[ Pobierz całość w formacie PDF ]
¿e zmierza do sedna sprawy.
Pragniemy, by profesor Jones postara³ siê zbadaæ sprawê nie-
znanych obiektów lataj¹cych, o których rozmawialiSmy. Aby do-
wiedzia³ siê o nich jak najwiêcej i odkry³, sk¹d pochodz¹. Jeste-
Smy przekonani, ¿e ta sprawa to coS wiêcej ni¿ tylko majaczenia
ocala³ego z katastrofy cz³owieka. Z powodów, które wnet stan¹ siê
jasne, by³oby po¿¹dane, aby profesor Jones nie zrywa³ oficjalnych
stosunków z Uniwersytetem Londyñskim. W ten sposób nie wzbu-
dzi zainteresowania, niezale¿nie od tego, dok¹d siê uda na swe,
hm, wykopaliska archeologiczne. Bêdzie oczywiScie pracowa³ dla
nas, lecz ca³kowicie sub rosa*.
Czy ma pan pojêcie, jakie sumy wchodz¹ w grê? wtr¹ci³
siê Pencroft. Rektorat uniwersytetu nigdy nie wyrazi zgody na&
Nikt spoza tych czterech Scian nie mo¿e siê dowiedzieæ o na-
szym uk³adzie powiedzia³ Treadwell nieco zbyt ostro. Teraz ju¿
nie ¿artowa³. Z wyj¹tkiem ludzi, których profesor Jones uzna za
stosowne wtajemniczyæ. JeSli chodzi o koszta, bierzemy to na sie-
bie. Uniwersytet nie wyda nawet z³amanego grosza.
To co innego wycofa³ siê Pencroft, chocia¿ nie kry³ zdzi-
wienia.
Wspomina³ pan o podarunku przypomnia³ Indy Treadwel-
lowi. Najwyraxniej trzyma pan asa w rêkawie.
Istotnie uSmiechn¹³ siê Treadwell. Jak pan siê zapewne
domySla, w tej akcji wezm¹ udzia³ tak¿e inne ekipy, ludzie z ró¿-
nych bran¿ i Srodowisk. Ale jeSli to panu pierwszemu uda siê zna-
lexæ ten szeScian, czymkolwiek by siê okaza³ ten transportowany
razem z brylantami artefakt, bêdzie pan móg³ go zatrzymaæ.
Chcia³ pan powiedzieæ: bêdziemy mogli go zatrzymaæ !
wybuchn¹³ Pencroft.
To nie moja sprawa. Pragnê jedynie zaznaczyæ, ¿e Korona
zrzeknie siê wszelkich roszczeñ do tego przedmiotu. Na twarzy
Treadwella wykwit³ uSmiech godny kota z Cheshire**. Profesor
Jones nie potrafi zignorowaæ czegoS, co mog³o mieæ bezpoSredni
*
(³ac.) Pod ró¿¹. Ró¿a by³a dla staro¿ytnych Rzymian symbolem tajemnicy
(przyp. t³um.).
**
S³ynny uSmiechniêty kot z Alicji w Krainie Czarów (przyp. t³um.).
30
zwi¹zek z Jezusem. OczywiScie to tylko nieuzasadnione przypusz-
czenie i brak mi kompetencji, by spekulowaæ na temat pochodze-
nia szeScianu. Ale nie muszê wiedzieæ wiêcej. Mam konkretne
i sprecyzowane cele.
Treadwell wsta³ i stan¹³ twarz¹ w twarz z Indym.
Jak zatem brzmi pañska odpowiedx?
Indy wyci¹gn¹³ do niego rêkê. Treadwell uScisn¹³ j¹ energicz-
nie, k³ad¹c kres pytaniom.
Zgoda rzek³ Indy.
Treadwell zwróci³ siê do Pencrofta.
Czy chcia³by pan o coS zapytaæ lub cokolwiek dodaæ, pro-
fesorze?
Pencroft zamySli³ siê. W koñcu powoli pokrêci³ g³ow¹.
Ca³a ta sprawa brzmi jak skoñczone szaleñstwo, panie Tre-
adwell. Jestem jednak zainteresowany czymS, co mieSci siê w przed-
stawionej przez pana propozycji nie do odrzucenia . Takiego od-
krycia nie mo¿na przeliczyæ na pieni¹dze. Ma pan tak¿e moj¹ zgodê.
Dziêkujê panu.
Treadwell otworzy³ aktówkê i przekaza³ Indy emu zapieczê-
towany pakunek.
Wewn¹trz znajdzie pan wszystko, co panu potrzebne, w³¹cz-
nie z zastrze¿onymi numerami telefonów i rozk³adem godzin,
w których jestem do dyspozycji.
Indy wzi¹³ pakunek.
Nie wiem, czy mam panu za to wszystko dziêkowaæ po-
wiedzia³.
Treadwell zachowa³ powagê.
Czas poka¿e.
Pencroft niespodziewanie zaniós³ siê ostrym kaszlem. Dr¿¹-
cymi rêkami wydoby³ chusteczkê i zas³oni³ usta. Treadwell i Indy
wymienili krótkie spojrzenia; bez s³Ã³w uzgodnili, ¿e zaczekaj¹, a¿
staruszek z³apie oddech. Wreszcie Pencroft otar³ za³zawione oczy
i nabra³ powietrza do p³uc.
Przekomarzacie siê tu pogrozi³ im oskar¿ycielsko palcem
niczym kumoszki na podwieczorku. Dosyæ tej paplaniny. Znikaj-
cie z moich oczu i pozwólcie tej placówce powróciæ do jej praw-
dziwej funkcji, jak¹ jest niesienie kaganka oSwiaty!
Treadwell i Indy razem opuScili pokój. Rozstali siê bez s³owa
w korytarzu i ka¿dy z nich poszed³ w swoj¹ stronê. Treadwell opu-
Sci³ uniwersytet g³Ã³wnym wejSciem, zaS Indy wróci³ do swego biu-
31
ra. Odczeka³ piêtnaScie minut, wypi³ kawê, któr¹ przygotowa³a dla
niego Frances Smythe, zamkn¹³ swoj¹ aktówkê i ruszy³ ku wyjSciu.
Smythe zatrzyma³a go przeszywaj¹cym spojrzeniem.
Musia³y siê tam dziaæ rzeczy nie z tej ziemi, skoro nie ode-
zwa³eS siê ani s³owem powiedzia³a z nut¹ krytyki w g³osie.
Tam do kata, ma racjê, pomySla³ Indy. Milczenie jest gorsze
ni¿ jakakolwiek historia, choæby i zmySlona. Obróci³ siê ku niej.
Taki tam rz¹dowy kit oznajmi³ beztrosko.
Taki, jaki mi w³aSnie wciskasz odparowa³a.
Dla w³asnego dobra nie powinnaS byæ taka m¹dra zbesz-
ta³ j¹, przemycaj¹c komplement.
Udam, ¿e nie s³ysza³am tej fa³szywej pochwa³y. USmiech-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]