[ Pobierz całość w formacie PDF ]

gl¹daj¹c siê uwa¿nie Indy emu.  Wygl¹dasz tak, jakbyS bawiÅ‚ siê
w pirata.
 To byÅ‚ pomysÅ‚ pañskiego lekarza. Musi min¹æ jakiS czas, za-
nim siê zagoi.
 To ten duch  powiedziaÅ‚ Milford, gdy przechodzili fosê i mi-
nêli jedn¹ z wie¿.  Wydaje siê, ¿e twój zÅ‚y stan psychiczny powoli
mija i powracasz ju¿ do rzeczywistoSci.
Indy wiedziaÅ‚, i¿ nie ma ¿adnego sensu wdawanie siê w dysku-
sjê na temat jego równowagi psychicznej.
 W bibliotece po prostu wszystko wymknêÅ‚o siê spod kontroli.
Ale czujê siê doskonale.
 Hm, mam tak¹ nadziejê.
 Co miaÅ‚ pan dokÅ‚adnie na mySli, mówi¹c o konkretnej histo-
rii?  spytaÅ‚ Indy, zmieniaj¹c temat w chwili, gdy doszli na drugi
koniec fosy i zbli¿yli siê do grupy turystów, którzy zgromadzili siê
wokół swojego opiekuna u podnó¿a jednej z wie¿.
 PosÅ‚uchaj go  powiedziaÅ‚ Milford, wskazuj¹c gÅ‚ow¹ w stronê
przewodnika.
 Oto Wie¿a Zegarowa zaprojektowana przez Ryszarda I okoÅ‚o
roku 1190, ukoñczona zaS w trzynastym wieku. Na waÅ‚ach biegn¹-
cych na północ ku Wie¿y Beauchampa znajduje siê Aleja Ksiê¿nicz-
ki El¿biety. OpowieSæ o niej to jedna z optymistycznych historii zwi¹-
zanych z wie¿¹. Mimo i¿ przez kilka miesiêcy byÅ‚a tu wiêziona,
póxniej zostaÅ‚a królow¹ El¿biet¹ I. Teraz proszê spojrzeæ na Krwa-
w¹ Wie¿ê, której budowê rozpocz¹Å‚ Henryk III. Przebywaj¹cy w niej
wiêxniowie nie mieli takiego szczêScia jak ksiê¿niczka El¿bieta.
Miêdzy innymi zamordowano tam Edwarda V oraz ksiêcia Yorku.
Póxniej pójdziemy do Wie¿y Wakefield, gdzie stracono Henryka VI
oraz, co trochê radoSniejsze, trzymane s¹ wci¹¿ klejnoty koronne .
 Konkretna historia, Indy  powiedział Milford, gdy grupa po-
szÅ‚a dalej.  Wiemy, ¿e ci ludzie ¿yli i zginêli. ZostaÅ‚o to zapisane.
Nikt nie sprzeciwia siê faktom. To wÅ‚aSnie lubiê. Lecz gdy cofamy
siê o jakieS piêæ wieków czy coS koÅ‚o tego, do okresu zanim ta wie¿a
zostaÅ‚a wzniesiona, konkretna historia staje siê miêkka i g¹bczasta.
Legenda swobodnie miesza siê z histori¹. Granice fantazji i rzeczy-
wistoSci s¹ rozmazane. To zdradliwy grunt  przerwaÅ‚ na moment,
obserwuj¹c uwa¿nie Indy ego.  Jak Samuel Johnson powiedziaÅ‚
dwieScie lat temu:  Wszystko, co r z e c z y w i S c i e wiadomo o sta-
ro¿ytnej Brytanii, zawarte jest zaledwie na kilku stronicach .
Indy skin¹Å‚ gÅ‚ow¹.
 Szczera prawda.  Milford wydawaÅ‚ siê tego dnia spokojny
i wypoczêty, a w zwi¹zku z tym tak¿e mówiÅ‚ bardziej logicznie. Rza-
dziej zdarzaÅ‚y mu siê zaniki pamiêci i nie tak czêsto jak zwykle wtr¹caÅ‚
zwroty zaczerpniête ze Sredniowiecznej angielszczyzny.  Wielka
szkoda, ¿e miejsca w rodzaju Stonehenge nie maj¹ tak szczegółowo
spisanej historii, jak to jest z londyñsk¹ Tower.
Milford rozeSmiaÅ‚ siê.
 W takim wypadku archeologowie nie mogliby tworzyæ prehi-
storii. Nie mieliby nic do roboty z wyj¹tkiem poszukiwania skarbów,
a to, jak przypuszczam, nie zainteresowaÅ‚oby nawet wiêkszoSci z nich.
 Teraz mówi pan zupeÅ‚nie jak mój tata. Czy pan tak¿e ma coS
przeciwko archeologii?
Milford zatrzymaÅ‚ siê i spojrzaÅ‚ w górê na BiaÅ‚¹ Wie¿ê, pier-
wotn¹ konstrukcjê poÅ‚o¿on¹ w centrum caÅ‚ego kompleksu.
 Byæ mo¿e jestem maÅ‚o podatny na zmiany, Indy, ale gdy by-
Å‚em w twoim wieku, prawdziwi uczeni uwa¿ali, i¿ najlepiej spêdzaj¹
czas, studiuj¹c dzieÅ‚a staro¿ytnych, które znajduj¹ siê ju¿ w naszych
bibliotekach. Zadanie wyszukiwania nowych pozostawiano drugo-
rzêdnym naukowcom, takim, którzy nie byli w stanie sprostaæ wy-
maganiom prawdziwej nauki. Byli to ludzie relegowani do brudze-
nia sobie r¹k i umysłów we wrêcz awanturniczych poczynaniach.
 Pogl¹dy siê zmieniÅ‚y, doktorze Milford. Archeologia ju¿ nie
tkwi w dziewiêtnastym wieku.
 So whylome wont. Mo¿e masz racjê. Nasz przyjaciel Marcus
Brody by siê z tym zgodziÅ‚.  Milford wskazaÅ‚ na wejScie do mu-
zeum.
 WidziaÅ‚ siê pan ostatnio z Marcusem?  spytaÅ‚ Indy.
Milford zatrzymaÅ‚ siê przed samym wejSciem do wie¿y. Jego
wodniste, niebieskie oczy napotkaÅ‚y wzrok Indy ego, w¹sy profeso-
ra drgnêÅ‚y.
 Tak, owszem, widziaÅ‚em siê z nim przed wyjazdem i wiesz,
byÅ‚o coS takiego, o czym miaÅ‚em ci powiedzieæ  wzruszyÅ‚ ramiona-
mi i otworzyÅ‚ drzwi.  Przypomni mi siê.
Zaczêli wchodziæ po schodach prowadz¹cych do wnêtrza czte-
ropiêtrowej normandzkiej budowli. Na drugim piêtrze Milford obej-
rzaÅ‚ kolekcjê zbroi i broni, pochodz¹cych z okresu wczesnego Sred-
niowiecza.
 Wielka szkoda, ¿e nie maj¹ tu Excalibura  powiedziaÅ‚ Indy,
maj¹c nadziejê, ¿e sprowokuje Milforda do wyra¿enia swych pogl¹-
dów na temat arturiañskich opowieSci.
 Legendy s¹ zwodnicze, Indy.  Milford przejechaÅ‚ dÅ‚oni¹ po
ostrzu jakiegoS miecza.
 Jedna z nich gÅ‚osi, ¿e to Merlin wybudowaÅ‚ Stonehenge.
Milford skierowaÅ‚ miecz w stronê Indy ego.
  JeSlibyS czuÅ‚ siê gotów zaszczyciæ cmentarzysko owych mê-
¿Ã³w prac¹, która przetrwa na wieki, poSlij go &
 Geoffrey of Monmouth  przerwał Indy.  Historia Regum
Britanniae.
 Bardzo dobrze  powiedziaÅ‚ Milford.  Znasz literaturê Sred-
niowiecza.
 Trochê.
Dzieje królów Brytanii stanowiÅ‚y obowi¹zkow¹ lekturê, gdy Indy
byÅ‚ dzieckiem. Ksi¹¿kê tê traktowano jako istotne xródÅ‚o legend o kró-
lu Arturze i, pomimo archaicznego jêzyka, ojciec Indy ego nalegaÅ‚,
by chłopiec przeczytał dzieło i je zrozumiał.
Milford odÅ‚o¿yÅ‚ miecz.
 A znasz to?  chrz¹kn¹Å‚ i zacz¹Å‚ mówiæ:
On bowiem s³owem swym ma moc, by z nieba
Odwo³aæ S³oñce i Ksiê¿yc, czyni¹c je sobie pos³usznymi,
Równinê w morze, morze zaS w krainê suszy,
I ciemnoSæ nocy bez trudu zmienia on w dzieñ.
Indy potrz¹sn¹Å‚ przecz¹co gÅ‚ow¹.
 Chyba nie.
Milford uSmiechn¹Å‚ siê.
 Edmund Spenser, szesnasty wiek.
 MySli pan, ¿e Merlin rzeczywiScie istniaÅ‚, doktorze Milford?
 JeSli tak, to jako boga czciÅ‚ on SÅ‚oñce, a nie Syna Bo¿ego,
i oczywiScie do szóstego wieku nie byÅ‚o to przyjête w Anglii. Poga-
nie stanowili umieraj¹c¹ siÅ‚ê. Ich czas dobiegÅ‚ koñca. Niezale¿nie od
tego czy była to legenda, czy prawda, chrzeScijanie nazywali Merli-
na synem diabła.
Powoli schodzili po kamiennych schodach i głos Indy ego
brzmiaÅ‚ niesamowicie, odbijaj¹c siê od Scian.
 S¹dzi pan, ¿e mo¿liwe jest udowodnienie, i¿ Merlin byÅ‚ posta-
ci¹ historyczn¹?
 Indy, wielu naukowców spêdziÅ‚o caÅ‚e swoje ¿ycie, próbuj¹c
wÅ‚aSnie to udowodniæ. Ale nie udaÅ‚o im siê przedstawiæ ¿adnego
przekonywaj¹cego argumentu. Obawiam siê, ¿e zawsze byÅ‚yby to
spekulacje.
 Mo¿e archeologowie zdoÅ‚aliby znalexæ ten dowód.
Wydostali siê na zewn¹trz BiaÅ‚ej Wie¿y. Milford odchyliÅ‚ do
tyÅ‚u gÅ‚owê i wpatrzyÅ‚ siê w sam czubek budowli.
 Je¿eliby siê to kiedykolwiek zdarzyÅ‚o, musiaÅ‚bym przeformu-
Å‚owaæ swoje pogl¹dy na temat archeologii, a tak¿e te dotycz¹ce po-
staci Merlina. Prawdopodobnie musiaÅ‚bym równie¿ zacz¹æ wierzyæ
w smoki.
Indy rozeSmiaÅ‚ siê. ByÅ‚ zadowolony, ¿e zgodziÅ‚ siê na to spotka-
nie z Milfordem. Gdy stary profesor byÅ‚ wypoczêty, stawaÅ‚ siê tak
samo czaruj¹cy i dowcipny jak w czasach, w których Indy go zapa-
miêtaÅ‚. WróciÅ‚ mySl¹ do pewnego wieczoru kilka lat temu, wieczoru
spêdzonego w towarzystwie ojca, Milforda i Marcusa Brody ego, gdy
podczas ferii bo¿onarodzeniowych odwiedziÅ‚ Nowy Jork. Rwiêto-
wali wówczas nominacjê Brody ego na stanowisko dyrektora mu-
zeum oraz jego przeprowadzkê z Chicago do Nowego Jorku.
Milford zaproponowaÅ‚, by Brody rozpocz¹Å‚ swoje urzêdowanie
od wystawienia na widok publiczny szkieletów pierwszych amerykañ-
skich prezydentów. DodaÅ‚ przyciszonym gÅ‚osem, ¿e kilku z nich nie
spoczywa w grobach, a on wie, gdzie siê znajduj¹. Brody dziwnie po- [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • policzgwiazdy.htw.pl