się prawie ściemniło!
Wszyscy podzielali jej zdanie. Przez chwilę dyskutowali, w którą stronę powinni się udać, a
potem szybko pobiegli w dół, ku południowi, a tym samym ku Alvdalen. Mrok gęstniał i wiatr
zawodził w koronach drzew tak głośno, że ledwie słyszeli nawzajem swoje głosy.
Kiedy znalezli się w gęstym lesie, zwolnili tempo.
- Tutaj jest już całkiem ciemno.
- I las taki nieprzebyty.
- A ziemia błotnista!
- Tędy wiodła kiedyś ścieżka - powiedział Andre. - Wydeptana w czarnej bagiennej ziemi, w
cieniu drzew. O, do diabła! Tu nic nie widać!
- Stop! - zawołała Nette i zatrzymała się. - Teren jest taki błotnisty, że... Jeśli nie będziemy
uważać, wejdziemy wprost do jakiegoś trzęsawiska.
- To nie trzęsawisko - zaprotestował Andre grobowym głosem. - To niemal całkiem
zarośnięte jeziorko!
- Jezu - szepnęła Mali. - Tamto jeziorko.
140
- Ale wielkie nury zniknęły - powiedziała Nette stłumionym głosem. - Patrzcie tam, tam jest
ten wzgórek, o którym mowa w manuskrypcie! To musi być...
- Posążek bożka - dokończyła Mali. - Posążek Freya. Mam ochotę na niego popatrzeć. Chcę
zobaczyć, czy naprawdę jest taki...
- Nie, nie idz tam - prosił Andre.
Mali odwróciła się do niego.
- A co, jesteÅ› przesÄ…dny?
- Oczywiście, że nie! Ale nie mamy czasu.
- Przecież i tak musimy tamtędy przejść. Chodzcie!
Nette stała bez ruchu, wstrzymując oddech.
- Zaczekaj, Mali, zdawało mi się...
Mali obejrzała się przez ramię.
- Co ci się zdawało?
- Chodzmy stąd - mruknęła Nette.
- Nie. Co ci się zdawało?
- Ja... widziałam coś w wodzie.
- W wodzie? Jeziorko jest przecież prawie kompletnie zarośnięte. Została tylko niewielka
kałuża pośrodku.
- Czarna, śmierdząca kałuża - dodał Andre. - Co tam zobaczyłaś, Nette?
- Nic. Coś się tam poruszyło, tak mi się przynajmniej zdawało. Pod liśćmi wodnych lilii.
- Nie podchodzcie za blisko brzegu! - ostrzegał Andre. - Zobaczyłaś pewnie jakąś żabę -
dodał.
- To nie żaba - burknęła Nette ze złością. I zaraz potem krzyknęła przerażona: - Mali!
Andre krzyczał razem z nią:
- Uważaj, Mali! Wracaj!
141
Dziewczyna doszła do wzgórka, który od początku ją interesował, i stała teraz pomiędzy nim
a jeziorkiem. Odwróciła się i napotkała ich przerażone spojrzenia, a potem spojrzała na
jeziorko i wrzasnęła przejmująco.
W wodzie coś było.
Coś się poruszało w czarnej głębinie pomiędzy splątanymi łodygami wodnych lilii, coś, co
próbowało wydostać się na powierzchnię wody i wyraznie kierowało się właśnie w stronę
Mali.
Andre odrzucił niewielką torbę, którą niósł na ramieniu, i skoczył ku wodzie, żeby odepchnąć
Mali od brzegu. Dziewczyna skuliła się, chciała wycofać, ale była jak sparaliżowana ze
strachu i zdumienia; nie mogła się ruszyć. Nette oszołomiona wpatrywała się w to coś, co
wyłaziło z wody, oślizgłe, zielonobrunatne, budzące grozę.
Wstrętna łapa, na wpół przegniła, wyciągała się do Mali, do jej nóg i nagle, zanim ktokolwiek
zdążył zareagować, błyskawicznym ruchem zacisnęła się na kostce dziewczyny i poczęła
ciągnąć ją w dół.
Mali upadła na plecy i powoli się ześlizgiwała, wkrótce byłaby się znalazła w wodzie, gdyby
Andre nie zdążył w ostatniej sekundzie złapać jej ręki. Potwór z jeziora był taki silny, że
pociągnął za sobą również Andre, który jednak zdołał uchwycić się jakiegoś młodego
drzewka i skutecznie stawiał opór.
Mali wrzeszczała jak szalona; wodny potwór, który znowu wychynął ponad powierzchnię
błotnistej wody, ryczał upiornie i próbował złapać dziewczynę za drugą nogę.
Nette stała jak porażona, wpatrywała się w potwora, który teraz wydobył się ponad błotnistą
maz aż do pasa. Kiedyś był to z pewnością mężczyzna o długich blond włosach, które dziś
zwisały w mokrych, pozlepianych kosmykach nad budzącą obrzydzenie twarzą o
zamazanych rysach, z wyraznymi śladami rozkładu. Wodniste oczy wlepiały się z
nienawiścią w Mali, która uświadamiała sobie, jak niewielkie ma możliwości ratunku. Wątły
pień już długo nie utrzyma jej i Andre, drzewko pochyliło się nisko nad jeziorkiem i wyglądało
na to, że Andre lada moment straci oparcie. A wtedy Mali będzie zgubiona i Andre
prawdopodobnie też.
- Nette! - wrzasnął Andre z całych sił, by przekrzyczeć ryki upiora i rozpaczliwe wołanie Mali.
- W mojej torbie Nette! Tam jest alrauna! Unieś ją nad upiorem! Szybko! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • policzgwiazdy.htw.pl