[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Sam ledwie zdążyłem unieść strzelbę, kiedy w świetle ustawionej na
kamieniach latarki mignęła kosmata sylwetka owczarka kaukaskiego. Seria
karabinowa ścięła go, a zaraz potem i mnie przyszło wygarnąć śrutem w stronę
pojawiających się gończych.
Chodzcie, bestie! Dostaniecie za swoje!
Nigdy nie lubiłem psów.
 Padnij!  trącił mnie Szurik, a nad nami przeszła krótka seria smugowych
pocisków.
Odpowiedz Jermołowa zmusiła Strzelca do ukrycia się za zakrętem i
korzystając z chwili ciszy, wyskoczyliśmy z prowadzącego w ciemność przejścia w
poprzeczny szeroki korytarz. Szurik skręcił od razu i zanurkował w płytką niszę,
gaszÄ…c latarkÄ™.
 I czego rżysz, półgłówku?  wysyczałem na chichoczącego w kułak
Jermołowa.
 Załatwiliśmy! Załatwiliśmy ich!  Szurik nieco się uspokoił, wymienił
magazynek karabinu.  Jegrów! Jak opowiem chłopakom, nie uwierzą.
 Jeszcze ich nie załatwiliśmy.  Starałem się ostudzić jego zachwyt. 
Uspokój się. Jeżeli nas przyłapią, nic już nigdy nie opowiesz.
 Wała łysego teraz przyłapią! Bez psów nikt nas tutaj nie odnajdzie.
 A na cholerę mają za nami biegać? Zabezpieczą wyjścia i wszystko.
 Ludzi im nie wystarczy  wyjaśnił już spokojnie.  Na wyższych
poziomach, rzecz jasna, nie mamy czego szukać, ale przez niższe sobie uciekniemy.
 Zgłupiałeś? Jaki niższy poziom?  Tknąłem go w pierś.  Chcesz zginąć?
 Uspokój się.  Jermołow odtrącił moją rękę.  Mówiłem przecież, że
znam parę przejść.
 A co za różnica? Czy przez górne piętra, czy przez dolne, wystarczy przy
drodze ustawić wartę i nigdzie nie uciekniemy.
 Znasz Goszę %7łukowa? Nie spotkaliście się?  Szurik ukucnął, oparł się o
ścianę i ciężko westchnął.  Sam był z Bractwa, a oni od dawna interesowali się tą
twierdzą. On mi pokazał chodnik prowadzący na sąsiednie wzgórze. Tam, jak się
okazuje, też stały wieże. I stamtąd się zmyjemy. Tylko trzeba zdążyć przed nocą, bo
w nocy, jak mówił Gosza, lepiej pod tę górę nie lezć.
 Coś zalewasz. Wiesz chociaż, gdzie teraz jesteśmy?  Wyjąłem z
ładownicy plastikową gilzę, przeładowałem strzelbę.  A co z plecakami?
 Będziemy przechodzić obok, to zabierzemy.
 A narty?
 Kij z nimi.
 Zgłupiałeś!
 Cholera, Sopel, nie rozumiem, z czego jesteÅ› taki niezadowolony? Chcesz,
wracaj po narty. Tam na pewno powitają cię z otwartymi ramionami!  rozdarł się
Szurik.
 A ty tyle nie myśl, bo ci szkodzi  odgryzłem się.  Jak bez nart dalej
pójdziemy?
 A na co nam one? Do Granicy spokojnie dotrzemy, a dalej już przez
teleport.
 Dobra, ruszamy.  Machnąłem ręką, ostrożnie wysunąłem głowę z niszy i
wsłuchałem się w dalekie odgłosy wystrzałów.  Z automatów walą?
 Na kogoś się natknęli, nic innego  powiedział Szurik i pociągnął mnie za
sobÄ….  Zbieramy siÄ™, czas nie czeka.
 Trzyma cię ktoś?  Nie mogłem się powstrzymać od złośliwości. Och,
żeby tak się nie naciąć na jegrów! A i mieszkańcy porzuconej twierdzy mogą narobić
kłopotów. Kłopotów, hm... To słowo niezbyt pasowało jako opis procesu pożerania
człowieka żywcem.  Patrz pod nogi!
 Co?  wzdrygnÄ…Å‚ siÄ™ Szurik, przystajÄ…c.
 Martwy podśnieżnik  wyjaśniłem, obchodząc wyrastający prosto z
kamienia kwiat, którego płatki ledwo zauważalnie lśniły bladobłękitnym światłem.
 Ależ ty masz oko!  zachwycił się Jermołow, idąc dokładnie moim
śladem.  Nie wiedziałem, że to ścierwo rośnie na kamieniach.
 A czemu miałoby nie rosnąć? Karmę znajdzie wszędzie, bo durniów
nigdzie nie brakuje.  Uśmiechnąłem się. Nie na darmo sprawdziłem drogę
wewnętrznym okiem. Nic by z Szurika nie zostało. Szkoda, że kamienne ściany
zagłuszają magiczne spojrzenie, trudno coś dostrzec nawet na dziesięć kroków.
Dobrze chociaż, że dzwonki w głowie więcej się nie odzywiają. Może wtedy nie
zdążyłem się jeszcze otrząsnąć po stymulatorze?
Martwych podśnieżników nie spotkaliśmy więcej. Za to aż nadto było palącej
pleśni, która pokrywała kamień ścian. Po jakimś czasie Szurik plunął na ostrożność i
włączył latarkę. W ciemnościach wlezć w to świństwo było stanowczo zbyt łatwo.
Tutaj żadne antidotum by nie pomogło, tylko natychmiastowa interwencja
chirurgiczna. A my z potrzebnych rzeczy mieliśmy tylko medyczny spirytus i noże.
Nawet piłki nie było.
Nieco krążąc po ciemnych podziemiach, Szurik potrafił jednak odnalezć nasze
rzeczy. Lecz mnie się wydawało, że on sam się niezle zdziwił, odnajdując nasze
manele w jednej z cel, w której suficie ział otwór.
 Aap.  Rzuciłem kompanowi jego plecak, sięgnąłem po swój i w tej chwili
coś zwaliło mi się na plecy, przydusiło do ziemi. W ciemność podziemi wlała się
zupełna czerń i nawet krzyki Jermołowa docierały dosłownie jak przez
nieprzepuszczającą dzwięków zasłonę.
Czując, jak zimne palce mną kołnierz swetra i dobierają się do gardła,
przewaliłem się na lewy bok i wyjąłem z prawej kieszeni kufajki giurzę. Rękojeść
pistoletu nie chciała ułożyć się w dłoni, ale wreszcie udało mi się ją uchwycić,
włożyć rękę za plecy i nacisnąć spust. Tylko wystrzału nie było. A sił na drugie
naciśnięcie już nie wystarczało  ciało wypełniło się śmiertelnym bezwładem i nie
mogłem oderwać nawet głowy od kamiennych płyt podłogi. W oczach zamigotały
blade ogniki gwiazd, zacząłem powoli tracić świadomość.
Oprzytomniałem na trzask serii karabinowej, jakiś dziwnie głuchy i daleki.
Czyżby strzelano nie obok, ale w sąsiednim korytarzu? Czyżby Szurik z kimś
walczył?
 Ocknij się! No ocknijżeż się!  Jermołow wypłacił mi siarczyste policzki, a [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • policzgwiazdy.htw.pl